Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
MICHAŁ SOWIŃSKI: Jest Pani dyrektorką jednej ze szkół, która korzysta ze wsparcia Fundacji Uniwersytet Dzieci.
RENATA RAUSIŃSKA: Z Fundacją współpracujemy już drugi rok. Do takich dużych projektów, jak ten proponowany przez nich, zazwyczaj odnoszę się z dużą rezerwą – w tym wypadku jest jednak inaczej, szczególnie ze względu na projekt „Dziecko z pasją”.
Na czym on polega?
Przede wszystkim na współpracy Uniwersytetu z nauczycielami – zaangażowało się w tę akcję aż 11 osób, czyli spory odsetek pedagogów pracujących w mojej szkole. To głównie nauczycielki z edukacji wczesnoszkolnej, ale też nauczycielki polskiego i biologii. Nauczyciele biorący udział w projekcie mają swoje spotkania, konferencje, otrzymują także scenariusze lekcji, prezentacje i inne materiały do wykorzystania. Są one tak ciekawe i wartościowe, że panie od biologii zrezygnowały z regularnych ćwiczeń. Korzystają także nauczyciele niezwiązani bezpośrednio z Uniwersytetem, bo informacje o jakości tych materiałów rozpowszechniają się również pocztą pantoflową.
A inne obszary współpracy?
W ramach działań Uniwersytetu dyrektorzy i wicedyrektorzy z całej Polski mogą się lepiej komunikować i współdziałać. Spotykamy się on-line i na żywo na wizytach studyjnych. Bardzo je sobie cenię, bo w ten sposób możemy podpatrywać swoją pracę i dzielić się doświadczeniami. Przy okazji dyskutujemy o wspólnych problemach, podrzucamy sobie wzajemnie rozwiązania. Niedawno z moją wicedyrektorką byłyśmy z wizytą u naszych mentorek w Gdańsku. Z mojej perspektywy wizyty studyjne są niezwykle ważne – dzięki nim stworzyłam bezcenną sieć kontaktów, z której korzystam przy rozwiązywaniu codziennych problemów.
Wyzwania, z jakimi mierzy się dzisiejsza szkoła?
Wielkim wyzwaniem, z którym wszystkie polskie szkoły muszą się dziś mierzyć, jest rosnąca liczba dzieci z Ukrainy i ich integracja z resztą środowiska szkolnego. Oczywiście przyjmujemy je z otwartymi ramionami – w mojej szkole jest ich już ponad 130. Wymaga to jednak od nas olbrzymiej pracy, na którą nie byliśmy przygotowani. Rozwiązania systemowe to jedno, ale często mierzymy się też z indywidualnymi problemami – w tym celu musimy rozwijać kompetencje naszych pedagogów. I tu z pomocą przychodzi Uniwersytet Dzieci, oferujący liczne pomoce naukowe czy szkolenia.
W czym jeszcze pomaga Fundacja?
Podsuwają pomysły na urozmaicanie zajęć lekcyjnych – na przykład poprzez wprowadzenie większej liczby eksperymentów. W tym celu udostępniają całą masę materiałów gotowych do użycia, jak również inspiracji dla nauczycieli. Szczególnie w tych obszarach, gdzie podstawa programowa wydaje się niewystarczająca. Dotyczy to przede wszystkim przedmiotów ścisłych i przyrodniczych – trochę żałuję, że oferta dla przedmiotów humanistycznych jest mniejsza.
Dużo dziś mówi się o wpływie pandemii na poziom edukacji.
Minęło już trochę czasu od lockdownów, więc możemy lepiej ocenić ich skutki – a są one zdecydowanie negatywne. Nie chodzi tu wyłącznie o samą edukację, ale także o emocjonalność dzieci, ich integrację czy budowanie relacji społecznych. Moja szkoła jest ogólnodostępna, to znaczy, że nie mam oddziałów integracyjnych. Dzieci, które na podstawie rozmaitych orzeczeń miały specjalne potrzeby, przed pandemią było stosunkowo niewiele – raczej pojedyncze przypadki. Teraz mam przed sobą gruby segregator pełen nowych orzeczeń. Do tego zatrudniam aż 6 nauczycieli wspomagających, a wciąż mam 4 wakaty, bo nie mogę znaleźć osób odpowiednio wykwalifikowanych do tej pracy. Osobne dwa wielkie segregatory to opinie dotyczące dzieci, które powinny mieć trening umiejętności społecznych, zajęcia korekcyjno-kompensacyjne, rewalidację, terapię psychologiczną itd. Ten gwałtowny wzrost jest właśnie bezpośrednim skutkiem pandemii – wystarczy porównać analogiczną dokumentację z 2019 roku, stanowi skromny procent tej obecnej.
A co z rozwijaniem u dzieci tzw. kompetencji przyszłości, czyli umiejętności, które pomogą im odnaleźć się w dynamicznie zmieniającym się świecie?
Gdzie tylko to możliwe, kładziemy nacisk na rozwijanie zdolności samodzielnego poszukiwania informacji. Niestety, nie zawsze idzie to w parze z realizacją podstawy programowej i rozwijaniem tych kompetencji, które są w niej zakładane. Dlatego pilnie potrzebne są w tej kwestii zmiany – powinniśmy odejść od poszerzania wiedzy na rzecz rozwijania umiejętności. Dziś do wiedzy mamy powszechny dostęp, choćby poprzez telefon. Problem w tym, że młodzi ludzie nie do końca potrafią z tego korzystać.
Chodzi o docieranie do informacji?
