Prześniona katastrofa

W cieniu wojny z Rosją i problemów z reformą państwa Ukraina doświadcza kryzysu, którego na co dzień nie widać: zapaści demograficznej.
z zachodniej Ukrainy

13.09.2021

Czyta się kilka minut

Szacuje się, że za granicą może pracować dziś nawet 5 mln Ukraińców. Na zdjęciu: na polsko-ukraińskim pieszym przejściu granicznym w Medyce-Szeginiu, czerwiec 2020 r. / DAREK DELMANOWICZ / PAP
Szacuje się, że za granicą może pracować dziś nawet 5 mln Ukraińców. Na zdjęciu: na polsko-ukraińskim pieszym przejściu granicznym w Medyce-Szeginiu, czerwiec 2020 r. / DAREK DELMANOWICZ / PAP

Na razie nie mamy kłopotów z obsługą, bo jest lato, studenci się nie uczą, mogą sobie u nas dorabiać. Problem będzie jesienią, gdy wrócą na uczelnie – mówi kelnerka w pizzerii Veterano. Lokal mieści się przy placu Mickiewicza w centrum starówki Iwano-Frankiwska (przedwojennego Stanisławowa), obwodowego miasta na zachodzie Ukrainy.

Knajpka cieszy się popularnością. To jeden z sześciu franczyzowych lokali firmy, którą założył Leonid Ostalcew – w 2014 r. ochotnik, a obecnie weteran trwającej już od siedmiu lat wojny z Rosją w Donbasie. Ostalcew brał udział w najgorętszych bojach – od walk o wzgórze Sawur-Mohyła aż po kocioł w Debalcewe. Przed wojną pracownik pizzerii, po powrocie z frontu stworzył Pizza Veterano i odniósł sukces komercyjny (niestety rzadki w środowisku weteranów).

Brak rąk do pracy nie jest tu problemem nowym. Gdy byłem w Iwano-Frankiwsku wcześniej, w październiku 2017 r., na wielu lokalach widniały karteczki z ofertami pracy dla kelnerów, kucharzy czy zmywaczy. Wówczas, podobnie jak dziś, wielu z nich pracowało w Polsce. Większość nie wróciła.

Za garść złotówek?

Z okazji okrągłej, trzydziestej rocznicy niepodległości, od lutego w Kijowie trwa „Ogólnoukraińskie Forum Ukraina 30”. Przedstawiciele władz, w tym prezydent Wołodymyr Zełenski, a także ministrowie i szefowie ważnych instytucji, jak również aktywiści, eksperci, naukowcy i przedstawiciele organizacji międzynarodowych – wszyscy oni publicznie dyskutują o kluczowych kwestiach rozwoju kraju. Ten swego rodzaju audyt ostatnich lat ma zarysować plany na przyszłość. Z trzydziestu planowanych spotkań rozmawiano już m.in. na tematy bezpieczeństwa, cyfryzacji, gospodarki bez oligarchów czy praworządności.

W lipcu na tapetę trafił temat „Siła robocza”. To kwestia o kapitalnym znaczeniu dla dzisiejszej i przyszłej sytuacji kraju, ale w codziennej debacie publicznej prawie nieobecna. Ołeksij Czernyszow, minister rozwoju hromad i terytoriów (tj. samorządności), ocenił, że „według danych statystycznych dziś prawie 3 miliony Ukraińców pracuje za granicą”. Czernyszow uważa, że o decyzji o emigracji decyduje poziom wynagrodzenia: jeśli średnia pensja w zachodnich obwodach przekroczy obecne 15 tys. hrywien (równowartość 2,2 tys. złotych) i osiągnie 18 tys. hrywien, to „kwestia migracji zarobkowej zostanie rozwiązana”, gdyż „człowiek ma pracować w ojczyźnie, być z rodziną, rozwijać się zawodowo i personalnie – to jasne”.

Myślenie ministra, że decyzja o emigracji zależy od tego, czy ktoś ma równowartość kilkuset złotych więcej w kieszeni, bo przecież człowiek „ma” pozostać w kraju, jest myśleniem tyleż życzeniowym, co dowodzącym oderwania od rzeczywistości i lekceważenia kluczowego problemu Ukrainy, jakim jest depopulacja. Z ministrem celnie polemizowała podczas forum uznana specjalistka, demografka prof. Ełła Libanowa: „Ludzie wyjeżdżają dlatego, że nie wiążą swojego losu z tym krajem (...) Nie widzą tego, że Ukraina może być taka jak np. Polska czy Czechy”.

