Zimna wojna prezydenta z premierem. Dla Polski ten konflikt jest jak zaciągnięty hamulec ręczny

Czy trudna kohabitacja między rządem i prezydentem jest naturalnym zjawiskiem, czy już patologią, szkodzącą interesom kraju?

14.05.2024

Czyta się kilka minut

Posiedzenie Rady Gabinetowej. Warszawa, 13 lutego 2024 r. // Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter
Posiedzenie Rady Gabinetowej. Warszawa, 13 lutego 2024 r. // Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter

1 maja 2024 roku. Andrzej Duda wygłasza przemówienie z okazji 20-lecia Polski w Unii Europejskiej. Mimo zaproszenia, nie ma przy nim Donalda Tuska, który absencję tłumaczy chorobą, ale mało wiarygodnie. Wygląda na to, że premier nie chce się pokazywać publicznie z prezydentem nawet podczas oficjalnych uroczystości. Potwierdza to zresztą komentarz, który tego samego dnia zamieszcza na platformie X: „Pamiętajmy dziś o tych, którzy odważnie i z wyobraźnią zaczęli naszą drogę do Unii. O Lechu Wałęsie i premierach Mazowieckim, Bieleckim i Suchockiej. Wielkie dzięki! Tych, którzy psuli i psują, a dzisiaj przed kamerami stroją dumne miny, nie będę wspominał. Szkoda święta”.

Premiera nie ma na trybunie także z okazji święta 3 Maja, choć szefowie rządów podczas podobnych uroczystości prawie zawsze byli obecni. W miejsce uśmiechów z trybuny Tusk zamieszcza kolejny wpis: „3 Maja to opowieść o wolności, o rządach prawa, o władzy podległej konstytucji, o marzeniach o Polsce silnej, niepodległej i nowoczesnej. To również opowieść o zdrajcach i głupcach, wysługujących się Rosji, z bogoojczyźnianymi hasłami na ustach”.

Prezydent odwija się publiczną krytyką rządu podczas trzeciomajowego święta, atakując sposób likwidacji CBA. Kilka dni później, choć premier z wyprzedzeniem podaje datę 10 maja jako termin rekonstrukcji rządu, Duda informuje go, że tego dnia nie ma czasu potwierdzić oficjalnie zmian w Radzie Ministrów.

Wygląda to wszystko mało poważnie, ale wpisuje się w tradycję trudnych kohabitacji między prezydentem i premierem, którzy reprezentują różne obozy polityczne i nie umieją zawierać dojrzałych kompromisów. Ta tradycja mocno ciąży na polskim życiu politycznym, powodując wiele napięć, także wewnątrz ugrupowań tworzących obecną koalicję.

Główne przyczyny są oczywiste. Andrzej Duda jest postrzegany i w dużym stopniu zachowuje się nie jak prezydent wszystkich Polaków, ale reprezentant interesów PiS. Tusk zaś jest liderem drugiego wielkiego obozu, sprawującego dziś rządy. W interesie obu środowisk jest napędzanie konfliktu, bo to utrzymuje mobilizację elektoratów. To ważne zwłaszcza w kontekście nieustających kampanii wyborczych: przed wyborami parlamentarnymi, samorządowymi, a teraz przed europejskimi. Strategia Tuska nie zakłada manifestowania jakichkolwiek pojednawczych gestów wobec Dudy i prób negocjowania z nim konkretnych kwestii. Premier chce „przeczekać” prezydenta, który kończy pracę w Pałacu za rok.

Przeczekać Dudę

Znamiennym przykładem jest sprawa przerzucania się pomysłami dotyczącymi bezpieczeństwa kraju. Podczas niedawnej rozmowy w TVN 24 prezydencki szef gabinetu Marcin Mastalerek został zapytany przez Monikę Olejnik, czy Duda rozmawiał z Tuskiem na temat pomysłu objęcia Polski programem „nuclear sharing”, zanim ogłosił to publicznie. „A czy pan premier najpierw powiedział o europejskiej tarczy antyrakietowej w mediach, czy najpierw powiedział prezydentowi Dudzie?” – odparł Mastalerek sugerując, że Duda odpłacił pięknym za nadobne.

Czy Polska schroni się pod francuskim parasolem jądrowym? Perspektywa wygranej Trumpa sprawia, że nie jest to pytanie czysto teoretyczne

Arsenał atomowy Paryża jest sam w sobie zbyt skromny, by mógł obronić całą Europę. Ale zdaniem francuskich ekspertów oferta pewnego rozszerzenia tego projektu mogłaby być interesująca dla niektórych krajów NATO, w tym Polski.

