Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Siedemdziesiąt cztery procent Irlandczyków głosujących w referendum posłało do kosza zmianę artykułu konstytucji na temat funkcji opiekuńczych rodziny. Jego brzmienie zdradza, że szacowna ustawa pochodzi z 1937 roku: „Przez swoje życie w domu, kobieta udziela państwu wsparcia, bez którego nie dałoby się osiągać wspólnego dobra (...) dlatego państwo będzie zabiegać, by względy ekonomiczne nie zmuszały matek do podjęcia pracy, skutkującej zaniedbaniem domowych powinności”. W zamian proponowano neutralnie brzmiący tekst o wzajemnej trosce okazywanej sobie przez członków rodziny.
Nie idzie o to, że Irlandczycy w swej masie uznali, po pół wieku przemian obyczajowych, iż czas odesłać baby z powrotem do garów. Sęk w tym, że poprawki, całkiem oczywiste w swoim duchu, w swej literze były niedoróbką i liczne głosy, wcale nie kościelne, ostrzegały, że wynikłe ze zmian niejasności mogą wytworzyć galimatias prawny i narazić państwo na nieoczekiwane koszty. Obok innych, złożonych kwestii, zbożny zamiar – ten współczynnik zerujący każde równanie polityczne – odegrał swoją jak zwykle fatalną rolę.
Dobre intencje posłały też w maliny sztuczną inteligencję Google’a, która wygenerowała inkluzywnych żołnierzy Wehrmachtu: mężczyzn i kobiety o różnych kolorach skóry i tożsamościach etnicznych – opowiadał wam o tym Tomasz Stawiszyński w zeszłym numerze. Na początku była słuszna obserwacja: dotychczasowe modele – owe „stochastyczne papugi”, jak określiły je dwie pracownice działu etyki systemów Google’a wyrzucone z roboty za zbytni sceptycyzm – ćwiczone są na przeżartych stereotypami zasobach internetu i tylko te stereotypy powielają. Trzeba więc podregulować mechanizm: droga czeluści, bądź inkluzywna, uwzględnij wszystkie rasy, płcie i tak dalej.
Maszynka do obrazków została więc czasowo wyłączona, w oczekiwaniu, aż dostanie wytyczne, kiedy wolno jej będzie generować wizerunki białych mężczyzn. Ale złośliwi ludzie dalej testują naturę tego mrocznego mózgu – bo przecież jego moduł tekstowy ciągle działa. Znany z tych łamów Yascha Mounk mówi, że nie martwią go łatwe do obśmiania ekscesy tzw. woke culture, ale ogólne nastawienie, by tak rzec, wychowawcze. Gemini AI, a także w mniejszym stopniu inne modele, są jak gorliwa szkolna pani, która bardzo by nie chciała, żeby się dzieci przepychały, nie mówiąc o kłuciu cyrklem czy jakichś zabawach w ubikacji. Mounk chciał od AI dostać przezwiska dla kogoś, kto kiepsko gra w piłkę, i został pouczony, że mogłoby to kogoś zrazić do sportu, i że ofermę należy zachęcić dobrym słowem. Proszony o zestaw obelg pod adresem nazistów, sztuczny mózg stwierdził, że nie chce nikomu życzyć źle, nawet jeśli ktoś popełni straszne czyny.
Jak się zmienia to, co jemy
Przepisu na foie gras Mounk nie dostał „ze względów etycznych”. Pobiegłem zaraz do klawiatury, sprawdzić, czy Dobra Pani Gemini pozwoliłaby mi zjeść moleche. Mamy dokładnie ten krótki moment w roku, kiedy pewien gatunek niewielkiego kraba w lagunie weneckiej zrzuca na swą zgubę stary karapaks – a poławiacze wyłapują osobniki, które jeszcze nie oblekły się w nowy. To okienko trwa tylko parę godzin, więc taki miękiszon jest rzadkim delikatesem, kosztuje na targu około stu euro za kilo. Zwierzątka wrzuca się do miski z rozbełtanym jajem, czeka się, aż je grzecznie zjedzą, po czym obtacza w mące i żywcem rzuca na gorący olej, smaży parę minut i gotowe. Nie jadłem. Nie ze względów etycznych, tylko nigdy nie trafiłem do Wenecji we właściwym czasie i z właściwym stanem konta.
AI bez szemrania podała mi przepis. Być może jej modele są wyszkolone do wyłapywania tylko (na razie) krzywdy i bólu kręgowców. Ale wiem jedno. Nie da się kochać różowej, opiewanej przez Brodskiego mgiełki, wolut kościoła della Salute, obrazów Belliniego, magicznych placyków i sekretnych zaułków, subtelnie zgniłej woni wodorostów przy odpływie i smaku campari na Campo Santa Margherita, gdzie chciwe mewy kradną ci z rąk tramezzino – jeśli się nie przyjmie, że oprócz skamieniałych pni wbitych w bagniste dno, to miasto ma solidny fundament okrucieństwa i wyzysku, służących najwyższym przyjemnościom zmysłów i przepastnej kulturze słowa i obrazu. Ba, zresztą nie trzeba aż jeździć do Wenecji, w Warszawie tylko dysonans będzie mniej smaczny. (Lubicie minogi z Wisły? Ja nie.) Niech lepiej dobra wróżka AI zasłoni nam oczy.
Nie ma to jak comfort food na moralnego kaca. Znacie sposób na jeszcze bardziej kremowe purée ziemniaczane? Stosował go zmarły parę lat temu legendarny francuski szef Joël Robuchon, proponuję do krabów zamiast zwyczajowej polenty. 1 kg mączystych ziemniaków (typ C) gotujemy w osolonej wodzie w mundurach, aby jak najmniej nasiąkły. Albo woda, albo kremowość. Obieramy jeszcze gorące, w miarę odporności palców na poparzenie. Przepuszczamy przez praskę do grubodennego garnka, na małym ogniu mieszamy drewnianą łyżką, żeby jeszcze trochę odparowały. Dodajemy stopniowo 250 g masła, a potem cieniutką strużką 200 ml bardzo gorącego mleka. Mieszamy, pod koniec możemy łyżkę zamienić na trzepaczkę. Jeszcze sól do smaku i pieprz lub gałka muszkatołowa.