Migracyjna matematyka

Te 3 miliony ludzi, o których wspomniał minister, to ok. 6 proc. ludności kraju. Ale mówimy tu jedynie o szacunkowej liczbie emigrantów zarobkowych w relacji do danych z ostatniego – i jedynego zresztą – ukraińskiego spisu powszechnego sprzed aż 20 lat. Wówczas liczbę ludności oszacowano na 48,5 mln.

Tymczasem w samej tylko Polsce liczbę migrantów zarobkowych z Ukrainy ocenia się na półtora miliona i ona wciąż rośnie. A przecież w ostatnich latach Ukraińcy wyjeżdżali także masowo do Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Czech, a przed wojną także do Rosji. Ełła Libanowa ocenia, że dziś za granicą może pracować nawet 5 mln Ukraińców. I choć w dużej mierze jest to tzw. migracja cyrkulacyjna (oznaczająca czasowe powroty do kraju, aby potem znów wyjechać), to badania wskazują na coraz większą chęć osiedlenia się za granicą na stałe. Planowane w Polsce nowe przepisy taką decyzję zapewne ułatwią.

Nie zrekompensuje tej straty ani oficjalny dopływ migracyjny na Ukrainę (w bieżącym roku Kijów ustanowił kwotę imigracyjną na niecałe 10 tys. osób), ani dopływ nieoficjalny – bo większość przybywających nad Dniepr migrantów z Azji nie zamierza długo zagrzać tu miejsca i prędzej lub później ruszy na zachód.

Postępująca depopulacja

Liczba mieszkańców Ukrainy zmniejsza się zresztą – i to skokowo – przez niemal całe ostatnie 30 lat.

Według ostatniego sowieckiego spisu z 1989 r., ukraińska republika liczyła 51,7 mln ludzi. Przez kilka lat po powstaniu niepodległej Ukrainy liczba ta nawet nieznacznie wzrastała, dzięki napływowi Ukraińców z obszaru wówczas postsowieckiego. Jednak już od 1993 r., gdy przekroczyła 52 mln, zaczęła spadać i spada do dziś. Według danych zebranych przez obwodowe (tj. wojewódzkie) wydziały statystyki, w 2020 r. Ukrainę zamieszkiwało aż o ponad 10 mln ludzi mniej, czyli populacja zmniejszyła się o ok. 20 proc. Wprawdzie dane te nie uwzględniają okupowanego Krymu (ok. 2,5 mln osób), lecz uwzględniają części obwodów donieckiego i ługańskiego, które od 2014 r. są pod kontrolą prorosyjskich separatystów (a de facto Rosji, która rozdaje tam swoje paszporty).

Szacunki dotyczące niekontrolowanych przez Kijów terenów wschodniej Ukrainy prawdopodobnie dalekie są od precyzji, jednak znaczny spadek liczby ludności cechuje wszystkie obwody kraju, łącznie ze stołecznym (choć nie sam Kijów). Największe ubytki, nawet o ponad jedną czwartą, notują obwody kirowohradzki i sumski, a czernihowski o prawie jedną trzecią. Bliskie Polski obwody wołyński, lwowski i iwanofrankiwski straciły średnio 7 proc. ludności – to wciąż znaczny ubytek.

Przepaść się pogłębia

Przesłanką do szacunków, że skala depopulacji Ukrainy może być jeszcze większa, był prowadzony w 2019 r. tzw. spis Dmytra Dubileta (wówczas ministra). Tak zwany, gdyż nie był to ani spis powszechny, gdzie obywatele mogą spisać się sami, ani też ankieterzy nie chodzili po domach – wykorzystano tylko dane z różnych rejestrów, w tym od operatorów sieci komórkowych. Niemniej z podliczeń tych wynikało, że na Ukrainie – bez okupowanego Krymu i Donbasu – mieszka obecnie już tylko 37,2 mln obywateli.

Naturalnie migracja zarobkowa nie jest jedyną przyczyną gwałtownej depopulacji. Kluczowe znaczenie ma także niska dzietność Ukraińców. Współczynnik ten w 2021 r. ledwo przekracza 1,5 – podczas gdy dla stabilnego wzrostu demograficznego powinien wynosić prawie dwa razy tyle. Skutek jest taki, że co roku na Ukrainie umiera ponad dwa razy więcej ludzi, niż się rodzi. Ta przepaść się pogłębia: w ciągu ostatniego półrocza na 100 zgonów przypadało już tylko 38 narodzin!

