Nerwy sieci

Prof. Janusz Hołyst: Chcemy stworzyć podstawy dla przyszłej generacji emocjonalnie inteligentnego internetu. Negatywne emocje są bowiem nie tylko paliwem w dyskusji, ale mogą nawet zniszczyć społeczność. Rozmawiała Monika Florek-Mostowska

19.07.2011

Czyta się kilka minut

rys. Mateusz Kaniewski /
rys. Mateusz Kaniewski /

Monika Florek-Mostowska: Co jest celem Pana pionierskich badań nad emocjami, które towarzyszą nam w sieci?

Prof. Janusz Hołyst: Badamy społeczną aktywność w cyberprzestrzeni, czyli kontakty ludzi w internecie. Bo są one związane z okazywaniem i odbieraniem emocji, podobnie jak w przestrzeni rzeczywistej. Jeszcze niedawno nikt nie przewidywał, że emocje i informacje przekazywane dzięki serwisowi Twitter będą katalizatorem rewolucji w krajach Afryki Północnej. Staramy się poznać, jakie emocje towarzyszą e-społecznościom, czy mają one inną specyfikę niż emocje obserwowane w bezpośrednich kontaktach. Analizujemy, jak często występują obok siebie wypowiedzi o podobnym ładunku emocjonalnym, jak długo utrzymują się emocje, czy istnieje korelacja między emocją zawartą w wypowiedzi a liczbą jej komentarzy. Pracujemy nad modelem sztucznego internauty, a w zasadzie sztucznej e-społeczności, która miałaby cechy społeczności obserwowanych w internecie. Udało się nam zaobserwować istnienie tzw. społecznych hubów: ludzi, którzy kontaktują się

z wieloma innymi członkami grupy i - zarażając ich swoimi emocjami - wywołują emocjonalne lawiny. Może mieć to znaczenie w marketingu, gdy entuzjastyczne komentarze nowego filmu czy telefonu komórkowego przekonują wielu nowych klientów.

Jakie prawa rządzą cyberemocjami?

Powstają one o wiele łatwiej i rozchodzą się o wiele szybciej niż emocje w świecie rzeczywistym. Już kilka minut po jakimś spektakularnym wydarzeniu (wypowiedź polityka, mecz, katastrofa) obserwujemy gwałtowny wzrost aktywność i różnych grup internetowych i pojawia się wiele emocjonalnych wypowiedzi. Cyberemocje są często kolektywne, podobnie jak emocje na stadionie czy w czasie politycznego meetingu. W grupach internetowych obserwujemy emocjonalne grona kolejnych wypowiedzi o podobnych wartościach tzw. emocjonalnej walencyjności. Jeśli czytamy internetową dyskusję, w której wiele wypowiedzi było silnie nacechowanych emocjami, jest duża szansa, że my też tak zareagujemy. W tym sensie propagacja emocji ma cechy epidemii.

Dlaczego?

Bo łatwo jest napisać kolejny komentarz, który będzie widziany przez wiele osób i z pewnością któraś z nich też napisze swój. Mogę też odważniej lub bardziej spontanicznie zareagować, nie bojąc się ryzyka bezpośredniego, fizycznego kontaktu z drugą osobą.

Bo siedząc przed komputerem, mimo że tworzymy społeczności, tak naprawdę jesteśmy sami, odizolowani.

Dzięki tej izolacji uważamy, że za naszą wypowiedź nikt nas nie pociągnie do odpowiedzialności, mamy mniej społecznych hamulców. Z drugiej strony relacje, które nawiązujemy przez internet, możemy czasami przeżyć równie silnie jak relacje "na żywo", nawet jeśli nie dotyczą one realnego życia. Przytoczę prawdziwy przykład osoby, która starała się o funkcję moderatora grupy internetowej. Kiedy w głosowaniu nie zdobyła poparcia... popełniła samobójstwo.

Jak to wyjaśnić?