Nie tylko – także o odczytywanie ich ze zrozumieniem, a także umiejętne, praktyczne wykorzystywanie. W tym aspekcie jest dużo do zrobienia.
Uniwersytet Dzieci dba także o nauczycieli – ich rozwój, ale też emocjonalność.
W tej kwestii też nie dzieje się dobrze. Jestem dyrektorką od 2015 roku. Gdy zaczynałam, mogłam swobodnie przebierać w nadsyłanych CV – wybór był ogromny. Dziś, aby znaleźć nauczyciela edukacji przedszkolnej, muszę poświęcić kilka miesięcy na poszukiwania, a pojawiające się z rzadka kandydatury pozostawiają wiele do życzenia. Z kolei ci, którzy już pracują, coraz częściej zmagają się z wypaleniem zawodowym.
Dlaczego?
Powodów jest wiele. Po pierwsze, roszczeniowa ingerencja rodziców, którzy mają wobec nauczycieli wielkie oczekiwania, jednocześnie stawiając im wiele zarzutów, często w obszarach, w których nie mają żadnych kompetencji. Nauczyciele, szczególnie ci doświadczeni i z dużym stażem pracy, czują się nękani. Zwłaszcza że praktycznie nikt nie docenia ich pracy – serca i wysiłku, który w nią wkładają. To wszystko, siłą rzeczy, podcina skrzydła. Wynagrodzenia też nie działają motywująco. Gdy do pracy przychodzi młoda osoba, zaraz po studiach, pełna entuzjazmu i dostaje wynagrodzenie niższe niż pani sprzątająca, to jest to poważny problem. Nie umniejszając niczyjej pracy – bycie nauczycielem wymaga studiów i wiąże się z dużą odpowiedzialnością, nie tylko za rozwój dzieci, ale również za ich zdrowie i życie.
To wszystko przekłada się na coraz mniejszą liczbę osób chętnych do pracy w tym zawodzie. Ostatnio z wielkim trudem udało mi się znaleźć matematyka, a na stanowisko anglistek przyjęłam dwie panie z Ukrainy. Absolutnie nie mam żadnych zastrzeżeń do ich pracy, ale wiąże się to z wieloma problemami natury administracyjnej. Co więcej, z racji tego, że nie mają jeszcze nostryfikowanych dyplomów, muszą pracować za najniższe możliwe wynagrodzenie – mimo że w Ukrainie pracowały jako wysoko wykwalifikowane nauczycielki z długim stażem. To dobrze pokazuje, jak wygląda rynek pracy w tym zawodzie. Wciąż pojawia się wiele dobrych osób, spełniających podstawowe warunki, ale brakuje tych świetnych, całym sercem oddanych swojej pracy. Niestety, ten trend się utrzymuje i na razie nie dostrzegam sygnałów, żeby się miał w najbliższym czasie odmienić.
Mało optymistycznie…
Nie lubię narzekania dla samego narzekania – krytyczne uwagi, które formułuję przy różnych okazjach, zawsze obliczone są na zmianę świadomości – próbę naprawy sytuacji. Mam za sobą już 25 lat pracy w zawodzie. Zaczynałam, gdy była jeszcze 8-klasowa podstawówka, potem nastały gimnazja, teraz znowu wróciliśmy do starego modelu. Krytykowaliśmy te zmiany, bo wprowadzały niepotrzebny zamęt. Niemniej za każdym razem udawało się nam dostosować – gdyby nie optymizm, pewnie nie dalibyśmy sobie rady. Jak będzie tym razem – czas pokaże. Obszar edukacji jest szczególnie delikatny i powinien być traktowany z wyczuciem. Nie chcę wchodzić na tematy polityczne, ale mam wrażenie – jest ono również powszechne wśród innych nauczycieli – że zmiany wprowadzane w ostatnich latach i dekadach nie były niestety do końca przemyślane, a odpowiedzialność za ich doprecyzowanie i szczegółowe wdrażanie przerzucono na barki pedagogów. Takich zmian nie można testować na żywym organizmie. Nie chciałabym jednak kończyć pesymistycznie…
To na koniec o tym, co najważniejsze – czym jest sukces edukacyjny?
Sukces odnosimy wtedy, gdy dziecko, które opuszcza szkołę, wie, co chce w życiu robić, i śmiało przez nie kroczy. Do tego świadomie wybiera dalszą ścieżkę edukacji, którą potem konsekwentnie podąża. Wie, jaki cel chce osiągnąć, umie rozeznać się na rynku pracy. A przede wszystkim – umie budować pogłębione i wartościowe relacje społeczne. To dziś poważny problem wśród młodych ludzi, którzy być może posiadają olbrzymią wiedzę i kompetencje zawodowe, ale nie potrafią odnaleźć się wśród ludzi. Sukces edukacyjny to złożone pojęcie – nie zawsze należy go mierzyć osiągnięciami zawodowymi. Zależy nam, aby młodzi ludzie potrafili odnaleźć się w życiu, znaleźć spełnienie, żeby odkryli to, co sprawia im radość i daje satysfakcję. Cieszą nas dobre oceny i czerwone paski na świadectwach, ale nie ma jednego przepisu na sukces – ani w edukacji, ani w życiu.
Rozmawiał Michał Sowiński
Fundacja Uniwersytet Dzieci
DODATEK DO „TYGODNIKA POWSZECHNEGO” 52-53/2023
Opieka redakcyjna: Michał Sowiński
Proj. graf.: Marek Zalejski
Fotoedycja: Jacek Taran
Skład: Agnieszka Cynarska-Taran
Okładka: Materiały prasowe