Gra na podział

Po kapitulacji generała Haftara Rosja i Turcja próbują podzielić przebogatą w ropę naftową Libię i ustalić granice wpływów. Może to zmienić cały układ sił w Europie i zagrozić bezpieczeństwu NATO.
w cyklu STRONA ŚWIATA

07.06.2020

Czyta się kilka minut

Libijskie wojska rządowe odbiły Trypolis. Mieszkańcy świętują na głównym placu miasta, 5 czerwca 2020 Fot. AFP/East News

Po rocznym oblężeniu Trypolisu watażka z Bengazi, samozwańczy marszałek polny Chalifa Haftar nakazał swoim wojskom odwrót. Uznawany przez ONZ rząd z Trypolisu ogłosił, że wierne mu wojska odzyskały kontrolę nad położonym na południowych przedmieściach lotniskiem międzynarodowym, zamkniętym od ponad pięciu lat. W wyniku majowej kontrofensywy wojska Trypolisu wyparły Haftara z niemal całego obszaru zachodniej Libii (dawnej Trypolitanii). Wojskowa klęska podważyła niepodzielne do niedawna rządy marszałka nad Libią wschodnią (dawną Cyrenajką) ze stolicą w Bengazi.

Porażka Haftara

Główną przyczyną zeszłorocznych sukcesów wojennych Haftara oraz jego tegorocznych porażek jest obecność wojskowa obcych mocarstw, które mimo międzynarodowego embarga na dostawy broni dla stron libijskiego konfliktu nie tylko dostarczają Libijczykom wszelkiego oręża, ale od niedawna podsyłają także własnych żołnierzy i werbują najemników.

Wyruszając z Cyrenajki na Trypolis Haftar był pewny wygranej. Miała ją zapewnić przewaga wojskowa w powietrzu. Otrzymał pomoc – w postaci chińskich samolotów bezzałogowych – ze wspierających go Egiptu, Jordanii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Arabii Saudyjskiej. Popierają go także Rosja, Francja i Grecja, a jeszcze niedawno także amerykański prezydent Donald Trump (Haftar został przed laty zwerbowany do współpracy przez CIA i w nagrodę otrzymał amerykański paszport), który dopiero w tym roku oficjalnie swoje poparcie wycofał.


Czytaj także: Cudzoziemscy najemni żołnierze, opłacani przez Rosję i Turcję, toczą wojnę domową w Libii, gdzie pretendentem do władzy jest dawny generał Kadafiego, zwerbowany do współpracy przez CIA. 


 

Zwycięstwo odebrały mu mocarstwa, które pomagają jego wrogom z Trypolitanii – Turcja, Włochy, Algieria i Katar. Najbardziej do niepowodzenia Haftara przyłożyli się Turcy, dostarczając rządowi z Trypolisu wyrzutnie przeciwlotnicze i bezzałogowe samoloty – atakując kolumny Haftara przygwoździły je do ziemi i zatrzymały. W maju pomogły także armii Trypolitanii odbić ziemie przy granicy z Tunezją.

Marzenia sułtana Erdoğana

Przed całkowitą klęską wojenną, a prawdopodobnie także śmiercią polityczną, uratowali Haftara Rosjanie. Najpierw podesłali mu prawie półtora tysiąca własnych najemników zwerbowanych przez podległą Kremlowi, ale oficjalnie niemającą z nim nic wspólnego firmę najemniczą Wagner (Haftar werbował też najemników w prywatnych agencjach z Południowej Afryki, Wielkiej Brytanii i USA, a Rosjanie i Turcy przysłali na wojnę żołnierzy ze swoich protegowanych partii zbrojnych w Syrii). Po klęsce Haftara pod Trypolisem Rosjanie najpierw przysłali samoloty, żeby ewakuować najemników, a potem najnowocześniejsze myśliwce – żeby osłaniać odwrót Haftarowi i powstrzymać ścigających go żołnierzy Trypolisu.

Pojawienie się rosyjskiej armady powietrznej w Libii zaniepokoiło z kolei Amerykanów. Za rządów Baracka Obamy, podczas Arabskiej Wiosny 2011 roku, Stany Zjednoczone zdecydowały się – wraz z NATO – na interwencję zbrojną w Libii, która doprowadziła do obalenia i zabójstwa libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego. Potem jednak, gdy Libia zamiast wybijać się na śródziemnomorski Dubaj (wykształcone 7-milionowe społeczeństwo, bogate złoża ropy, dwa tysiące kilometrów plaż, zabytki z czasów rzymskich), przeradzała się raczej w śródziemnomorską odmianę Afganistanu, pogrążając w coraz ostrzejszych konfliktach, Amerykanie przestali się nią zajmować.

Europa przypomniała sobie o Libii, gdy z jej wybrzeży ruszyła przez Morze Śródziemne armia uchodźców, a Amerykanie – gdy po rozbiciu kalifatu z Mosulu i Aleppo dżihadyści poszli w rozsypkę i było duże prawdopodobieństwo, że korzystając z wojennego zamieszania zagnieżdżą się w Libii (arsenały Kadafiego zostały rozgrabione przez dżihadystów z Sahary i Sahelu, którzy dzięki nim rozpętali wojny w Mali, Nigrze, Nigerii i Burkina Faso). „To był mój najpoważniejszy błąd w polityce zagranicznej” – przyznał żegnając się z prezydenturą Obama. Trump natomiast zmierzając po władzę obiecywał, że wyplącze swój kraj z zagranicznych awantur i będzie zajmował się wyłącznie Ameryką, bo „Ameryka jest najważniejsza”.

