Przestępstwo urzędnicze

Takich historii było i będzie jeszcze wiele. Wynikają z braku wiedzy lub wręcz złej woli prokuratury. I z bezkarności polskich urzędników.

08.04.2013

Czyta się kilka minut

Przemysław Sadowski w „Układzie zamkniętym” Ryszarda Bugajskiego / Fot. Krzysztof Kowalski / KINO ŚWIAT
Przemysław Sadowski w „Układzie zamkniętym” Ryszarda Bugajskiego / Fot. Krzysztof Kowalski / KINO ŚWIAT

Losy Pawła Reya i Lecha Jeziornego, biznesmenów wyciągniętych nad ranem z łóżek, przez dziewięć miesięcy przetrzymywanych w więzieniu, przez siedem lat oskarżonych o działanie na szkodę Krakowskich Zakładów Mięsnych, a następnie oczyszczonych z wszelkich zarzutów – były na tych łamach opisywane kilkakrotnie. Ich życie zawodowe i prywatne legło w gruzach, firma, którą prowadzili, upadła, a jej kilkuset pracowników straciło pracę. Oskarżający ich prokurator tymczasem nie poniósł konsekwencji. Ile było podobnych historii? Skąd się biorą i co się dzieje z popełniającymi błędy urzędnikami i śledczymi?


SZCZĄTKOWE DANE

Pouczająca jest już sama próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy prokuratorzy i urzędnicy są rzeczywiście w Polsce bezkarni. Najpierw próbuję w Prokuraturze Generalnej, która nadzoruje pracę armii ponad 6 tys. polskich oskarżycieli. Chciałbym poznać jak najświeższe dane o śledztwach prowadzonych z artykułu 231 kodeksu karnego, powszechnie określanego mianem „przestępstwa urzędniczego”. Sam przepis brzmi poważnie: funkcjonariusz publiczny, który, „przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze do lat trzech”. Kara może być surowsza – sięgnąć nawet dziesięciu lat więzienia – gdy motywem działań jest „osiągnięcie korzyści majątkowej lub osobistej”.

– Nie mamy takich danych. Ani za ten rok, ani za poprzednie – mówi rzecznik Prokuratora Generalnego Mateusz Martyniuk.

Przyczyną nie jest żadna tajemnica, chroniąca takie informacje – to efekt braku systemu informatycznego. Polskie prokuratury nie są połączone żadną siecią i wszelkie dane zbiera się „na piechotę” – za pomocą pism lub telefonów. Również wtedy, gdy pytania zadaje sam Minister Sprawiedliwości czy Prokurator Generalny. Tak też zresztą brzmi rada rzecznika Martyniuka, który odsyła do prokuratur „na dole”.

Kolejny telefon wykonuję więc do rzecznika największej prokuratury okręgowej w kraju, czyli dla lewobrzeżnej części Warszawy. Zasięg jej działania to jednocześnie największe skupisko urzędników w Polsce – tak samorządowych, jak administracji centralnej.

– Minimum kilku dni potrzebuję na zgromadzenie informacji z prokuratur rejonowych, muszę je obdzwonić. Szybciej mogę podać wyłącznie naszą statystykę – wyjaśnia Dariusz Ślepokura. Tę szczęśliwie ma na wyciągnięcie dłoni do klawiatury i wkrótce dyktuje: – W ubiegłym roku mieliśmy niemal siedemdziesiąt doniesień dotyczących artykułu 231. Najwięcej, bo trzydzieści pięć, zakończyło się odmową wszczęcia postępowania, w sześciu został skierowany akt oskarżenia, pozostałe zaś po wszczęciu zostały umorzone.

W jego ocenie te szczątkowe dane nie wypaczą generalnego obrazu. – Jako prokuratorzy mamy problem z konstrukcją tego przepisu, jest bardzo nieprecyzyjna. W efekcie, nawet gdy sprawa trafia do sądu, trudno uzyskać wyrok skazujący – mówi Ślepokura, który sam ma duże doświadczenie w prowadzeniu śledztw.


SĄD KORPORACYJNY

Skoro prokuratorzy są tak bezradni w ściganiu złej woli czy zwykłej ignorancji urzędników, to może robią to sami zainteresowani? Jak większość profesji, posiadają również coś na kształt korporacyjnego sądownictwa dyscyplinarnego. Jego szczegółowy kształt reguluje ustawa „o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych”. Upraszczając, chodzi o odpowiedzialność za gospodarowanie publicznymi środkami. Często to być albo nie być dla przedsiębiorców: są branże, w których jedynym liczącym się inwestorem jest państwo.

Na szczycie tego sądownictwa znajduje się Główny Rzecznik Dyscypliny Finansów Publicznych, którym zawsze jest jeden z wiceministrów finansów. Pełni rolę prokuratora przed Główną Komisją Orzekającą, rozpatruje też odwołania od rozstrzygnięć rzeczników dyscyplinarnych niższych instancji.

Wrażenie robią liczby ze sprawozdania rocznej działalności rzecznika. Okazuje się, że do kilkudziesięciu rzeczników dyscypliny dotarło 2711 zawiadomień o złamaniu prawa, spośród których niemal połowie nie nadano biegu. Za winnych uznano tylko 395 urzędników, jednak najczęściej jedynie poprzez wpisanie uwagi do akt personalnych. Co ciekawe, z obszernego, kilkudziesięciostronicowego sprawozdania nie da się wyczytać, ile razy zastosowano najwyższą sankcję: naganę lub karę finansową. Ostatnie informacje, które udało się odnaleźć, dotyczą 2011 r. – wtedy takie konsekwencje spotkały zaledwie pięciu pracowników administracji.

W jednej z najciekawszych spraw status niewinnego przed tym korporacyjnym sądem uzyskał nawet podejrzany przez prokuraturę o przyjęcie ok. 4 mln zł, czyli najwyższej łapówki, dyrektor Centrum Projektów Informatycznych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Andrzej M.!


GĄSZCZ PRZEPISÓW

Błędów popełnionych podczas sprawy Jeziornego i Reya w żaden sposób nie można usprawiedliwić. – Sprawy gospodarcze są niebezpieczne dla oskarżycieli. Szczególnie te, w których ofiarą pada Skarb Państwa. To anonimowy twór, nie ma postaci, która mogłaby głośno krzyczeć, że przez działania takiego a takiego biznesmena straciła np. mieszkanie, oszczędności życia przeznaczone na leczenie – przypomina krakowski prokurator Marek Wełna. Sam jest wręcz ikoną zmagań z aferami w polskiej prokuraturze. Dla jednych niezłomnym, wybitnym prokuratorem, dla innych wcieleniem zła niszczącym dziesiątki biznesmenów. Wełna, pytany o przyczyny, dla których oskarżyciele tak często ponoszą klęski w sądowych zmaganiach z biznesem, wymienia dwie sprawy: koszta takich śledztw i brak wykształconych sędziów.

– W zasadzie wszystkim, których znam, wydaje się, że przepisy karne zawarte są w kodeksie karnym i może kodeksie karnym skarbowym. Tymczasem dziś zapisane są one w niemal 120 ustawach – zauważa jeden z szefów pionu przestępstw gospodarczych w centrali policji. – To wiedza specjalistyczna, tymczasem sędziowie znają właśnie kodeks karny i ewentualnie ten skarbowy.

Dziś w małym kraju równolegle trwa kilkanaście śledztw dotyczących skomplikowanego mechanizmu wyłudzania podatku VAT w obrocie złotem lub prętami metalowymi. Straty Skarbu Państwa mogą sięgać miliardów, legalnie działająca branża hutnicza ostrzega, że jest bliska upadku i masowych zwolnień pracowników. Nie wytrzymuje po prostu konkurencji ze strony oszustów, którzy nie płacą podatków.

– Same koszta biegłych do jednego ze śledztw mogą sięgnąć 100 tys. zł. I trzeba te pieniądze wydać, nie mając żadnej pewności, że sąd przychyli się do aktu oskarżenia – wyjaśnia prokurator, zaangażowany w takie śledztwo.


JAKOŚĆ ŚLEDZTW

Jednak podejście prokuratury do spraw gospodarczych lepiej obrazuje głośna historia trójmiejskiej piramidy finansowej Amber Gold. Tutaj prokurator kilkakrotnie umarzała śledztwo, uznając działalność firmy za zgodną z prawem, mieszczącą się w dopuszczalnym ryzyku inwestycyjnym.

– Prokuratorzy mają świadomość, że w przypadku problemów i przegranej przed sądem zostaną sami. Żaden przełożony nie będzie ich bronił, media zaś rozjadą ich jako nierozumiejących istoty przedsiębiorczości – mówi oskarżyciel pracujący w pionie przestępczości zorganizowanej i korupcyjnej, do której trafiają najbardziej skomplikowane sprawy.

