Podatek od marzeń

Obok wielkiego hazardu coraz wyraźniejszy staje się w Polsce nieznany wcześniej problem: nieletnich nałogowców. Sięgają dna, nim odbiorą dowód osobisty.

13.10.2009

Czyta się kilka minut

Fot. Krzysztof Kuczyk, Forum /
Fot. Krzysztof Kuczyk, Forum /

Najmłodszy pacjent Lubomiry Szawdyn - znanej warszawskiej psychoterapeutki, od kilkudziesięciu lat leczącej uzależnionych od hazardu - miał osiem lat. Oczyścił zagraniczne konto ojca, a pieniądze przegrał na zakładach sportowych w internecie. Jeszcze dziesięć lat temu typowy pacjent, zwykle bywalec kasyn, był w dojrzałym wieku. Teraz 25-latkowie należą do najstarszych.

- Prawdziwe hazardowe tsunami - ocenia Szawdyn. - Bywa, że dostaję po dwadzieścia telefonów miesięcznie od zrozpaczonych rodziców.

Ci, którzy nie trafiają na psychoterapię, zostają z problemem sami. Na echa dramatów młodych hazardzistów łatwo natrafić w internecie. Z forum Hazardziści.org: "Mam 16 lat, gram od czwartej klasy podstawówki. Zaczynało się od symbolicznych »piątek«, teraz przegrywam wszystko, co mam, w tym pieniądze, które dostaję od rodziców na jedzenie. Cały dzień poszczę, żeby po szkole wskoczyć do baru. Kiedy pracowałem w wakacje na budowie i robiłem po 10 godzin przez 5 dni w tygodniu, by w sobotę wieczorem wszystko wrzucić, czułem się strasznie. Parę godzin temu przegrałem zaoszczędzone 250 zł. Czuję nienawiść do siebie. Kiedyś nie grałem dziesięć dni i zaczęły mi się śnić maszyny".

Hazard powszechny

Hazard nieletnich jest w Polsce zabroniony - oficjalnie więc problem nie istnieje. Oficjalnie. Dziś życie hazardowe to już nie tylko ekskluzywne hotelowe kasyna czy duże salony gier, do których nieletni nie mają wstępu: toczy się ono w dworcowych podziemiach, na osiedlach, w małych barach z automatami, w budkach z kebabami.

Nie da się policzyć, jaka jest skala problemu wśród młodzieży, tak jak niemożliwe jest podanie liczby ogółu uzależnionych Polaków: statystyk nie ma ministerstwo zdrowia, nie ma też specjalnej - podobnej do zajmujących się alkoholizmem czy narkomanią - państwowej instytucji.

- Jakby nałogowy hazard w ogóle nie istniał! - denerwuje się Lubomira Szawdyn. - Do tego nie ma dostatecznej liczby fachowców, którzy unieśliby problem. Terapeutka mówi, że młodzi hazardziści przepuszczają nawet do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Pieniądze kradną od rodziców, a kiedy przegrają, pożyczają od hazardowych lichwiarzy. - Potem rodzice odnoszą pieniądze w zębach, bo się boją - opowiada. Plony uzależnienia od hazardu niczym nie różnią się od tych, jakie zbiera heroina czy wódka: rodzinne dramaty, rozstania, zawały serca, samobójstwa.

Barbara Wojewódzka, gnieźnieńska psychoterapeutka uzależnień: - Młodzi decydują się na hazard znacznie szybciej niż jeszcze kilka lat temu. Przychodzą 18-latkowie, którzy zdążyli już przegrać wiele tysięcy. Uzależniają się szybciej od dorosłych: są bardziej podatni na wysyłane przez automaty bodźce wzrokowe i słuchowe. Bardzo często to zakompleksieni, niepewni siebie młodzi ludzie, z problemami w domu, bez jednego z rodziców, z przemocą. Grając, próbują poradzić sobie ze stresem.

Jeden z pacjentów Barbary Wojewódzkiej został niedawno przyprowadzony na terapię przez rodziców po tym, jak przegrał pieniądze pożyczone od krewnych. - To 17-latek z obojgiem pijących rodziców - opowiada terapeutka. - Wszyscy mieszkają w jednym pokoiku z kuchnią, chłopak zarabia praktykami, a pieniądze przegrywa.

