Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Decyzja prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o dymisji głównodowodzącego armią ukraińską gen. Wałerija Załużnego oczekiwana była od kilku miesięcy. Można było odnieść wrażenie, że zapowiadające ją wcześniejsze przecieki medialne służyły oswojeniu z nią Ukraińców i sojuszników zachodnich. Załużny stał się jednym z symboli ukraińskiej wojny o niepodległość i cieszy się niekwestionowanym autorytetem wśród swoich rodaków. Prezydent stracił zatem zaufanie do generała, któremu ufa 88 proc. społeczeństwa, czyli o 26 punktów procentowych więcej niż samemu Zełenskiemu.
I wszystko wskazuje na to, że była to jedna z przyczyn tej dymisji. Trudno bowiem doszukiwać się dlań powodów czysto wojskowych. Wprawdzie Siły Zbrojne Ukrainy popełniały w ostatnich miesiącach błędy, ale nie ma dowództwa czasów wojny, które byłoby od nich wolne. Zresztą wielkie poparcie dla Załużnego w samej armii wskazuje, że wojskowi pretensji do niego nie mają. Animozje między prezydentem a generałem rosły od dawna, w tym na tle (rzadkich) publicznych wypowiedzi Załużnego, które nie wpisywały się w linię informacyjną władz.
Wyborów na Ukrainie w najbliższych miesiącach nie będzie. Nie wiadomo również, czy Załużny chciałby w nich wystartować. Jasne jest natomiast, że jeśli Zełenski miałby z kimś w przyszłości przegrać, to z byłym już głównodowodzącym armią ukraińską. Wygląda więc na to, że po dymisji generał nie stanie się dla obecnego prezydenta mniejszym problemem.
Naczelnym dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy został gen. Ołeksandr Syrski, wojskowy o wielkim doświadczeniu, ale mniejszej popularności wśród podkomendnych, w gronie których ma opinię zbyt beztrosko szafującego życiem żołnierzy. Jakie będą praktyczne konsekwencje zmiany na szczycie armii, pokażą najbliższe tygodnie. Jasne jest natomiast, że ostatnią rzeczą, której potrzebuje teraz Ukraina, są napięcia w społeczeństwie, armii i potencjalna dezorganizacja jej struktury.
Przed gen. Syrskim stoją takie same wyzwania jak przed jego poprzednikiem. Do zmiany doszło, gdy na froncie sytuacja powoli, ale systematycznie się pogarsza. Ukraińcy stoją przed perspektywą utraty Awdijiwki, niegdyś 30-tysięcznego miasta, które po 2014 r. nieprzerwanie było pod ich kontrolą. Wciąż powraca kwestia ogłoszenia nowej mobilizacji, która miałaby objąć nawet 400-500 tys. osób. Zełenski od miesięcy broni się przed tą niepopularną społecznie decyzją, która wydaje się niezbędna ze względu na konieczność rotacji żołnierzy od wielu miesięcy przebywających na froncie.
Komplikującej się sytuacji militarnej towarzyszą niekończące się spory w amerykańskim Kongresie o nowy pakiet wsparcia dla Ukrainy o wartości 61 mld dolarów. Siły ukraińskie już odczuwają deficyt amunicji i jest jasne, że bez kolejnych dostaw amerykańskich sytuacja stanie się krytyczna. Tym bardziej że Europa nie jest alternatywą dla pomocy ze strony USA. Przyznał to podczas niedawnej wizyty w Waszyngtonie kanclerz Olaf Scholz, mówiąc, że jeśli Ukraina ma się obronić, to „pomoc Stanów Zjednoczonych jest niezastąpiona”. Mimowolnie narzuca się pytanie, dlaczego UE w ciągu ostatnich dwóch lat zrobiła tak niewiele, aby zwiększyć potencjał produkcji swojego sektora zbrojeniowego? Beztroska i brak wyobraźni strategicznej dużej części liderów unijnych są uderzające.
Tymczasem Kreml nie jest ślepy i coraz mocniej demonstruje pewność siebie. W ubiegłym tygodniu Putin dostał niezasłużony prezent, jakim był wywiad przeprowadzony z nim przez Tuckera Carlsona, protrumpowskiego komentatora politycznego. Wielomilionowa widownia amerykańska mogła usłyszeć piramidalne kłamstwa o historii Ukrainy i regionu oraz o rzekomej odpowiedzialności Zachodu za trwającą wojnę. Putin powtórzył też ofertę skierowaną do Amerykanów: przestańcie dostarczać broń Ukrainie, zaakceptujcie, że to rosyjska strefa wpływów, Europa bez was jest lepsza.
Jest to oczywiście plan marzeń Kremla, który jednak liczy, że coraz trudniejsza sytuacja w świecie zachodnim pomoże mu go zrealizować. Ostatnia wypowiedź Trumpa, że będzie „zachęcał” Rosję do ataków na te państwa NATO, które nie przeznaczają 2 proc. na obronność, to miód na rosyjskie uszy i zapraszanie (rosyjskiego) lisa do (natowskiego) kurnika.
Wokół Ukrainy widać znaczące pogorszenie się koniunktury międzynarodowej dla jej dalszego wsparcia. Rosyjskie zagrożenie jest realne, ale trzeba pamiętać, że nic Rosji nie prowokuje bardziej niż demonstracja zachodnich słabości, podziałów, sporów wewnętrznych i braku decyzyjności.
Wojciech Konończuk jest dyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich.