Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bilans prawie tygodnia walk młodzieżowych grup z policją jest porażający: ponad tysiąc zdewastowanych lub splądrowanych budynków (komisariatów, merostw, sklepów, banków, a nawet szkół czy bibliotek miejskich), kilka tysięcy spalonych aut, 700 rannych funkcjonariuszy.
Gwałtowne zamieszki, w wielu miejscach przypominające sceny miejskiej partyzantki, wybuchły w Nanterre pod Paryżem we wtorek, 27 czerwca, wieczorem. Fala przemocy szybko rozlała się na cały kraj, zwłaszcza na przedmieścia metropolii – stolicy, Lyonu, Marsylii, Tuluzy – ale też w małych miastach. Do stłumienia zamieszek minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin wysłał 40 tys. żandarmów i policjantów, a także pojazdy opancerzone i jednostki komandosów. Według źródeł policyjnych w nocy z niedzieli na poniedziałek napięcie zdecydowanie spadło – choć podpalono kilkadziesiąt budynków i prawie 300 aut.
Zapalnikiem rozruchów było zastrzelenie przez policję 17-letniego kierowcy Nahela M., Francuza algierskiego pochodzenia. Zginął on 27 czerwca w Nanterre po tym, jak odmówił poddania się kontroli drogowej. Policjant strzelił w klatkę piersiową nastolatka z bliskiej odległości. Nagrania wideo z miejsca wypadku, a także zeznania świadków zaprzeczyły twierdzeniom policjanta, że działał w obronie koniecznej. Obecnie 38-letni funkcjonariusz jest w areszcie, prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa z premedytacją. Nagranie udostępniane w mediach społecznościowych uruchomiło lawinową reakcję – apelom o osądzenie policjanta towarzyszyło wezwanie internautów do „pomszczenia Nahela”.
Ostatnie wydarzenia to największy konflikt na przedmieściach od czasu rozruchów w 2005 r. w podparyskim departamencie Seine-Saint-Denis. Uliczne walki młodzieżowych grup (w tym nastolatków w wieku nawet 12-13 lat) z policją trwały wtedy aż trzy tygodnie i skutkowały wprowadzeniem stanu wyjątkowego w całym kraju. Mając to w pamięci, prezydent Emmanuel Macron próbował teraz za wszelką cenę uspokoić nastroje. Zaraz po śmierci nastolatka nazwał zachowanie policjanta „niezrozumiałym” i „niewybaczalnym”; potępił także rozruchy. Do apeli o zaprzestanie przemocy na przedmieściach włączyli się piłkarze francuskiej reprezentacji z Kylianem Mbappé na czele, sami pochodzący z tzw. trudnych dzielnic.
Czytaj także: Francja pogrążona w chaosie
Rozruchy na ubogich blokowiskach, zamieszkanych w dużej mierze przez imigrantów spoza Europy i ich potomków, są wodą na młyn dla głównej siły opozycyjnej we Francji – nacjonalistycznej formacji Marine Le Pen. Są one też pożywką dla retoryki antyimigranckiej w innych częściach Europy, także w Polsce. Ta retoryka pomija (lub świadomie deformuje) fakt, że sprawcami zamieszek są młodzi ludzie urodzeni i dorastający we Francji, a nie przybyli do niej niedawno imigranci. Podłożem społecznym tych gwałtownych konfliktów jest w dużej mierze społeczna „gettoizacja” licznych francuskich dzielnic. Bez odzyskania tych – jak się je nazywa nad Sekwaną – „straconych terytoriów Republiki” nie będzie można trwale zgasić płomieni na przedmieściach. To największe dziś wyzwanie dla Francji: przywrócenie na tych terenach bezpieczeństwa oraz wprowadzenie tam edukacji i usług publicznych na przyzwoitym poziomie.
Rozruchy po śmierci w Nanterre wywołują też dyskusje o konieczności zreformowania policji. Zdaniem mediów, m.in. dziennika „La Croix”, niezbędne jest lepsze szkolenie mundurowych, a także zmiana prawna ograniczająca możliwość nadużywania broni palnej przez policję, jak w przypadku Nanterre.
Ostatni tydzień zdaje się potwierdzać, że Francja, rozdarta wewnętrznymi konfliktami od czasu wystąpień ruchu żółtych kamizelek w 2018 r., nie radzi sobie z uliczną przemocą. Można mieć tylko nadzieję, że wstrząs wywołany skalą zniszczeń z minionego tygodnia wywoła wreszcie otrzeźwienie – po wszystkich stronach.
Tekst ukończono w poniedziałek 3 lipca.