Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z medialnych doniesień wynika, że wydarzenie omal nie skończyło się tragedią: wynajęty mężczyzna stracił przytomność, zaś księża nie chcieli do mieszkania wpuścić pogotowia, które zostało wezwane (zapewne przez któregoś z nich). By ratownicy medyczni mogli ratować życie człowieka, musiała interweniować policja.
Postępowanie wszczęła prokuratura. Własną komisję do zbadania sprawy powołał biskup. Samo wydarzenie i reakcje na nie państwowych i kościelnych instytucji jest szeroko komentowane. Reakcje są różne – przeważa oburzenie.
Nie mam zamiaru pisać, jaka reakcja powinna być tu właściwa. Co do mnie – ogarnia mnie, w tym momencie, smutek. Smutek, że osoby, które należą do grupy traktowanej przez wielu jako autorytety w ważnych życiowych sprawach, nie potrafią radzić sobie z własnym popędem seksualnym, nie umieją tworzyć sensownych relacji międzyosobowych i żyją w takim samozakłamaniu, iż dla zachowania własnej „twarzy” gotowe są zaryzykować życie drugiego człowieka.
Oczywiście – wydarzenia takie, jak to z Dąbrowy Górniczej, prowokują też (kolejny już raz) pytanie o Kościół, a – zapewne – również o samą wiarę w Boga. W tej kwestii na myśl przychodzi mi tylko werset psalmu 146: „nie pokładajcie ufności w człowieku”.