Z forum: "Mam 18 lat i gram na maszynach hot spot. Kiedyś były to kwoty 5-15 zł, teraz 100-300! Uczę się i dojeżdżam do miasta autobusem, wysiadam na PKS-sie i na wprost jest bar. Nie mogę się z niego wyrwać. Mam dziewczynę, z którą jestem już 3 lata, ale kiedy siedzę i gram, nic do mnie nie dociera. Moi rodzice mają sklepy. Zacząłem podbierać im pieniądze z kasy, które zazwyczaj tego samego dnia przegrywam".

Sportowcy dzieciom

Hazardowe życie młodych Polaków to również zakłady sportowe: rozsiane po całym kraju punkty bukmacherskie - w dużych miastach jest ich nawet po kilkaset - i prawdziwy boom ostatnich lat: bukmacherskie portale internetowe. Ich prosperity to między innymi wynik tradycyjnego mariażu przemysłu hazardowego ze sportem wyczynowym: loga firm na koszulkach piłkarzy, reklamy na stadionowych banerach, gwiazdy sportu - w Polsce choćby byli piłkarze Zbigniew Boniek i Wojciech Kowalczyk czy trener Antoni Piechniczek - zachęcające do obstawiania wyników.

Choć alians sportu z hazardem spowszechniał i niewielu już oburza - przyzwyczaił do swojego istnienia podobnie jak reklamy piwa - psychoterapeuci zajmujący się leczeniem uzależnień alarmują: twarz znanego sportowca czy trenera nie tylko zachęca, ale też usprawiedliwia nałogowe granie.

Antoni Piechniczek: - Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, może warto raz jeszcze sprawę przemyśleć? Mam jednak wrażenie, że ta odmiana hazardu jest stosunkowo niegroźna. Gdybym dostał propozycję reklamowania kasyna, nigdy bym się nie zgodził.

Ale po chwili trener medalistów z 1982 r. przyznaje: - Wiem, tu również zdarzają się dramaty, także w środowisku sportowym. Znam piłkarzy, którzy przegrali ogromne pieniądze. Nawet o niektórych aktualnych kadrowiczach można powiedzieć, że lepiej, by skupili się na piłce. Ale, z drugiej strony, kto ma ludziom radzić, jak stawiać, jeśli nie sportowcy i trenerzy? Ci, którzy na hazardzie dorobili się fortun? Hazard sportowy dotyczy najczęściej pasjonatów piłki. Upieram się, że to nie to samo co kasyna.

Z forum: "Mam 18 lat, gram od sześciu. Każdego dnia czytam o zdarzeniach sportowych, bo bardzo się tym interesuję. Gram u bukmacherów online i naziemnych. O wszystko, co mam - nie potrafię za małą kasę. Np. wczoraj miałem na koncie 500 zł. Odpaliłem stronę bukmacherską, gdzie była możliwość stawiania na żywo. Postawiłem całą kasę. Pomyślałem: »Oni muszą wygrać«. Nie siadło.

Przez ostatnie 2 lata przegrałem 30 tys. zł. Jak nie gram, czuję się nikim. W szkole mam frekwencję 60 proc. Jestem zdolny, ale co z tego, jak od 2-3 lat siedzę tylko w zakładach sportowych i poświęcam im całe życie. Myślę sobie: »Co tam, to tylko kasa, podatek od marzeń«. Ale gra mnie skończyła".

 Nie zamiatać pod dywan

Kraków, Zespół Szkół Ogólnokształcących Mistrzostwa Sportowego (gimnazjum i liceum). Październikowy poranek, na korytarzu coraz większy gwar, za oknem - na boisku ze sztuczną trawą - leniwie rozgrzewają się młodzi piłkarze. Mirosław Gilarski, dyrektor szkoły, zaprasza do swojego gabinetu. Od rana problemy, jak to z młodymi: grupka uczniów zwolnionych z lekcji na pobranie krwi rozpierzchła się po boisku.

Mirosław Gilarski, jeszcze do niedawna pracujący w biznesie, to typ dyrektora-menedżera. Po trzydziestce, sportowa sylwetka, w dobrze skrojonym garniturze. Ambicje? Sportowy prestiż oraz lepsze niż do tej pory wyniki w nauce. I nowoczesność, najważniejsza jest nowoczesność: wychowawcy zamiast dzienników używają notebooków, więc dyr. Gilarski może ogłosić na wywiadówce: nieobecności dzieci sprawdzamy online.