Funkcja moderatora to funkcja przywódcza. Liczy się, nawet jeśli przewodzimy anonimowej grupie, bo za pseudonimami kryją się przecież konkretni ludzie. Osoba, z którą prowadzimy korespondencję, staje się dla nas ważna. Jej negatywna reakcja może mieć duży wpływ na nasze ego.

Więc rzeczywistość wirtualna wcale nie jest wirtualna?

Specjaliści od nowych technologii informatycznych rozumieją przez przestrzeń wirtualną coś innego, niż rozumie się potocznie. Przestrzeń wirtualna to dla nich przestrzeń stworzona za pomocą grafiki komputerowej, która ma realistycznie odtwarzać jakieś miejsce, a nawet akcję w tym miejscu. Nasi współpracownicy z Politechniki w Lozannie za pomocą programów symulacyjnych i specjalnych projektorów stwarzają sztuczne otoczenie, które daje np. złudzenie poruszania się w górach lub przebywania w kawiarni pełnej awatarów. Zanurzanie się w takiej przestrzeni to nie tylko zabawa - jest ona wykorzystywana do różnego typu treningów. Wszyscy wiemy, że pilot nie szkoli się tylko w prawdziwym samolocie, ale wręcz powinien przejść trening na symulatorze. W przyszłości również kandydat na przewodnika wycieczek zanurzy się w wirtualnym muzeum, gdzie będzie otoczony przez wirtualnych turystów, a kandydat na strażaka będzie mógł przećwiczyć elementy akcji ratowniczej, ewakuując wirtualny tłum awatarów.

Jak się bada cyberemocje?

Mamy w projekcie specjalistów, którzy z blogów, portali typu Digg, Twitter oraz forów dyskusyjnych zbierają wypowiedzi tekstowe. Potem w sposób automatyczny próbujemy określić, czy zawierają one emocje, czy były neutralne.

Automatyczny?

Nasi partnerzy z Wolverhampton opracowali program komputerowy do analizy tekstu. Jeśli np. w zdaniu pojawiło się słowo "sorry" (przepraszam), program uznaje, że jest w nim ukryta emocja negatywna, a jeśli pojawi się "meet" (spotykać się) - to pozytywna. Często jednak w wypowiedziach emocje się mieszają. Dostajemy wtedy ciąg wyrazów, z którego odczytujemy, że dane zdanie zawierało emocje o mieszanych wartościach tzw. emocjonalnej walencyjności. Dobrym przykładem jest zdanie "I am sorry I could not come, but I hope we shall meet tomorrow" ("Przepraszam, że nie mogłem przyjść, ale mam nadzieję, że spotkamy się jutro"). Zawiera ono zarówno smutek, jak i pozytywne nastawienie do adresata wypowiedzi. Program komputerowy może określić także, jak bardzo autor był pobudzony emocjonalnie, a nawet czy wyrażał emocję, która ma charakter dominujący nad inną osobą, czy charakterystyczną dla osoby zdominowanej. To trudne zadanie, bo sami psychologowie nie potrafią określić, ile parametrów potrzeba, żeby opisywać stany emocjonalne, a nawet nie są zgodni co do liczby podstawowych emocji. W pewnych kulturach wytworzyły się specyficzne emocje. Np. w kulturze japońskiej istnieje emocja zwana To-Ki-Me-Ki, która jest czymś w rodzaju nagłego zauroczenia inną osobą, przedmiotem lub pomysłem.

Do czego mogą posłużyć modele cyberemocji?

Chcielibyśmy stworzyć podstawy teoretyczne dla przyszłej generacji emocjonalnie inteligentnego internetu. Takie narzędzia pomagałyby istnieć społeczności internetowej poprzez ocenę poziomu emocji w grupie. Negatywne emocje są bowiem nie tylko paliwem w dyskusji, ale mogą nawet zniszczyć społeczność, która zorganizowała się do rozwiązania jakiegoś wspólnego zadania, np. współpracy naukowej przez internet. Zamierzamy opracować prototypy informatycznych cyber-tutorów, którzy automatycznie ostrzegaliby grupę w przypadku niebezpiecznego wzrostu negatywnych emocji.