Niewykluczone, że katastrofa demograficzna jest jednym z powodów, dla którego kolejne rządy – już przez ponad 20 lat – odsuwają przeprowadzenie kolejnego spisu. Bez wątpienia jego wyniki byłyby czerwoną kartką, za którą wyborcy mogliby ich rozliczyć. I choć ujemny bilans demograficzny nie jest zjawiskiem tylko ukraińskim – przed problemem tym stoi wiele państw Europy – to nad Dnieprem przybrał on już rozmiary niepokojące.

Przypadek polski

Pragnieniu opuszczenia Ukrainy podporządkowana jest aktywność społeczna wielu obywateli. Jest to widoczne także w zachodniej części kraju, gdzie język polski staje się bardzo popularny: celem nauki jest emigracja do Polski. Ukraińscy rodzice posyłają do polskich szkół podstawowych już kilkuletnie dzieci, by przygotować je językowo do wyjazdu do Polski – aby dołączyły do pracujących tam rodziców lub aby samodzielnie kontynuowały naukę na polskich uczelniach.

W wielu szkołach państwowych polski jest dziś drugim (po obowiązkowym angielskim) językiem obcym wybieranym przez rodziców. – Zawód polonisty jest bardziej prestiżowy na Ukrainie niż w Polsce; poloniści nie narzekają tu na brak pracy – mówi Chrystyna Lesiw, polonistka z Iwano-Frankiwska. Chrystyna skończyła filologię polską na miejscowym uniwersytecie i pracuje w szkole językowej. Na brak uczniów, także prywatnych, nie narzeka.

Nauce polskiego sprzyja nie tylko sytuacja gospodarcza, ale też pandemia. Popularniejsze, dostępniejsze i bardziej oswojone stały się kursy online. Stanisława Trotsiuk, właścicielka szkoły językowej KanApka ze Lwowa, mówi, że „ma coraz więcej uczniów w trybie online, w tym nie tylko z zachodniej Ukrainy, ale także z Kijowa, Zaporoża czy wschodniej Ukrainy. Motywacja głównie jest jedna – wyjazd do Polski: do pracy, na studia, by dołączyć do części rodziny, która już tam jest”.

Do szkół językowych zgłaszają się też specjalistyczne firmy z Polski, które szukają na Ukrainie lekarzy. Chętni do wyjazdu wysyłani są na kursy początkowe polskiego języka medycznego jeszcze w ojczyźnie.

Mniejszość coraz mniej liczna

Mniejszości narodowe nie tylko nie wyłamują się z tego negatywnego trendu demograficznego, lecz wręcz go przyspieszają. Dotyczy to także mniejszości polskiej. Choć nie ma badań, to wydaje się, że miejscowych Polaków wyjeżdża coraz więcej. Szkoły i parafie pustoszeją, a na ich miejsce przychodzą Ukraińcy, którzy na wszelkie sposoby starają się „zapisać” do polskości, aby potem także… wyjechać.

Ksiądz Mirosław Lech, urodzony na Ukrainie proboszcz rzymskokatolickiej parafii św. Bartłomieja w Drohobyczu, opowiada: – Przyjechałem do miasta 13 lat temu. W mojej parafii było ok. 450 parafian-Polaków. W ciągu tego czasu ponad 100 młodych osób z polskich rodzin wyjechało do Polski na studia, po czym nie powrócił z nich prawie nikt, natomiast 150 parafian zmarło. Obecnie moja parafia liczy około 350-400 wiernych. Nowi wierni przychodzący do kościoła to w przeważającej większości Ukraińcy, którzy wybierają obrządek rzymskokatolicki. Większość parafian to rodziny mieszane polsko-ukraińskie.

Z kolei w Tarnopolu, w Polskim Centrum Kultury i Edukacji im. prof. Mieczysława Krąpca, mówią, że liczba polskich organizacji topnieje, podobnie jak liczba młodych ludzi uczących się języka polskiego i wywodzących się z mniejszości polskiej. W wyjazdach do ojczyzny pomaga też Karta Polaka: – Po II wojnie światowej pierwsze, drugie i trzecie pokolenie jeździło do Polski, ale wracało. Czwarte też jeździ, ale już nie wraca. Zostaje.

Coraz więcej jest natomiast Ukraińców uczących się polskiego: – Po wybuchu wojny z Rosją i po zniesieniu wiz do Unii Europejskiej dla obywateli Ukrainy taka kolejka chętnych do nauki się u nas ustawiła, że myśleliśmy o wynajmie większego pomieszczenia.

Liczba Polaków na Ukrainie topnieje z racji migracji, ale też wskutek asymilacji i z powodów metrykalnych. Ważnym problemem liderów polskiej mniejszości staje się znalezienie następców: takich, którzy będą kontynuować pracę u podstaw i nie wyjadą. To trudne zadanie. Z jednej strony spełnia się więc sen przedwojennych ukraińskich nacjonalistów: Polacy opuszczają Ukrainę, czyniąc zachodnią część kraju bardziej homogeniczną narodowościowo. Ale z drugiej strony popularność języka polskiego rośnie, a wraz z Polakami masowo wyjeżdżają też Ukraińcy, co dla dzisiejszych nacjonalistów powinno być koszmarem.

Przypadek węgierski

Ilu jest więc Polaków na Ukrainie? Według spisu z 2001 r. było ich 144 tys., ale dziś liczba ta jest od dawna nieaktualna.

Pewne wskazanie daje tu przykład węgierski. Odwołując się do niego, warto jednak pamiętać o pewnym zastrzeżeniu: o ile Polacy żyją w rozproszeniu – na zachodniej Ukrainie, na Podolu, a także w obwodzie żytomierskim (w latach 1925-35 funkcjonował tam nawet, stworzony przez władze sowieckie, Polski Rejon Narodowy im. Juliana Marchlewskiego, tzw. Marchlewszczyzna) – o tyle społeczność węgierska, licząca ok. 150 tys. osób, trudniej poddaje się asymilacji z powodów kulturowych i geograficznych (Węgrzy żyją w zasadzie tylko na Zakarpaciu).

Co mówi nam więc przykład węgierski? Według badania „Summa-2017”, prowadzonego przez Węgierską Akademię Nauk, w ciągu ostatnich dwóch dekad liczba etnicznych Węgrów w regionie Zakarpacia zmniejszyła się o ponad 20 tys.: ze 152 tys. do 131 tys. osób. – Jednakże badacze, by zminimalizować skalę ubytku, potraktowali jako Węgrów także tych węgierskojęzycznych Romów, którzy identyfikują się z Węgrami, a jest to prawie 6 tys. ludzi – mówi Dmytro Tużański z Użhorodu, dyrektor Instytutu Strategii Środkowoeuropejskiej.

Tużański przyznaje: – Węgierska wspólnota Zakarpacia zmniejszyła się przede wszystkim z powodu emigracji na Węgry.

W pułapce

Diagnozę prof. Ełły Libanowej o niskiej atrakcyjności projektu „niepodległa Ukraina” w percepcji wielu jej obywateli potwierdza codzienność. W taksówce na lwowskie lotnisko do rozmowy po polsku włącza się kierowca, także po polsku. Okazuje się, że pracował już wcześniej w Polsce, w Poznaniu, jako monter drzwi. Na pytanie, czy wybiera się znów do Polski, krótko przytakuje: – Tutaj nie ma nic, żadnych perspektyw.

To, co jest zbawieniem dla polskiej gospodarki – pozyskiwanie pracowników, którzy łatwo się integrują – dla gospodarki ukraińskiej może być w dłuższej perspektywie czymś dramatycznym. Już teraz, według szacunków za ubiegły rok, jedynie 11 mln Ukraińców zadeklarowało jakiś dochód, a kolejnych 11 mln nie zadeklarowało żadnego dochodu. Dalsze 11 mln to emeryci, których świadczenia zależą od oficjalnych dochodów pracujących. Wszystkie trzy powyższe kategorie obywateli korzystają z opieki zdrowotnej, z systemu oświaty, infrastruktury itd., lecz z perspektywy budżetu państwa już dziś jeden pracujący utrzymuje w ten sposób aż dwóch niepracujących.

Przy takiej strukturze zatrudnienia państwo nie może być na dłuższą metę efektywne i nowoczesne, a tym samym nie może być pożądanym miejscem do życia. I tak pułapka demograficzna się zamyka.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2021