- Nasza mała hazardowa zawierucha zaczęła się dzień przed aferą w polskiej polityce - śmieje się Gilarski. - Taki jakby zwiastun. Po tym, jak wystąpiliśmy o dofinansowanie szkoły ze środków unijnych, a jako jeden z motywów podaliśmy zagrożenie młodzieży uzależnieniem, jedna z lokalnych gazet napisała, że szkołę opanował hazard. Od razu rozdzwoniły się telefony z pytaniami i propozycjami pomocy. Zgłosiła się nawet pani, która powiedziała, że wie, o co chodzi z aferą hazardową: rząd wspiera uzależnienie wśród młodzieży, by szkoły mogły wyciągać na to pieniądze z Unii.

Sprawa hazardu wśród uczniów ZSOMS zaczęła się od drobnego incydentu. - Jeden z uczniów pożyczył od innego pieniądze i je przegrał - opowiada Gilarski. - W sprawę zaangażowali się rodzice. Mieliśmy też inne sygnały, że nasi chłopcy odwiedzają automaty do gry. Szkoła tym razem nie chciała zamiatać tego pod dywan. Nasza psycholog wyszła z inicjatywą zbadania problemu.

Dr Joanna Basiaga-Pasternak - poza szkołą zatrudniona w Zakładzie Psychologii AWF w Krakowie - skonstruowała ankietę, którą rozdała uczniom do anonimowego wypełnienia. - Nie chodziło o wyłapanie hazardzistów, ale o poznanie opinii chłopców na ten temat - zaznacza. - Wśród młodzieży, zwłaszcza tej związanej ze sportem, zapanowała w Polsce swoista moda na hazard. Chcieliśmy się dowiedzieć, co sądzą o tym nasi uczniowie.

Ankiety pokazały, że 64 proc. uczniów ZSOMS wskazuje hazard jako występujący często w środowisku (co czwarty zna osoby uzależnione), 40 proc. gra w zakładach sportowych, a 70 proc. nie wie, gdzie szukać pomocy w razie uzależnienia.

Jak mówi Basiaga-Pasternak, temat hazardu to tylko część psychoprofilaktycznych działań szkoły. - Są zajęcia dotyczące rozwoju osobowości, opanowania technik radzenia sobie ze stresem, profilaktyki innych uzależnień - wymienia. - Problem hazardu zasługuje na poważne działanie, a w szkołach się o tym nie mówi. To taki temat, którego lepiej nie ruszać.  Szkolna psycholog zaznacza: szkoła nie zmusza nikogo do terapii, chce tylko uświadomić młodym problem. - Dzięki temu nasi chłopcy będą wiedzieli, że uzależnienie może być poważne, i nie trzeba wcale do tego kasyn i salonów gier - mówi.

***

Ankieta w krakowskiej szkole - poza diagnozą problemu wśród młodych -  pośrednio wykazała jeszcze jedno: zakaz hazardu dla nieletnich to nadal w wielu miejscach w Polsce fikcja (większość uczestników ankiety to osoby niepełnoletnie).

By się o tym przekonać, wystarczy wizyta w pierwszym lepszym lokalu wyposażonym w automaty do gry. Na przykład w Toruniu, gdzie nie sposób znaleźć osiedlowej piwiarni bez hazardowej maszyny. - Każdego dnia przychodzą - ścisza głos jedna z barmanek w lokalu. - Najczęściej rano, bo wtedy mają pewność, że ojciec ich nie nakryje.

- Oczywiście, nie możemy pozwalać grać nieletnim, ale wiadomo - porozumiewawczo puszcza oko - nie każdego da się upilnować. Jak już jakiś wejdzie i gra, to pozwalamy mu dokończyć.

W centrum miasta z baru serwującego kebaby "jednoręcy bandyci" już rok temu przegonili jedyne dwa stoliki. - Szef musiał wybierać, co się bardziej opłaca - wyjaśnia młoda pracownica. - Dzieci grają najwyżej za 5 zł, starsi za więcej, nawet do 50 - opowiada, polewając mięso sosem czosnkowym. - A kebaby? Kebaby można jeść na stojąco.

Współpraca: Rafał Lachowicz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2009