Swiatło tajemnicy i misterium dobroci

Czasem ciagną do nich tłumy, częściej nie. Zakłócają nam błogość istnienia, zwłaszcza jeśli jest to błogość iluzoryczna, cienka i krucha. Niektórzy są artystami. Jak Jerzy Nowosielski.

01.03.2011

Czyta się kilka minut

Są ludzie o wrażliwości, która wręcz przekracza granice ludzkiej wytrzymałości. To, co inni odbierają przez filtr spraw codziennych i amortyzują doraźnymi sprawami swoimi i bliskich, oni, dotknięci darem ostrej metafizycznej percepcji, nieustannie odczuwają jak niegojącą się ranę. Pytań o absurd istnienia, o zło i dobro, o Boga wreszcie - nie mogą odłożyć na bok, przesunąć na jakąś wolną chwilę.

To ostre widzenie może doprowadzić do szaleństwa. Jedni, by się od tego uwolnić, sięgają po alkohol czy narkotyki, inni stają się prorokami, traktowanymi przez "normalnych" z niejakim politowaniem. Pod przemożnym, wewnętrznym naciskiem mówią, płaczą, krzyczą, miotają gromy, targają się na własne życie. Inni idą na pustynię. Czasem ciągną do nich tłumy, częściej nie. Nikt nie lubi, by zakłócano mu błogość istnienia, zwłaszcza jeśli jest to błogość iluzoryczna, cienka i krucha. Niektórzy są artystami.

Taki był Jerzy Nowosielski. Rozmowy, które niestrudzenie prowadził z nim nasz nieodżałowany autor Zbigniew Podgórzec, pozwalają nieco lepiej Nowosielskiego zrozumieć - choć Podgórzec gdzieś wyznał, że on sam, mimo tylu rozmów, go nie rozumie. W artykułach po śmierci ostrożni redaktorzy pisali o nim: "jeden z największych". Nad trumną jego uczeń, prezes krakowskiego okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków Stanisław Tabisz, powiedział bez ogródek: "Jerzy Nowosielski był największym z największych. Jego malarstwo i filozoficzna refleksja o życiu i sztuce osiągnęły najwyższe szczyty, a przecież w swojej niezwykłej prostocie i syntezie artysta wyrażał ludzką zmysłowość, a zarazem owo tchnienie sacrum, którego dotykał swym metafizycznym instynktem utrwalając go w obrazach, rysunkach, polichromiach, scenografii, w rozważaniach teologicznych".

Mówił o sobie, że nie jest zawodowym teologiem: "Boję się teologów w sutannach, albowiem muszą oni pewne problemy rozwiązywać teleologicznie. Telos musi być zawsze niepodważalny. A teolog taki jak ja - teolog amator, teolog na »własny użytek« - po prostu sobie myśli, nie forsuje żadnych rozwiązań, nie musi ich bowiem naginać do tego telos, celu, nie jest teleologiczny, jest po prostu teologiczny". Bagatela, "po prostu sobie myśli". Obcując z nim, słuchając go, trudno było nie widzieć, że to "sobie myślenie" (wzbogacone niebywałą erudycją) go spalało.

Nieustannie przeżywał okropność zła i jednocześnie zachwycał się i radował dobrem Jezusa Chrystusa. Jego spojrzenie nie było spojrzeniem "człowieka przyzwyczajonego". Choćby w tym, co mówi w rozmowie "O herezjach i naszych braciach mniejszych": "Cała nasza grzeszność, która w nas tkwi, przejawia się w naszych uczuciach, w naszych żądzach, w naszych upodobaniach, w naszych zachciankach, w tych naszych myślach, których się wstydzimy. Wszystko to jednak eksterioryzuje się w tym, że mordujemy zwierzęta. I jeśli chodzi o zwierzęta, to jest dalszy ciąg »Ofiary«. (...) Od chwili upadku, od chwili »wypędzenia z raju« jesteśmy zbrodniarzami, jesteśmy grzesznikami. I wszelkie marzenie o tym, że człowiek może być istotą cnotliwą, to mrzonki. (...) Dlaczego jednak nasza grzeszność musi się ujawniać przede wszystkim w stosunku do braci mniejszych? Tak jest urządzony świat. Prawdopodobnie, gdybyśmy nie mieli sposobności grzeszyć w ten sposób, to znaczy składać dalej krwawych ofiar z niewinnych istot, które obok nas żyją, to bylibyśmy jeszcze gorsi. Bo nie mielibyśmy poczucia własnej przyrodzonej nam grzeszności". Tuczarnię kur porównywał do obozu koncentracyjnego i smętnie konstatował, że w obozach ludzie mogli przynajmniej mieć nadzieję na życie po śmierci, biedne kury nawet tego chyba nie mają. Jakże te słowa towarzyszą dzisiejszemu "Tematowi Tygodnika"...

Wielki artysta Jerzy Nowosielski był porażony widokiem zła świata i bólem istnienia, ale "w jego obrazach paliło się światło misterium tajemnicy i dobroci" - jak nad trumną powiedział Stanisław Tabisz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2011