Wyniki badań mogłyby zostać również wykorzystane w nowych systemach poczty elektronicznej, które oceniałyby poziom emocji w przygotowywanym liście. Przed wysłaniem listu można by sprawdzić, czy zawiera on takie emocje, jakie chcieliśmy przekazać odbiorcy. Działałoby to podobnie do komputerowych programów sprawdzających ortografię. To bardzo ważne szczególnie w sytuacjach, gdy list jest kierowany do wielu adresatów. Mamy już oferty współpracy od komercyjnych firm zainteresowanych takimi programami.

Czy trudno stworzyć taki program?

Tak, bo język e-społeczności jest narzędziem komunikacji specyficznym dla każdej grupy. Taki program nigdy nie będzie doskonały. Nasi partnerzy badali opinie o produktach, zamieszczane w internecie. Okazało się, że jeśli opinia zaczyna się od pochwał, a później pojawia się negatywne sformułowanie, to znaczy, że początek był lekceważeniem lub kpiną. Na przykład taka recenzja filmu: "Przyznam, że to oryginalny scenariusz i gra tam kilku znanych aktorów, ale lepiej zostańcie w domu i przeczytajcie jakąś dobrą książkę". Program musiałby być na tyle inteligentny, żeby wychwycić kluczowe znaczenie słów "ale lepiej zostańcie". Trzeba by przebadać miliony wzorów i określić, w jakim stopniu pojawienie się danego słowa lub ciągu słów na początku czy końcu zdania wiąże się z emocją pozytywną czy negatywną. Komputer próbuje sklasyfikować te wzorce, następnie znaleźć wspólne cechy i wykorzystać je do rozpoznawania emocji w tekście. Dodatkową trudnością jest różna funkcja emocjonalna tego samego słowa w różnych społecznościach.

Jeszcze 20 lat temu podobne badania uznano by za herezję.

Ale teraz stosuje się metody i modele fizyczne w ekonomii, socjologii czy psychologii. Dobrym przykładem jest analiza danych giełdowych czy rynku walutowego FOREX. Banki i fundusze kapitałowe zatrudniają specjalistów z fizyki statystycznej, którzy potrafią wyceniać ryzyko różnych portfeli inwestycyjnych. Bez prawidłowej wyceny tego ryzyka powstaje taka sytuacja jak ta, gdy wielu polskich inwestorów poniosło znaczne straty, kupując pozornie bezpieczne opcje walutowe. Jeden z największych europejskich funduszy hedgingowych jest kierowany przez francuskiego fizyka Jeana-Philippe’a Bouchauda. Powstał nawet nowy kierunek badań zwany ekono-fizyką. Prace fizyków obejmują również modele zmian opinii społecznej, rozprzestrzeniania się kultur, statystycznych własności języka, ewolucji internetu czy modelowania sieci społecznych. Wyniki naszych badań nad kolektywnym charakterem emocji w grupach internetowych ukażą się 27 lipca w prestiżowym czasopiśmie PLoS ONE.

A może dałoby się umieścić w komputerze czujniki wykrywające emocje?

Tak. I prawdopodobnie tak kiedyś będzie. Jeden z naszych partnerów, psycholog z Uniwersytetu w Bremie, bada zmiany parametrów fizjologicznych, wywołane emocjami: przewodność skóry, ruch mięśni twarzy, szybkość bicia serca, ciśnienie krwi. Uczestnicy badań czytają treści komentarzy na różnych forach, a on sprawdza, jakie objawy towarzyszą przeżywaniu przez nich emocji zawartych w komentarzach.

Okazuje się, że emocjonalny list od nieznanego nadawcy do nieznanego adresata może wywołać silne emocje u osób postronnych.

Prof. Janusz Hołyst jest kierownikiem pracowni Fizyki w Ekonomii i Naukach Społecznych na Wydziale Fizyki Politechniki Warszawskiej. Koordynator międzynarodowego projektu badawczego "Cyberemotions" (więcej na www.cyberemotions.eu).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2011