Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na tle innych zwierząt zdolność do współpracy wyróżnia nas do tego stopnia, że biolog i matematyk z Uniwersytetu Stanforda Martin Nowak wraz dziennikarzem naukowym Rogerem Highfieldem określili ludzi mianem „super-kooperantów”. Podobnie jest z komunikacją: zwierzęta „dogadują się” na różne sposoby, ale tylko człowiek, jak mawiał Jürgen Habermas, posiada „rozum komunikacyjny”.
Biolodzy i psycholodzy ewolucyjni od dawna wskazują, że korzenie kooperacji i komunikacji językowej tkwią w naszych genach. Jednak bez wątpienia zdolności te wspierane są również przez „wynalazki” kulturowe.
Mówi się wprawdzie o występowaniu przekazu kulturowego nie tylko u ludzi, ale również u niektórych naczelnych (np. u makaków japońskich rozpowszechnił się zwyczaj mycia batatów), a nawet owadów (trzmiele potrafią przekazywać sobie wyuczone podczas eksperymentów zachowania), jednak tylko ludzie stworzyli etykę i prawo, które wspierają biologiczną bazę współpracy, oraz symboliczny język, dzięki któremu czasem udaje nam się problemy rozwiązywać walką na argumenty, a nie na pięści.
Jakie cechy ludzkiego umysłu sprzyjają tworzeniu i przekazowi kultury? Dlaczego akurat u ludzi rozwinęła się ona do poziomu niespotykanego nigdzie indziej w przyrodzie?
Homo imitans
Wśród psychologów sporą popularnością cieszy się teza, że ludzka predyspozycja do tworzenia i przekazu wzorców kulturowych jest wynikiem tendencji do automatycznej (bezrefleksyjnej) imitacji, czyli precyzyjnego naśladowania zachowań innych osobników.
O tym, że ludzka imitacja jest czymś wyjątkowym, przekonali się Luella i Winthrop Kellogowie, którzy postanowili wychowywać swojego urodzonego w 1930 roku syna Donalda wraz z małpą – siedmiomiesięczną szympansicą Guą.
Marzeniem Kellogów było, by Gua, naśladując małego Donalda, opanowała ludzką komunikację. Po upływie niespełna roku eksperyment przerwano, a anegdota głosi, że to Donald zaczął naśladować zachowania Guy, np. prosząc, a właściwie wykrzykując, o jedzenie w typowo szympansi sposób. Efektów uczenia się przez naśladownictwo „w drugą stronę” nie stwierdzono wcale.
Chociaż dzięki pracy wielu badaczy wiemy, że człowiek nie jest jedyną małpą, która potrafi małpować, to nasza tendencja do imitacji rzeczywiście jest znacznie silniejsza niż u naszych małpich kuzynów.
Dzięki tej tendencji, jak w swoich książkach dowodzi Michael Tomasello, u człowieka obserwuje się efekt tzw. zapadki kulturowej, która prowadzi do kumulacji wzorców zachowań i kształtowania się trwałych treści kulturowych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Zgodnie z tym ujęciem, dziecko przychodzi na świat z „wbudowanym” wyposażeniem biologicznym – do którego należy tendencja do imitacji – które z kolei umożliwia mu przyswojenie języka oraz norm kulturowych, umożliwiających trwałą kooperację.
Wyjaśnienie Tomasella wydaje się eleganckie. Po pierwsze, zdaje się uwalniać nauki o poznaniu od konieczności przyjmowania, że tak złożone cechy natury ludzkiej jak język (jak twierdzi Noam Chomsky) czy moralność (co postuluje Marc Hauser) są wrodzone. Po drugie zaś, legitymizuje naukowo dość oczywistą tezę, głoszącą, że natura ludzka kształtowana jest nie tylko przez biologię (geny), ale także kulturę (wychowanie). Trzeba tylko uznać, że silna tendencja do naśladowania innych osób jest czymś zapisanym w ludzkich genach.
Wystawianie języka
Andrew Meltzoff i Keith Moore odkryli w latach 70. zjawisko imitacji neonatalnej. Zauważyli, że ludzkie noworodki już od pierwszych godzin życia spontanicznie naśladują całą gamę ruchów twarzy osoby dorosłej, w tym wyciąganie języka, otwieranie ust czy poruszanie wargami. Ściślej rzecz biorąc, zgodnie z raportem Meltzoffa i Moor’a dzieci wykonywały daną czynność częściej (np. wysuwały język) podczas obserwacji dorosłego wykonującego analogiczną czynność aniżeli wtedy, gdy dorosły robił coś innego (np. nadymał policzki). Właśnie to odkrycie stało się podstawą dla daleko idących tez na temat zapisania imitacji w ludzkich genach – noworodki nie miały przecież kiedy nauczyć się naśladować.
Niektórzy badacze przyjęli jednak te wyniki z niedowierzaniem, próbując powtórzyć (zreplikować) badania Meltzoffa i Moore’a. Część nowszych badań zdawała się w pewnym zakresie potwierdzać tezę o istnieniu imitacji neonatalnej – w praktyce najwięcej udanych replikacji uzyskano w przypadku naśladowania przez noworodki wysuwania języka, z pozostałymi ruchami było gorzej. W innych badaniach imitacji nie zaobserwowano. Ponieważ badania z udziałem dzieci są w praktyce bardzo trudne do przeprowadzenia, niepowodzenia tłumaczono obecnością dodatkowych czynników zakłócających imitację.
