Złota legenda

Franciszek Ziejka nie tylko badał zjawiska literackie, ale ukazywał to, co najistotniejsze dla naszej tożsamości.

27.07.2020

Czyta się kilka minut

Jego odejście to strata, której jeszcze nie rozumiemy; poszukujemy formuł, które mogłyby go opisać. Niewiarygodna pracowitość i wielka życzliwość: te dwa rysy jego osobowości powtarzają się chyba najczęściej, co nie wynika z trudności w znalezieniu oryginalnych określeń, ale z jedności i konsekwencji budowanego przez lata wizerunku.

Jako uczony Franciszek Ziejka badał dzieła i zjawiska literackie, a równocześnie ukazywał to, co najistotniejsze dla naszej świadomości zbiorowej i tożsamości, akcentując ścisłe związki literatury polskiej z europejską. Połączenie dbałości o szczegół z umiejętnością uogólnienia stanowi wielką wartość jego prac, wśród których znajdują się monografie, jak choćby odkrywcza interpretacja „Wesela”, zatytułowana „W kręgu mitów polskich” (1977 i 1997), monumentalna „Złota legenda chłopów polskich” (1984) czy tak wybitne dzieła jak „Paryż młodopolski” (1993), „Nasza rodzina w Europie” (1995), „Poeci, misjonarze, uczeni” (1995), „Miasto poetów” (2005). Widać je także w książkach popularyzatorskich, które mają wiernych odbiorców. Znawca literatury i kultury polskiej wieków XIX i XX, ukazywał w nich zjawiska literackie na tle historii, dziejów obyczaju, historii sztuki, w powiązaniu z dziedzictwem europejskim.

Jeśli spojrzeć na te książki z perspektywy biografii ich autora, można również zobaczyć, że wszystkie składają się na jedną konsekwentną opowieść kogoś, kto urodził się w 1940 r. w Radłowie pod Tarnowem, kto o tym pamiętał i czuł się prowadzony przez Siłę Wyższą, którą możemy nazywać Opatrznością, a świecko – Losem.

Pod koniec życia interesowały go nekropolie, miejsca pochówku sławnych ludzi; odtwarzał z pietyzmem szczegóły ich pogrzebów. Zajmował się też życiem artystów, poruszała go historia Wandy Monné i Artura Grottgera, przejmował tragiczny los Franciszka Wyspiańskiego (odkrywał jego nieznane rzeźby). Dlaczego przesunął punkt ciężkości z dzieł na człowieka? Przecież nie z naiwności, lecz z przekonania, że ostatecznie w nim kryje się istota współtworzonej przez jednostki kultury.

Ziejka laboriosus – topos pracowitości od zawsze wiązał się z chłopskim habitusem. Tę samą topikę znamy z biografii Stanisława Pigonia, o którym pisał, ale od którego wiele go różniło. Nie podążał już, jak w przypadku Pigonia, drogą „z Komborni w świat”, ale kierował się wyobrażeniem Radłowa jako „naszego miejsca w Europie”. Etos chłopskiej pracowitości wybija się u niego na pierwszy plan, choć nie brakowało mu talentu, inwencyjności i odkrywczości. Wytrwałość i dociekliwość to cechy Ziejki jako uczonego, który nieustannie pracował, wierząc, że można kształtować samego siebie poprzez trud nakierowany na cel.

Profesor Ziejka był recenzentem mojego doktoratu; miałam okazję obserwować, jak przez dziesięciolecia opiekował się uczniami, nie robiąc różnic między „swoimi” i „cudzymi”, co w nauce wcale nie częste. Niepowtarzalna i wspaniałomyślna życzliwość zapada w pamięć i rodzi wdzięczność. Właściwe mu było głębokie rozumienie Uniwersytetu – zarówno jego idei, jak i realiów materialnego trwania, ale zwłaszcza jako wspólnoty kolejnych pokoleń.

„Niewiara w wielkość wrodzona jest duchowi ludzkiemu. Jest w nas jakiś duch małości, który rozdrabnia, ryje, podgryza, kruszy, aż póki nie rozdrobi, nie rozniesie, nie przeryje skały wielkości… To jest nieustanna, żarliwa, podziemna praca małości” – pisał Bruno Schulz w czasach, które nie były ani trochę łatwiejsze niż nasze. A gdyby przestać podważać i przestać pomniejszać, aby zobaczyć ludzi, którzy byli jeszcze wczoraj niedaleko nas, w całej niezwykłości i niepowtarzalności? Zyskalibyśmy na tym jako społeczeństwo, a z pewnością jako ludzie.


Czytaj także: Wieloletni rektor najstarszej polskiej uczelni, Franciszek Ziejka przypominał, że od kondycji świata akademickiego zależą losy przyszłych obywateli Europy.


 

W jednym z ostatnich szkiców, zamykających książkę „Podróże pisarzy” (2019), Ziejka odtworzył pobyt Władysława Jagiełły wraz z całym dworem w Radłowie w roku 1413. Na tekst ten sam zwrócił moją uwagę w jednej z rozmów. To znamienny gest powrotu do początków – własnych i rodzinnej miejscowości. Wiedział, że jest postacią legendarną, i szatę legendy nosił we właściwy sobie pogodny sposób. Uderzająca była w jego przypadku jedność wizerunku i osoby – rzadko zdarza się tak doskonała. Będziemy powtarzać nasze wspomnienia, aż z formuł i toposów ukuje się legenda, która jest, przywołując znów Schulza, „reakcją ludzkiego ducha na wielkość”. ©

Autorka pracuje na Wydziale Polonistyki UJ, zajmuje się badaniami literatury Młodej Polski, literatury dziecięcej i poezji współczesnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2020