Niepodległość na wyciągnięcie ręki

Sean Connery - i nie tylko on - ma powody do radości: po niedawnych wyborach do lokalnego parlamentu w Edynburgu, wygranych z dużą przewagą przez Szkocką Partię Narodową, kwestia niepodległości Szkocji przestaje być czysto akademicka.

24.05.2011

Czyta się kilka minut

Sean Connery na kongresie Szkockiej Partii Narodowej. Edynburg, 26 kwietnia 1999 r. / fot. Mc Pherson Colin / Sygma / Corbis /
Sean Connery na kongresie Szkockiej Partii Narodowej. Edynburg, 26 kwietnia 1999 r. / fot. Mc Pherson Colin / Sygma / Corbis /

Oczekiwania i nadzieje wielu Szkotów powoli zaczynają się spełniać. Oczywiście za wcześnie mówić, czy i kiedy na mapie Europy pojawi się nowe państwo. Ale nie sposób dzisiaj dowodzić, iż jest to wykluczone.

Najsłynniejszy ze szkockich nacjonalistów - wybitny aktor, sir Sean Connery - po poprzednich wyborach w Szkocji, w 2007 r., tak pisał na łamach dziennika "Scottish Sunday Express": "Co do perspektyw Szkocji, zawsze byłem pełen nadziei. A teraz bardziej niż kiedykolwiek wierzę, że niepodległość i równe prawa dla Szkocji są na wyciągnięcie ręki". Dzisiejszy triumf Szkockiej Partii Narodowej (SNP)sprawia, że 80-letni Connery swe nadzieje konkretyzuje: teraz jest przekonany, że Szkocja stanie się suwerenna jeszcze za jego życia.

Aktor, który z przyczyn przede wszystkim podatkowych mieszka na Bahamach, zapowiada, że jeśli Szkocja opuści Zjednoczone Królestwo, to wróci do niej na stałe. Nacjonalistów wspiera od dawna na wszelkie sposoby, słowem i czynem - nie tylko dofinansowując partię, ale organizując też akcję poparcia wśród prominentnych i licznych Amerykanów pochodzenia szkockiego. Nie jest to trudne: niezatarte, odwieczne animozje szkocko-angielskie niezmiennie przekładają się na poparcie dla sprawy Szkocji.

Czas na referendum

Nawet przeciwnicy nacjonalistów - zarówno w Szkocji, jak w Londynie - przyznają, że Szkocka Partia Narodowa odniosła "prawdziwie historyczne zwycięstwo". Sukces przeszedł wszelkie oczekiwania: nacjonaliści mają dziś w parlamencie (zwanym potocznie Holyrood, od nazwy jego siedziby, pałacu Holyrood w Edynburgu) większość absolutną: 69 spośród 129 mandatów. Niektórzy uważają nawet, że ich zwycięstwo bez żadnej przesady można porównać do pamiętnego sukcesu Partii Pracy, która w wyborach parlamentarnych z 1997 r. najdosłowniej zmiotła rządzącą Partię Konserwatywną.

Rumieńców nabierają więc plany przeprowadzenia referendum w sprawie niepodległości. To sztandarowy projekt SNP, idea głoszona od lat, ale jak dotąd nie do zrealizowania. Do 2007 r.

nacjonaliści pozostawali bowiem w opozycji. W 2007 r. wybory wprawdzie wygrali, nie zdobyli jednak większości i musieli zadowolić się utworzeniem rządu mniejszościowego. Przeforsowanie decyzji o zorganizowaniu referendum było w tych warunkach niemożliwe. Teraz wreszcie powinno ono odbyć się na pewno, prawdopodobnie za dwa-trzy lata, w drugiej połowie czteroletniej kadencji parlamentu. Czyli wtedy, gdy - jak mówi nowy-stary premier Alex Salmond - polityka gospodarcza szkockiego rządu przyniesie widoczne efekty.

Aby tak się stało, konieczne jest, zdaniem zwolenników niepodległości, poszerzenie uprawnień władz Szkocji, które powinny przejąć kontrolę nad większością szkockich pieniędzy i mieć większy wpływ na politykę gospodarczą. Wśród celów priorytetowych Alex Salmond wymienia przejęcie przez władze Szkocji dochodów z zarządzania posiadłościami koronnymi, zwiększenie uprawnień w sferze finansów i możliwość samodzielnego, bez udziału Londynu, ustalania wysokości podatku korporacyjnego. Takie postanowienia, korzystne dla inwestycji i konkurencyjności Szkocji, powinny, jego zdaniem, znaleźć się w nowej ustawie szkockiej, nad którą pracuje obecnie Izba Gmin. - Ale nawet gdybyśmy uzyskali wszystko, czego chcemy, to i tak będziemy kontrolować zaledwie 20 proc. dochodów Szkocji - dodał Salmond w rozmowie z BBC. - Niepodległość dałaby nam sto procent kontroli.

Spojrzenie w przeszłość

Trudno oprzeć się wrażeniu, że tak nakreślone postulaty gospodarcze to proste rozwinięcie pamiętnego hasła "It’s Scotland’s oil!" (Ropa należy do Szkocji!) z lat 70. Hasło, prawdziwe wyznanie wiary separatystów, było bez wątpienia pojemne, bo mieściło się w nim wszystko, co istotne: przypomnienie, że ropa z Morza Północnego należy się nie Wielkiej Brytanii, lecz Szkocji, bo leży u jej wybrzeży; czytelna sugestia, że Wielka Brytania przechwytuje to, do czego nie ma prawa; wreszcie - kto wie, czy nie najważniejsze - podkreślenie, że Szkoci nie muszą bać się suwerenności, bo niepodległa Szkocja będzie mieć solidne podstawy gospodarcze. Że niepodległość to poważny i realny cel, a nie mrzonki zapaleńców.