W latach 90. wydawało się nawet, że odnaleziono neurobiologiczną bazę imitacji, którą miały być neurony lustrzane, reagujące zarówno w przypadku samodzielnego wykonania danej czynności, jak i obserwacji analogicznej czynności wykonanej przez innego osobnika. Wyjściowy wynik Meltzoffa i Moore’a, został zaliczony do podstaw wiedzy z zakresu psychologii rozwojowej.
Ekscytacja, a nie imitacja
Janine Oostenbroek z Uniwersytetu w Yorku wraz z siódemką współpracowników przeprowadzili niedawno badanie, które raz na zawsze miało pokazać, czy ludzka tendencja do imitacji jest wrodzona. W projekcie udział wzięło 106 niemowląt (to średnio trzy razy więcej niż w poprzednich podobnych badaniach), które badano 1, 3, 6 i 9 tygodni po urodzeniu (poprzednie badania prowadzone były zazwyczaj tylko w jednym punkcie czasowym). Badaczy interesowała zdolność do imitacji całej gamy zachowań – od wysuwania języka i otwierania ust przez wysuwanie palca wskazującego i chwytanie przedmiotu aż po wydawanie prostych dźwięków. Wyniki, opublikowane na łamach prestiżowego czasopisma „Current Biology”, okazały się negatywne. Imitacji nie zaobserwowano u dzieci ani tydzień, ani nawet dziewięć tygodni po urodzeniu. Zdolność ta, na co wskazują inne badania, obserwowana jest przeciętnie dopiero w 7.-9. miesiącu życia dziecka.
Jedyną czynnością wykonywaną przez dzieci częściej podczas obserwacji analogicznego zachowania dorosłego było wysuwanie języka. Nie musi to jednak oznaczać imitacji. Jak na łamach tego samego czasopisma zauważyła Cecilia Heyes z Uniwersytetu Oksfordzkiego: „Gdy spojrzymy na dziecko i wyciągniemy język, dziecko prawdopodobnie zrobi to samo. Dziecko nie imituje jednak naszego działania. Jest ono po prostu podekscytowane tym, co widzi, a gdy dzieci są podekscytowane, często wysuwają język”. Dalej wprost stwierdza, że badanie Oostenbroek i współpracowników „wskazuje na to, że ludzie nie dysponują dziedziczonym genetycznie neurokognitywnym mechanizmem imitacji”.
Oczywiście wciąż pozostaje możliwość, że mechanizm taki jest wrodzony, ale przejawia się dopiero w późniejszych stadiach ontogenezy (podobnie jak np. choroby genetyczne). Przeciw takiej tezie świadczą jednak wyniki badań bliźniąt, które przeprowadzone zostały przez Fionę McEwen z londyńskiego King’s College. Wskazują one, że ludzie różnią się w zakresie siły tendencji do naśladowania innych, a co ważniejsze, nie zależy ona od czynników genetycznych, ale raczej środowiskowych. W tym kontekście trzeba rozważyć także nowsze badania nad neuronami lustrzanymi: coraz częściej wskazuje się, że ich kluczowa własność, polegająca na reagowaniu zarówno podczas wykonania, jak i obserwacji czynności, jest raczej produktem uczenia się na zasadzie „podobne kodowane jest w mózgu podobnie”, a nie przejawem programu genetycznego.
Podręczniki do poprawki?
Wraz z rozwojem nauk o poznaniu okazuje się, że kolejne zdolności, które postrzegane były początkowo jako wrodzone (np. język), przyswajane są raczej na drodze długotrwałych interakcji społecznych. Za sprawą badania Oostenbroek i współpracowników to samo spotkało imitację. W tym sensie informacje o imitacji neonatalnej i neuronach lustrzanych jako jej podstawie są w podręcznikach do poprawki. Co ciekawe, rzeczywisty czas, kiedy u dzieci zaobserwować można zdolność do naśladowania (7-9 miesięcy po urodzeniu), pokrywa się z obserwacjami ojca psychologii rozwojowej Jeana Piageta. Nie chodzi tu jednak o ciekawostkę, ale o zdolność, która od lat 70. uważana była za kluczową dla przyswajania tego wszystkiego, co zdaje się czynić nas ludźmi.
Jednak z tego, że imitacja nie jest zapisana w genach, ale trzeba się jej nauczyć, nie wynika – jak podkreśla Cecilia Heyes – że nie odgrywa ona ważnej roli w dziedziczeniu kulturowym, wzmacnianiu kooperacji czy rozwoju języka. Wynik Oostenbroek i współpracowników każe natomiast poszukiwać źródeł tych zdolności jeszcze głębiej. Wiemy, że w dużej mierze staliśmy się ludźmi dzięki imitacji – teraz musimy zrozumieć, jakiego typu interakcje społeczne są kluczowe dla rozwoju naśladownictwa i jakie zmiany zachodzą wówczas w mózgu dziecka. ©