W apogeum afery Amber Gold premier Donald Tusk i minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki zapowiedzieli, że priorytetem będzie doszkalanie funkcjonariuszy policji zajmujących się zwalczaniem przestępczości gospodarczej. Od tamtej pory minął niemal rok i żadnych masowych szkoleń nie było. Za to podczas zakończonej właśnie reformy Komendy Głównej Policji zlikwidowano dwa wydziały: przestępczości gospodarczej i korupcyjnej.

– Uważam, że to błąd. Choć te komórki nie prowadziły same śledztw, to ich zadaniem było monitorowanie całej sfery tej przestępczości, wyłapywanie trendów i dbanie o koordynację najpoważniejszych śledztw – uważa przewodniczący sejmowej komisji spraw wewnętrznych i były minister Marek Biernacki.

Po takich działaniach rządu trudno się spodziewać, aby podniosła się jakość śledztw. Albo żeby chociaż policjanci i prokuratorzy rzadziej się mylili podczas spraw dotyczących polskich przedsiębiorców.


SĄDOWE PORAŻKI

Inna sprawa, że wszystkie statystyki z ostatnich lat wskazują, iż spada liczba przestępstw czysto kryminalnych, a stale, dynamicznie, rośnie przestępczość gospodarcza. To tradycyjne oszustwa, wyłudzenia odszkodowań z ubezpieczalni, kradzieże własności intelektualnej, skomplikowane mechanizmy funkcjonujące dzięki lukom w licznych ustawach nadregulujących obrót gospodarczy.

Na inny „walor” przestępczości gospodarczej zwraca uwagę oficer policyjnego Centralnego Biura Śledczego: – Nikt nie chce mieć sąsiada, który sprzedał choćby kilka gramów narkotyków, niewielu zaś przeszkadza taki, który przemycił kilka tirów z papierosami. Choć ja uważam, że to ten drugi wyrządził znacznie większe szkody społeczeństwu.

Według analiz samego przemysłu tytoniowego przerzucenie jednej ciężarówki z papierosami z Polski do Wielkiej Brytanii może przynieść nawet milion złotych czystego zysku. Właśnie skalę zysku z przestępczości gospodarczej wymieniają sami prokuratorzy i policjanci, jako kolejną przyczynę ich własnych – jak to określają – sądowych porażek.

Sam byłem świadkiem scen, jakie rozgrywały się w siedzibie warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej podczas pierwszego dnia, gdy obrońcy mogli się zapoznawać z materiałami śledztwa dotyczącego głośnej „afery autostradowej”. Dla adwokatów, w doskonale skrojonych garniturach, zabrakło nawet szafek na telefony, w zgrzebnych pomieszczeniach prokuratury nie było gdzie umieścić ich drogich płaszczy. Niemal każdy z dziesięciu podejrzanych o zmowę cenową szefów gigantów budowlanych miał do dyspozycji po trzech mecenasów – maksymalną dopuszczoną prawem liczbę. To, że ustawiali między sobą przetargi, spowodowało ostrą reakcję Komisji Europejskiej. Bruksela jedną decyzją wstrzymała rozliczanie miliardów euro przeznaczonych na budowę wszystkich polskich dróg.

– Prokuratura nie ma czystego sumienia, swoimi działaniami zniszczyła niejedno rokujące przedsięwzięcie. Ale też nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że Polska jest krajem bez korupcji i przestępczości gospodarczej. To efekt tego, że do dziś nie udało się zbudować dobrego pionu zwalczającego ekonomiczne nadużycia, choćby w Centralnym Biurze Śledczym i prokuraturze – komentuje Marek Biernacki.

Z jednej strony brak odwagi prokuratury, tylko w jednej sprawie Amber Gold, przyniósł straty wyliczone dziś na 713 mln zł. Z drugiej, brak wiedzy lub wręcz zła wola prokuratury połączona z praktyczną bezkarnością urzędników zapowiada pojawienie się jeszcze wielu historii podobnych do tej opowiedzianej w „Układzie Zamkniętym”.


ROBERT ZIELIŃSKI jest dziennikarzem „Dziennika. Gazety Prawnej”.


„TP” o sprawie Reya i Jeziornego: http://tygodnik.onet.pl/30,0,76354,uklad_zamkniety,artykul.html

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2013