Tak jest z wieloma sprawami, a zależnie od tego, z przedstawicielem którego obozu się rozmawia, interpretacja natury sporu jest różna. – Kohabitacja oznacza wspólne zamieszkiwanie, a tu żadnej kohabitacji nie ma – przyznaje były marszałek Senatu Tomasz Grodzki, dodając, że współpraca koalicyjnej większości z Andrzejem Dudą jest bardzo trudna. – Cóż, został rok z małym okładem, trzeba przetrzymać.

Większość polityków koalicji myśli podobnie, jednak senator Sławomir Rybicki z KO przekonuje, że w ostatnich miesiącach Duda usiłuje udowodnić, że jest samodzielnym politykiem i ma własne zdanie.

Zupełnie inaczej widzą to wszystko posłowie PiS. Były wiceszef MSZ Paweł Jabłoński mówi, że zupełnie nie rozumie postawy premiera, który z jednej strony deklaruje, iż chciałby współpracować, ale gdy prezydent go zaprasza, nagle wymawia się chorobą. – To jest niepoważne. Widzę w tym przejaw lekceważenia urzędu prezydenta, ale także własnych obowiązków jako premiera – mówi.

Oczywiście w konflikcie dwóch najważniejszych osób w państwie nie chodzi tylko o błahe w sumie przepychanki. Prezydenta i premiera dzielą też tematy zasadnicze. Ważnym przesileniem była na pewno interwencja policji w Pałacu, podczas której zatrzymani zostali Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. Tusk wymierzył wtedy Dudzie policzek i dał jasny sygnał, że nie jest mięczakiem. Kolejny ważny spór wybuchł, gdy minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz w kontrowersyjny sposób odwołał władze mediów publicznych. Albo gdy z urzędu zdjęty został przez Adama Bodnara prokurator krajowy Dariusz Barski, pod pretekstem niewłaściwego przywrócenia ze stanu spoczynku, co dało możliwość ominięcia kompetencji prezydenta. Istotne różnice zarysowały się też przy zawetowanej ustawie o pigułce „dzień po” czy ustawie o języku śląskim, w sprawie której otoczenie Dudy również sugeruje weto.

– Trudno, żeby prezydent nie reagował na brutalne łamanie prawa, gdy pod płaszczykiem przywracania praworządności łamie się podstawowe zasady konstytucyjne i nie bazuje się na ustawach, tylko uchwałach – ocenia były prezydencki minister, a dziś poseł PiS Marcin Przydacz.

Gdy w następstwie nieuznawania wygaszenia mandatów Kamińskiego i Wąsika prezydent skierował (już po jego podpisaniu) budżet na 2024 rok do Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, premier napisał na platformie X, że jak PiS chce wcześniejszych wyborów, będzie je miał. W odpowiedzi prezydent w rozmowie z Interią oświadczył, że „z uśmiechem” śledzi takie wypowiedzi Donalda Tuska. – Niech pan premier tak nie straszy, bo ja tylko przypomnę, że zagłosowało na mnie prawie dwukrotnie więcej wyborców niż na partię Donalda Tuska w ostatnich wyborach – podkreślił Duda, robią z siebie przy okazji strażnika konstytucji.

Frustracja w klubie

W większości konfliktowych kwestii strategia koalicyjnej większości polega na unikaniu konfrontacji. Ustaw, które Duda może zawetować, koalicja nie uchwala, obawiając się odium politycznej porażki. Tak jest z np. z fundamentalną kwestią ustaw dotyczących mediów publicznych. Zostały przejęte przez nowy rząd, ale pozostają wciąż w stanie likwidacji, natomiast obsadzone przez PiS Rada Mediów Narodowych i KRRiT nadal działają i blokują ważne decyzje, w tym finansowe.

Podobna strategia powoduje jednak coraz większą frustrację, m.in. w największym klubie parlamentarnym KO, którego posłowie narzekają nie tylko na małą aktywność legislacyjną, ale też bardzo słabą komunikację rządu z klubem, brak dyskusji oraz regularną nieobecność ministrów na posiedzeniach sejmowych komisji. Znamienne, że obecny rząd nie ma nie tylko rzecznika prasowego, ale także zwyczajowego urzędnika kancelarii premiera w randze sekretarza stanu lub ministra, który zajmowałby się koordynacją współpracy rządu z parlamentem. – Jeszcze nigdy nie czułam się tak zmarginalizowana, a klub nie był tak uprzedmiotowiony jak dziś – narzeka jedna z bardziej doświadczonych posłanek KO. Problemu nie rozwiązało niedawne wyjazdowe posiedzenie klubu, podczas którego część posłów wylewała swoje żale.

