Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Takie wypowiedzi wysokiej rangi ukraińskich dowódców są rzadkie. „Nasz problem jest bardzo prosty: nie mamy broni” – stwierdził gen. Wadym Skibicki, wiceszef HUR (ukraińskiego wywiadu wojskowego) w niedawnym wywiadzie dla tygodnika „The Economist”. Słowa Skibickiego pokazują powagę sytuacji – i mają służyć mobilizacji Zachodu.
Rzeczywiście, sytuacja sił ukraińskich na froncie jest coraz gorsza. Choć amerykański Kongres przegłosował wreszcie, z kilkumiesięcznym opóźnieniem, pakiet pomocy warty 61 mld dolarów, to zanim zmaterializuje się on na froncie na większą skalę – pod postacią broni i wyposażenia – minie jeszcze sporo czasu.
Przewaga dziesięciokrotna
Tymczasem Rosjanie nie tylko mają wielką przewagę ogniową (na kluczowych odcinkach frontu nawet dziesięciokrotną), ale na okupowanych terenach Ukrainy skupili już siły liczące ponad pół miliona żołnierzy. Ukraińscy wojskowi, którzy narzekają dziś na brak ludzi, nie mają wątpliwości, że najbliższe kilka tygodni będzie czasem wyjątkowo trudnym. Kreml najwyraźniej oczekuje sukcesu – w formie przełamania frontu.
W idealnej dla Rosji sytuacji miałoby się to stać w okolicy lipcowego szczytu NATO w Waszyngtonie. Putin życzyłby sobie w ten sposób również upokorzenia Zachodu, aby pozbawić go złudzeń, że konflikt może się dla Ukrainy (i jej sojuszników) skończyć jakimkolwiek pozytywnym rozwiązaniem.
Front psychologiczny
Każda wojna jest nie tylko starciem potencjałów militarnych. Jest to zawsze również problem polityczny do rozwiązania. Pokazując swoją determinację, nie licząc się ze stratami własnymi, a także demonstrując – z rosnącą pewnością siebie – że jej wygrana to już tylko kwestia czasu, Rosja w oczywisty sposób zmierza do pozbawienia Zachodu wiary w możliwość ukraińskiego zwycięstwa. Aby odnieść sukces, trzeba przede wszystkim w niego wierzyć. Równie ważnym frontem tej wojny jest zatem ten psychologiczny, gdzie Kreml dziś dominuje.
Ta kropla drąży skałę. Wprawdzie publiczne podawanie w wątpliwość sensu kontynuowania ukraińskiej obrony wciąż nie jest na Zachodzie zjawiskiem masowym. A jednak od dłuższego już czasu w powietrzu wiszą tam niepewność, zmęczenie i brak wiary w możliwość pokonania (czy choćby: powstrzymania) Rosji.
Dla wielu stolic zachodnich idealny byłby jakiś kompromis. Takie myślenie nie bierze jednak pod uwagę faktu, iż Kreml nie jest bynajmniej zainteresowany jego poszukiwaniem. Nawet gdyby ów kompromis oznaczał jakieś koncesje terytorialne na rzecz agresora, to podobne podejście kompletnie ignoruje fakt, że cele rosyjskie nie kończą się na Ukrainie. Moskwa dąży nie tylko do zdemolowania państwa ukraińskiego i podporządkowania go sobie, ale również do wywrócenia obecnego porządku międzynarodowego w tej części świata.
Słowa i czyny
Europa potrzebuje dziś otrzeźwienia i przebudzenia. Wielu jej przywódców wciąż zachowuje się tak, jakby chcieli możliwie szybko zapomnieć o tej wojnie i zamknąć oczy. Rzecz w tym, że to jedynie zaostrza problem. Tracimy cenny czas, niezbędny choćby do rozbudowy europejskiej produkcji amunicji.
Różnie można oceniać ostatnie wystąpienia prezydenta Emmanuela Macrona, który przed zagrożeniem rosyjskim ostrzega, używając słów, jakie dotychczas charakterystyczne były dla państw wschodniej flanki NATO. Ale precyzyjnie opisują one wielkie wyzwanie, z którym Europa będzie musiała w końcu zmierzyć się na poważnie.
W przypadku Francji dobrze byłoby, gdyby za słuszną narracją poszły też konkretne czyny. Tych ostatnich zaś brakuje nie tylko w przypadku Paryża.