Ropa i oparte na niej nośne hasło umocniły marzenia o niepodległości, ale oczywiście ich nie zrodziły. W Szkocji, która w 1707 r. połączyła się z Anglią w jedno Królestwo Wielkiej Brytanii, nigdy nie zgasła pamięć ani o własnym suwerennym kraju, ani o wojnach i konfliktach z Anglią. Okoliczności, w jakich doszło do zawarcia unii, wielu szkockim patriotom od początku wydawały się podejrzane. Uważano, że szkoccy zwolennicy unii zostali najzwyczajniej przekupieni przez Anglików. "Banda łajdaków" - to określenie, ukute kilkadziesiąt lat później przez poetę Roberta Burnsa (w niedawnym plebiscycie uznano go za największego ze Szkotów) - w języku szkockiej historii i polityki zadomowiło się na stałe.

Aspiracje narodowe, stłumione wobec klęski kolejnych szkockich powstań z pierwszej połowy XVIII w., przetrwały w mocnym, wybujałym wręcz poczuciu dumy narodowej. Dumy z wielkiej przeszłości, ale w równej mierze z zasług Szkotów dla ludzkości. Pisarze Walter Scott i Arthur Conan Doyle, uczeni i wynalazcy James Watt (maszyna parowa), Alexander Fleming (penicylina) i Alexander Graham Bell (telefon), twórca teorii ekonomii Adam Smith, podróżnik David Livingstone - ta próbka wielkich nazwisk potwierdza, że Szkoci mają być z czego dumni.

Ich dążeniom sprzyja też faktyczna odrębność Szkocji: odmienny od angielskiego system prawny, odrębne szkolnictwo, własny Kościół Szkocji, własne banki emisyjne. W połączeniu z poczuciem, że we wspólnym państwie zawsze byli obywatelami drugiej kategorii, bo władza spoczywała w rękach Anglików - do dziś Szkotów boli, że gdy Margaret Thatcher zarządziła zamknięcie nierentownych kopalń węgla, na pierwszy ogień poszły kopalnie w Szkocji - tworzy to warunki sprzyjające nastrojom separatystycznym. To, że przez lata nie wychodziły one poza gorącą wrogość do Anglii i Anglików, wynikało najwyraźniej z przeświadczenia, iż państwo szkockie byłoby słabe i niezdolne do życia.

Dewolucja przed rewolucją

Nastawienie Szkotów zmieniła nie tylko ropa i rozwój ważnych tu dziedzin gospodarki, jak banki i turystyka. Zmieniła je również Europa. Unia Europejska to przeciwwaga dla Anglii - jak dawniej, gdy na kontynencie, zwłaszcza we Francji, Szkoci szukali pomocy przeciw Anglikom. Dziś Europa daje im przeświadczenie, że z pomocą Brukseli na pewno sobie poradzą. Dziś nikt już nie wątpi, że Szkotów stać na państwo.

Potrzeba było jednak długiego czasu, aby poczucie odrębności i krzywdy przełożyło się

na poparcie dla partii, która pokazała Szkocji nową drogę. SNP, powstała w 1934 r. z połączenia dwóch mniejszych ugrupowań narodowych, przez 40 lat funkcjonowała poza głównym nurtem polityki. Dopiero w latach 70.

zaczęła odnosić sukcesy. Ale nie oznaczało to, o dziwo, masowego poparcia dla idei dewolucji - wprowadzenia szkockiego samorządu regionalnego. Uczestnicy pierwszego referendum, w 1977 r., wypowiedzieli się wprawdzie za dewolucją, ale frekwencja była tak niska, że nie osiągnięto ustalonego progu, jakim była akceptacja 40 proc. ogółu uprawnionych. Wyników więc nie uznano. Idea dewolucji wróciła dopiero 20 lat później, a pierwszy (po blisko 300 latach) szkocki parlament wybrano w maju 1999 r.

Masowe powstawanie nowych państw w Europie pierwszej połowy lat 90. miało oczywiste przyczyny - rozpad bloku komunistycznego i wojnę na Bałkanach. Podobnych wstrząsów Europa dziś nie doświadcza, a budzący wątpliwości przypadek Kosowa to ciąg dalszy wydarzeń sprzed lat. Co nie zmienia faktu, że wiele narodów i regionów nie kryje swych aspiracji: Baskowie i Katalonia w Hiszpanii, Korsyka we Francji, duńskie Wyspy Owcze... Regiony północnych Włoch, nieskore do dzielenia się pieniędzmi z biednym południem, wycofały się wprawdzie z dążenia do secesji, ale widmo podziału coraz bardziej ciąży nad Belgią: Flandrię i Walonię dzieli tam już wszystko.

***

Czy w Europie pojawi się więc wkrótce nowe państwo: Szkocja? Tak - jeśli założyć, że poparcie dla SNP jest równoznaczne z poparciem dla zerwania unii. Rzecz w tym, że niekoniecznie musi tak być. Rządy SNP z pewnością mogą dać Szkocji niemało, oznaczają bowiem więcej nacisków na brytyjski rząd i parlament, a zatem, potencjalnie, więcej korzyści. Targowanie się z Londynem jest rzeczą godną pochwały.

Ale secesja ma już inny wymiar: to krok ostateczny i, przynajmniej w krótkiej perspektywie, nieodwracalny. Niepodległość to wielka niewiadoma. Dlatego niejednemu Szkotowi może zadrżeć ręka, gdy w referendum przyjdzie mu postawić krzyżyk przy rubryce "tak".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2011