Szef klubu parlamentarnego Polski 2050 Mirosław Suchoń tłumaczy, że mniejsza aktywność legislacyjna nie wynika z lenistwa czy też obawy o weto prezydenta, ale jest zamierzoną próbą ucieczki od „biegunki legislacyjnej”, która cechowała epokę PiS, gdy uchwalane ustawy były poprawiane niejednokrotnie zanim weszły w życie. Koalicja zdecydowała też o konsultowaniu projektów poselskich, co wydłuża proces legislacyjny.

Suchoń przyznaje, że historia polskiej kohabitacji, zarówno tej dawniejszej, z czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego, jak i najnowszej, jest trudna. – Mam poczucie, że mogło to wyglądać w wielu chwilach dużo lepiej, zwłaszcza gdy chodziło o sprawy obronności czy polityki zagranicznej – mówi.

Armia, bezpieczeństwo i polityka zagraniczna to obszary, w których współpraca prezydenta z rządem powinna być dużo bardziej harmonijna niż w innych kwestiach. Nie tylko dlatego, że konstytucyjnie oba ośrodki władzy mają w tym zakresie ważne kompetencje, ale także dlatego, że tak naprawdę nie powinno być tu strategicznych sporów – obie strony popierają kurs euroatlantycki, choć z różnymi akcentami. Obie też nie mają złudzeń wobec Rosji.

Wojna o ambasady

Niestety, w tej dziedzinie są liczne napięcia. Największe dotyczyły planów rządu dotyczących zmiany ambasadorów. – Jeśli minister spraw zagranicznych mówi publicznie bez konsultacji z prezydentem, że trzy czwarte polskich ambasadorów będzie odwołanych, choć konstytucja wprost mówi, że to prezydent mianuje ambasadorów, trudno mi na to patrzeć jako na decyzję uwarunkowaną interesem państwa polskiego. Raczej jest to interes Radosława Sikorskiego – mówi Marcin Przydacz.

Jak jednak przekonuje anonimowo prominentny polityk KO, prawda wygląda trochę inaczej. Prezydent miał wiedzieć o zamiarach odwołania 50 ambasadorów, jeszcze zanim ogłosił to Sikorski, i nie zgłaszał wtedy sprzeciwu, poza obroną kilku bliskich współpracowników, w rodzaju Krzysztofa Szczerskiego, Pawła Solocha czy Jakuba Kumocha. Znakiem tego koncyliacyjnego podejścia Dudy miała być jego zgoda na odwołanie ambasadora przy UE Andrzeja Sadosia. Potem jednak prezydent, zapewne za radą Mastalerka, utwardził stanowisko. – Z tych pięćdziesięciu, których listę Duda znał, około trzydziestu i tak kończy w tym roku kadencję, a ich niemal wszyscy następcy będą zawodowymi dyplomatami. Zobaczymy, co ostatecznie prezydent zrobi – mówi polityk koalicji.

Najpoważniejszy spór szykuje się w związku z tzw. ustawą kompetencyjną, przyjętą pod koniec ubiegłej kadencji, i dającą prezydentowi prawo do opiniowania polskiego kandydata na komisarza UE, a także wypowiadania się w sprawie priorytetów polskiej prezydencji w Unii. Przypada ona na pierwszą połowę 2025 r., czyli samą końcówkę prezydentury Dudy. 

Rząd uważa tę ustawę za niezgodną z konstytucją – tak ocenia ją m.in. minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z Polski 2050 oraz wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna z Nowej Lewicy. Piotr Müller, były rzecznik rządu PiS, a dziś poseł komentuje to tak: – Jeśli oni uważają, że legalna ustawa nie obowiązuje, to jest to proszenie się o kolejne niepotrzebne napięcia między głową państwa a rządem. Mam jednak nadzieję, że w sprawie prezydencji się dogadamy. Priorytety, jak współpraca euroatlantycka, nie są kontrowersyjne – ocenia Müller.

Dobry przykład

Współpraca jest możliwa, co pokazuje polityka obronna. Tu nie ma większych zgrzytów, Duda pochwalił nawet za to rząd podczas wystąpienia 3 maja. To zasługa wicepremiera i szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza, który spotyka się z Dudą regularnie.

Przykładem harmonii w sprawie obronności była, trochę wymuszona przez Amerykanów, wspólna marcowa wizyta Dudy i Tuska w Waszyngtonie. Jednak nawet wtedy, jak można usłyszeć nieoficjalnie, widoczny był chłód między obiema delegacjami, a zachowanie Marcina Mastalerka miało być nawet demonstracyjnie oficjalne.

