Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Generalnie rzecz ujmując, wyobrażenia człowieka szarego szarzyzną tutejszą na temat pieniędzy są dość ograniczone. Być może iluś ludzi wie, że może wydać zaledwie tyle, ile ma, iluś uważa, że może wydać więcej, inni, że mniej. Są też tacy, którzy nie wydają swoich, tylko cudze. Część z nich – popatrzmy – siedzi z tego powodu w zakładach karnych, część zaś w parlamencie. Możliwe, iż ktoś teraz zarzuci nam, że silimy się na dowcip, a nasze uwagi na temat gospodarowania pieniędzmi są żałosne, że na takie mądrości stać w Polsce każdego, że zaiste zgłupieliśmy już do cna.
Byłby to jednak zarzut z gruntu mylny, bo jak Polska długa i szeroka, nie istnieje poważna edukacja na temat dwu arcyważnych dla bytu człowieka zagadnień. Oto nikt na serio nie informuje dzieci, skąd się na świecie wzięły, oraz skąd mamusia z tatusiem mają pieniądze. Zauważamy – to nie nowość – silny trend ucieczkowy od zagadnień związanych z najszerzej pojętą prokreacją człowieka i utwardzanie w kolejnych pokoleniach mniemania, że pieniądze rosną na drzewach. Można tu rzec, że skoro dzieci przynoszą bociany, a pieniądze lęgną się w dziuplach, to nie może być bariery w kontrrewolucyjnym sądzeniu, iż, dajmy na to, Ziemia ma kształt pizzy, zarazki są wymysłem biznesu farmaceutycznego, a raka leczymy sokami owocowymi.
Myliłby się każdy sądzący, że ten wstęp jest przygrywką do malowniczych rozważań na tematy nader nas interesujące, jak problematyka rozerotyzowania tradycyjnej rodziny polskiej oraz – lubimy to słowo – dzietność, a zwłaszcza jej spadek. Spadek dzietności jest tematem bardzo poważnym, jednakże omawianym przez nas wyłącznie w bardzo wąskim gronie osób kompetentnych. Słowem, zostają nam tu do omówienia kwestie nie prokreacyjne, a ekonomiczne. Ściślej zaś rzecz biorąc, chcemy dziś gwarzyć o pieniądzach. Rzecz jasna, chodzi nam o pieniądze duże, bo tylko takie są interesujące.
W zeszłym tygodniu przeczytaliśmy o wydatkach na ochronę prezesa PiS, p. J. Kaczyńskiego. Oto dowiedzieliśmy się, że w ciągu ośmiu lat wydano na tę usługę z naszych podatków 35 milionów zł. Informacja ta oczywiście nie zrobiła na nikim większego wrażenia, nie wywołała żadnej reakcji poza drobnym szmerem w sieci, ani tym bardziej oburzenia kogokolwiek. Zapewne z powodu podanego powyżej. Po prostu szalona większość podatników polskich uważa, że pieniądze rosną na drzewach, zatem 35 baniek w tę czy w tamtą, wydanych na to, śmo lub owo, nie gra w ich życiu obywatelskim żadnej roli.
Pomyśleliśmy, że postaramy się jednak Polkom i Polakom urealnić tę astronomiczną sumę. Obliczenia mogą zawierać drobne nieścisłości, co nie ma żadnego znaczenia. Oto osiem lat to jakieś 2920 dni. A zatem dziennie, świątek-piątek, wydawaliśmy na ochronę p. Kaczyńskiego pi razy oko 12 tysięcy zł. Nawet w dni dżdżyste, gdy, dajmy na to, nie wychodził z domu, tylko skakał sobie pilotem po kanałach transmitujących zawody rodeo i msze święte, Polka z Polakiem, wszyscy bez wyjątku, składali się na czuwający orszak kilkudziesięciu tajniaków i mundurowych obu płci.
Fundatorzy tej kosztownej usługi – czyli ogół podatników polskich – powinni jednak wiedzieć, jakie były powody tej niespotykanej troski państwa polskiego o prezesa PiS. Czy jego życie było permanentnie zagrożone? Czy były poważne sygnały, że ktoś chce zrobić mu krzywdę? Że jest nań szykowany zamach? Bomba? Grupa zbrojna? Ampułka z wirusem? Zatruty kebab? Skażony ogórek kiszony? Żmija pod kocykiem? Jeżeli tak, to kto, skąd, gdzie, jak? Czy domniemani złoczyńcy zostali rozpoznani? Schwytani? Przesłuchani? Osądzeni? Osadzeni? Czy można by prosić o precyzyjne wymienienie powodów, dla których ponieśliśmy tak szalone wydatki? A może nie można, bowiem jest to tajemnica państwowa? Jeśli tak, to chyba jasne, że jesteśmy upoważnieni do snucia domysłów i wcale się w nich nie gubimy. Po prostu jesteśmy przekonani, że wszyscy, jak tu siedzimy, zapłaciliśmy 35 dużych baniek za dobre samopoczucie p. Kaczyńskiego i jego kilku kolegów. W tej sprawie cena nigdy nie miała znaczenia.