Pod nieobecność Zachodu, w Libii podzielonej od 2014 roku na rywalizujące ze sobą Wschód (Cyrenajkę) i Zachód (Trypolitanię), a także poszczególne miasta-państwa pojawili się Turcy i Rosjanie. Turcja, której dzisiejsza Libia w czasach osmańskich była prowincją, zabiega o tamtejsze pola naftowe – najbogatsze w całej Afryce. Turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan (przezywany „sułtanem” ) marzy też o przywróceniu państwu roli mocarstwa w światowej polityce i zabiega o poszerzenie tureckich wpływów na Bliskim Wschodzie oraz w muzułmańskiej Afryce. Rosjanie, którzy po upadku Związku Radzieckiego stracili tytuł światowego supermocarstwa, pod rządami Władimira Putina w czasie fatalnych wojen Zachodu w Afganistanie i Iraku oraz Syrii odzyskują wpływy na Bliskim Wschodzie.

Putin nie potrzebuje zwycięstwa

Amerykańscy wojskowi obawiają się, że Rosjanie angażując się w wojnę libijską chcą powtórzyć swój sukces z Syrii: umocnić wpływy w świecie arabskim i zdobyć przyczółek w regionie śródziemnomorskim, na południowej flance NATO. Amerykanów najbardziej niepokoi kilkanaście rosyjskich myśliwców MiG-29 i bombowców Su-24, które Kreml wysłał do Libii – pozostały już na lotnisku w Al-Dżufrze. Transportowcami dostarczono tam również systemy wyrzutni przeciwlotniczych. Amerykańscy wojskowi twierdzą, że samoloty wystartowały w Rosji i dotarły do Libii przez Iran i Syrię, gdzie zostały przemalowane.

„Rosji wcale nie jest potrzebne zwycięstwo ich faworyta w libijskiej wojnie. Wystarczy jej podział Libii na strefy wpływów. Tak właśnie postępowała na Krymie, na Ukrainie, na Bliskim Wschodzie” – przyznał gen. Gregory Hadfield z dowództwa amerykańskich wojsk w Afryce. „Jeśli Rosja zdobędzie przyczółek w Libii i założy wojenną bazę jak w Tartusie w Syrii, to pozostawi tam swoje samoloty, a wkrótce zainstaluje wyrzutnie rakiet dalekiego zasięgu, co zmieni cały układ sił w Europie, zagrozi bezpieczeństwu NATO i wielu krajom Zachodu”– ocenia gen. Hadfield.


STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty są dostępne bezpłatnie.


 

„Jeśli w Libii są jakieś samoloty wojskowe, to są to samoloty radzieckie, ale nie rosyjskie” – zapewniał z kolei Wiktor Bondariew, szef komisji obrony i bezpieczeństwa w rosyjskim senacie. Haftar również przekonuje, że samoloty z Dżufry to stare, radzieckie maszyny poskładane z części. Amerykański pułkownik Chris Karns z afrykańskiego dowództwa skomentował, że w takim razie zarówno Rosjanom, jak i inżynierom Haftara wypada pogratulować, że ze starych, zużytych, radzieckich części udało im się zmontować najnowocześniejsze samoloty myśliwskie czwartej generacji.

Okazją do sprawdzenia, czy podejrzenia Amerykanów i Zachodu mają podstawy, może stać się nowa runda pokojowych rozmów, którą zapowiadają przedstawiciele ONZ. Mają w nich uczestniczyć wysłannicy libijskiego Wschodu, Cyrenajki i uznawanego oficjalnie rządu z Trypolisu. Do rozmów przekonali swoich protegowanych Rosjanie i Turcy.

Trzecia część Libii

Wojskowi obserwatorzy zauważyli, że tureckie samoloty bezzałogowe nie atakowały wycofujących się spod Trypolisu rosyjskich najemników z Wagnera, a rosyjskie samoloty z Dżufry nie włączyły się do walk. Świadczyć to może o tym, że Turcy, podobnie jak w Syrii, chcą uniknąć otwartej konfrontacji z Rosjanami i gotowi byliby podzielić się z nią strefami wpływów, jeśli zapewni to dostęp do libijskiej ropy i wzmocni ich pozycję nad Morzem Śródziemnym.

W wojenną wygraną w Libii zdają się również nie wierzyć Rosjanie, którzy zaraz po porażce Haftara pod Trypolisem zaprosili do Moskwy trypolitańską delegację na rozmowy (Haftar pojechał do Kairu przekonywać rozczarowanych nim coraz bardziej Egipcjan, by jeszcze go nie przekreślali), a miejsce lądowania ich samolotów bojowych w Al-Dżufrze ma wyznaczać granicę podziału stref wpływów w Libii, pokrywających się z dawną Cyrenajką na wschodzie i Trypolitanią na zachodzie. Trzecia część Libii – położony na Saharze, prawie bezludny Fezzan, w polityce nigdy się specjalnie nie liczył, a po upadku Kadafiego wynaturzył w krainę oaz, kontrolowaną przez wszelkiej maści przemytników, plemiennych watażków i dżihadystów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej