Wielkość i grzech

MAREK ZAJĄC: - W przemówieniu do biskupów i księży Benedykt XVI apelował: "Wierzcie w moc waszego kapłaństwa". Skąd takie słowa?

31.05.2006

Czyta się kilka minut

KS. SŁAWOMIR SZCZEPANIAK: - Wielu księży stawia sobie pytanie, jaki jest wymierny, społeczny efekt ich pracy. Przed laty wszystko wydawało się prostsze: umierał parafianin, przyjmował ostatnie namaszczenie i nikt nie miał wątpliwości, że kapłan spełnił zadanie. Punktem odniesienia była parafialna księga chrztów, ślubów i pogrzebów. Zresztą póki walczyliśmy z komunizmem, wiedzieliśmy, że jesteśmy potrzebni. Tylko w Kościele była wolność. Potem stanęliśmy w zupełnie nowej sytuacji, np. pomoc społeczna przeszła, i dobrze, w ręce świeckich. Zadania polityczne wzięły na siebie wolne i demokratyczne instytucje. Wielu księży ma poczucie pustki. Nie wierzą, że dysponują realną mocą zmiany świata na lepsze. A przecież - jak przypomniał Papież - rozporządzają siłą potężniejszą niż polityczna, ekonomiczna czy społeczna. To realna moc Chrystusa zmartwychwstałego, która przez posługę kapłana może stać się udziałem innych.

- Dlatego Benedykt XVI podkreślał, że ksiądz ma być ekspertem od spotkania człowieka z Bogiem, a nie od ekonomii, budownictwa czy polityki.

- Są dwa rodzaje działalności człowieka. W pierwszym przypadku koncentrujemy się na celach i efektach. To logika, która dominuje w społeczeństwie, ale dla Kościoła jest zabójcza. Mechanik samochodowy nie musi się zastanawiać, jak dokręcić śrubkę; ważne, aby silnik działał sprawnie. Rozliczamy się ze statystyk i z tego, co wybudowaliśmy, o ile powiększyliśmy majątek, jakie pielgrzymki zorganizowaliśmy czy ilu sakramentów udzieliliśmy. Tyle że nie zważamy przy tym na środki. Papież wezwał księży do innego działania: działania, które mierzy się nie ilością, ale - mówiąc kolokwialnie - jakością usługi. Nie powinienem liczyć, ilu penitentów wyspowiadałem, ale zastanowić się, czy ukazałem im miłosierdzie Jezusa i zachęciłem do wejścia na drogę zbawienia. Efekty pozostawiam Bogu. Tak naprawdę nie wiem, dokąd Bóg chce doprowadzić człowieka, który klęka u kratek konfesjonału. Ważne jest jednak, abym to prowadzenie mu ukazał. Taką nową logikę Benedykt XVI zaproponował Kościołowi w Polsce.

- A zagadkowe zdanie: "Życie pod wpływem totalitaryzmów mogło zrodzić (...) tendencję do ukrywania się pod zewnętrzną maską, a w konsekwencji do ulegania jakiejś formie hipokryzji"?

- To można zinterpretować na dwa sposoby. W czasach totalitaryzmu ciężko było prowadzić otwartą działalność opozycyjną czy społeczną. Kapłaństwo dawało szansę zaangażowania. Kościół przyciągał społeczników, zapewniał im ochronę. Sporo powołań z tamtych lat wynikało z woli pracy dla innych, czynienia świata lepszym. Kłopot w tym, że motywacja nie pokrywała się z istotą kapłaństwa...

- ...bo na pierwszym miejscu był człowiek, a Chrystus pozostawał dodatkiem.

- Może nie dodatkiem, ale w każdym razie był w tle.

Ale słowa Benedykta XVI można rozumieć również w innym sensie: szlachetny kapłan zakładał maskę, żeby wykorzystywać skromne możliwości działania w ramach totalitaryzmu. Udawał życzliwość dla systemu, żeby działać - w swoim mniemaniu - dla dobra Kościoła, np. godził się przekazywać bezpiece z pozoru nieistotne informacje, żeby dostać cement na budowę kaplicy. Samego siebie usprawiedliwiał, że prowadzi grę. Kierował się logiką małych ustępstw w imię większego dobra. Ale brnął w hipokryzję. Tu znów wracamy do przesłania Benedykta do księży: nie patrzcie na cel, ale zważcie na środki.

- Fragment odnoszony do uwikłania księży we współpracę z bezpieką mogą przywoływać i zwolennicy, i przeciwnicy ujawniania agentów.

- Nie ulega wątpliwości, że Benedykt XVI postawił dwa warunki rozliczenia. Po pierwsze, należy uwzględnić kontekst. Nie możemy wedle współczesnych kryteriów oceniać kapłanów z lat 50. czy 70. Powinniśmy patrzeć na nich z miłosierdziem. Zobaczyć cały dramat ich życia, a nie tylko wyrokować: był agentem. Koniec i kropka.

I druga sprawa - równie ważna, chociaż niecytowana przez dziennikarzy. Papież powiedział, że tam, gdzie pojawia się wyznanie grzechów, musi się pojawić również wyznanie chwały. Jako Kościół musimy skonfrontować się z paradoksem, że jesteśmy zbyt słabi i mali wobec misji, którą nam powierzono. Ale nasz grzech, nieudolność, słabość i głupota nie przekreśla mocy Boga. Jeżeli nawet oskarżamy księdza o donosicielstwo, nie możemy pochopnie przekreślić wszystkiego, co czynił. Musimy przyznać: pomimo jego małości Bóg dokonał wielkich rzeczy w życiu i jego, i Kościoła. Nawet przez niego.

Ks. Sławomir Szczepaniak (ur. 1963) jest doktorem filozofii. Studiował w Instytucie Katolickim w Paryżu i na Uniwersytecie Marne-la-Valée. Pracuje jako adiunkt w Katedrze Etyki Współczesnej UKSW. Jest duszpasterzem głuchoniewidomych i KIK-u.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2006