– Współdziałanie nam się nie opłaca, tyle że strona prezydencka jest bardziej rozchwiana emocjonalnie. Prezydent daje się podpuszczać przez Mastalerka, któremu się wydaje, że jest pół-Bismarckiem – komentuje spory prominentny polityk Trzeciej Drogi.

Eksperymentem w relacjach rządu z prezydentem jest forsowana przez ministra sprawiedliwości Adama Bodnara ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa. Przywraca ona tryb wyboru składu KRS przez samych sędziów, likwidując wprowadzony w 2017 r. sposób wybierania ich przez parlament, co zakwestionowały europejskie trybunały. W myśl uchwalonej przez Sejm ustawy do nowej KRS nie mogliby być wybierani sędziowie mianowani przez prezydenta na wniosek „neo-KRS”, co dla prezydenta jest nie do zaakceptowania.

Jednak różnicowanie sędziów skrytykowała Komisja Wenecka, więc w Senacie przyjęto poprawkę zgodną z postulatem Dudy. Do KRS będzie można wybrać też tzw. neosędziów. – Zobaczymy, jak prezydent na to zareaguje. Obawiam się, że znajdzie kolejny pretekst, by zawetować ustawę – mówi senator Krzysztof Kwiatkowski.

Co ciekawe, w szeregach Koalicji 15 Października nie wszystkie winy za napięcia przypisuje się prezydentowi. Prominentny polityk Trzeciej Drogi uważa, że większą odpowiedzialność ponosi Tusk, bo to on, wraz z Jarosławem Kaczyńskim, definiuje główny konflikt na polskiej scenie politycznej, a Duda jest tylko jednym z aktorów na tej scenie. Jego zdaniem część Polaków mogła się np. poczuć obrażona wpisem premiera, w którym zarzucił tendencję do zdrady politykom „bogoojczyźnianym”. 

– Donaldowi zdarza się przeginać we wpisach – przyznaje polityk KO, ale zaraz dodaje, że w sumie Tusk ma powody, by po ludzku nie lubić i nie szanować prezydenta. – Gdy Duda w 2017 r. zawetował ustawy sądowe, ówczesny lider PO Grzegorz Schetyna spotykał się z nim i potem przekonywał, że to nie jest żołnierz Kaczyńskiego i można się z nim dogadać. Tusk nigdy tak nie myślał. Uważa, że Duda jest niesamodzielny i niekonsekwentny; szkoda na niego czasu – mówi polityk KO i wskazuje na kolejny powód niechęci premiera do prezydenta – brak zaproszeń na posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego, gdy Tusk wrócił do polskiej polityki i ponownie stanął na czele PO w połowie 2021 r.

Mroczne widmo przyszłości

Politycy PiS uważają, że Duda nie może ustąpić w żadnej ważnej sprawie Tuskowi, bo byłoby to odebrane jako wyraz jego politycznej słabości i uległości, a przecież młody wiekiem prezydent może mieć jeszcze ambicje, by stać się liderem prawicy. Na dodatek przed jesiennymi wyborami Tusk mówił, że po jego wygranej „panu prezydentowi rura zmięknie”. Duda to zapamiętał.

To wszystko nie rokuje dobrze dalszej kohabitacji, nawet jak już skończy się kampania przed wyborami do PE. Niepokoi to wicemarszałka Senatu Michała Kamińskiego, którego zdaniem utrzymywanie głębokiego podziału na dwa obozy i wikłanie w to prezydenta może spowodować, że niezależnie od tego, kto wygra w 2025 r., połowa Polaków nie uzna go za swojego prezydenta. – To bardzo niebezpieczne, zwłaszcza w obecnej sytuacji geopolitycznej – mówi Kamiński. I przywołuje analogię z XVIII wieku, kiedy podczas Sejmu w 1766 r. otworzyło się okienko na niezbędne reformy, gdyż Rosja była chwilowo osłabiona wojną z Turcją. Niestety, nic z tego nie wyszło, bo część szlachty i magnatów nie uznała Stanisława Augusta Poniatowskiego za swojego króla.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Z wykształcenia biolog, ale od blisko 30 lat dziennikarz polityczny. Zaczynał pracę zawodową w Biurze Prasowym Rządu URM w czasach rządu Hanny Suchockiej, potem był dziennikarzem politycznym „Życia Warszawy”, pracował w dokumentującym historię najnowszą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Zimna wojna