Wkoło Watykanu: rewolucje i prowokacje papieża

Może Franciszek nie dokonał takiej zmiany, jakiej niektórzy się spodziewali, nie przeprowadził wielkich reform, nie zmienił doktryny, nie zreformował katechizmu i prawa kanonicznego, ale za to sprowokował do zmiany myślenia. A to wcale nie mało.
w cyklu WKOŁO WATYKANU

07.05.2024

Czyta się kilka minut

Katakumby św. Domitylli, Rzym, maj 2017 r. // Fot. Andreas Solaro / AFP / East News
Katakumby św. Domitylli, Rzym, maj 2017 r. // Fot. Andreas Solaro / AFP / East News

W majowy weekend miałem okazję obejrzeć serial „Ripley”, nakręcony na podstawie znanej i dwukrotnie już sfilmowanej powieści Patricii Highsmith. I tak przeniosłem się do najpiękniejszego kraju świata, za jaki zawsze uważałem Włochy początku lat 60. XX wieku, nieskażone późniejszą komercją. Wcześniejsze adaptacje filmowe przygód Toma Ripleya zachwycały aktorską grą – szczególnie ta sprzed 25 lat, z gwiazdorską obsadą (Matt Damon, Jude Law, Gwyneth Paltrow i Cate Blanchett). Najnowsza, ośmioodcinkowa produkcja Netfliksa urzeka natomiast pięknymi czarno-białymi zdjęciami. A jeśli ktoś zadaje sobie pytanie, w jaki sposób zdołano sfotografować bezkresne i bezludne plaże Costiera Amalfitana albo opustoszałe ulice Rzymu – śpieszę z odpowiedzią: chodziłem po takich całkiem niedawno, w czasie pandemii. Serial, jak wiadomo, kręcono w tym samym okresie.

Jedna z sekwencji zapadła mi w pamięć szczególnie. Gdy tytułowy bohater wywozi zwłoki swego natrętnego, i przez to coraz bardziej niebezpiecznego kolegi, Freddiego Milesa, na przedmieścia Rzymu, przemierzamy wraz z nim miejsca, które dobrze znamy, a których dawnym urokiem (udawanym, to prawda – ich prawdziwego obrazu powinniśmy szukać raczej u Felliniego) możemy na nowo się zachwycić: od Via Veneto przez Piazza Venezia, Via dei Fori Imperiali aż po Via Appia Antica, ciągnącą się kilometrami wzdłuż grobowców rzymskich patrycjuszy i starochrześcijańskich katakumb.

Biskupi pakt

Pomyślałem sobie, że podobną trasą jechali – i podobne widoki mieli za oknami autobusu – biskupi, w październiku 1965 r., którzy wybrali się do katakumb Domitylli, by podpisać niezwykły dokument, zwany „Paktem z katakumb”. Dlaczego to mi przyszło do głowy – nie mam pojęcia. Skrzywienie zawodowe. W każdym razie uznałem to za dobry powód, by od wydarzenia sprzed niemal 60 lat zacząć kolejny watykański newsletter.

Nazwiska 42 sygnatariuszy paktu długo nie były znane – pomysłodawcy nie chcieli, by ich akt traktowano jako wyraz wywyższania się nad pozostałymi ojcami soboru. Dziś wiemy, że większość z nich (27) stanowili hierarchowie z Ameryki Łacińskiej. Z Europy pakt podpisało ośmiu biskupów (trzech z Francji, dwóch z Niemiec i po jednym z Włoch, Belgii oraz Hiszpanii).

Treść „Paktu z katakumb” można znaleźć na naszych stronach – pisałem o nim, gdy podczas Synodu Amazońskiego ojcowie synodalni zorganizowali pielgrzymkę upamiętniającą tamto wydarzenie. Pół roku temu uczestnicy pierwszej sesji synodu o synodalności również wybrali się do katakumb św. Domitylli, by wspominać swoich niezwykłych poprzedników, którzy zobowiązali się do „życia w ubóstwie tak jak nasz lud, pod względem mieszkania, pożywienia, środków transportu”, do rezygnacji „z bogactwa i jego oznak” w ubiorze i symbolach religijnych, do porzucenia „wszelkich tytułów wyrażających prestiż i władzę” i do oddania administracji finansowej swoich diecezji osobom świeckim.

Kościół ubogi

Tak się złożyło, że kilka dni temu jeden z moich watykańskich znajomych pożyczył mi całkiem świeżą książkę „The Synodal Pope” Jeana-Pierre’a Moreau, emerytowanego dziennikarza „Le Figaro”, znanego z tropienia śladów teologii wyzwolenia w Kościele i wpływów, jakie na rozwój tego nurtu miał marksizm. Według autora papież Franciszek jest dzieckiem takiej ideologii – produktem rewolucji kubańskiej (a także kolejnych, przeprowadzanych w krajach Ameryki Łacińskiej), Soboru Watykańskiego II oraz reform o. Pedra Arrupego, generała jezuitów w latach 1965-1983, który za główne zadanie zakonu uznał nie tylko służbę Kościołowi, ale też walkę o społeczną sprawiedliwość.

„Pakt z katakumb” jest w książce traktowany jako spisek, do którego by nie doszło, gdyby Sobór Watykański II nie otworzył modernistycznej puszki Pandory. Z tego spisku zrodził się – pisze Moreau – tzw. Kościół ubogich, który pod przykrywką duszpasterskiej troski o biednych dąży do rewolucji i obalenia Kościoła instytucjonalnego. Żeby to się udało, trzeba ten tradycyjny Kościół najpierw ludziom obrzydzić. Pontyfikat Franciszka, od pierwszych chwil po wyborze aż po dzisiejszy synod, to hołd dla tamtych idei.

Choć tezy francuskiego tradycjonalisty nie są szczególnie oryginalne, jedna rzecz wydała mi się po lekturze godna docenienia: otóż przeciwnicy Franciszka nie mają żadnych wątpliwości, co do jego rewolucyjnych zapędów. Za to jego zwolennicy powoli przestają w nie wierzyć.

W klubie kolegów

Może i papież chciał być wielkim reformatorem, ale nic z tego nie wyszło – pisze z kolei Andrea Gagliarducci, dziennikarz również konserwatywny, ale dużo bardziej obiektywny. Trudno reformować Kościół w pojedynkę, w dodatku bez strategii, planu i teologicznego zaplecza – czytamy w jego artykule sprzed kilku dni. Watykanista zarzuca też Franciszkowi, że zamiast troszczyć się o życie religijne wiernych, angażuje się w rozwiązywanie ich doczesnych problemów. I że zrezygnował z funkcji autorytetu moralnego, zadowalając się rolą przywódcy społecznego czy wręcz politycznego.

Pretekstem do tych spostrzeżeń stała się zapowiedziana właśnie wizyta papieża na szczycie G8, jaki odbędzie się we Włoszech w połowie czerwca. Do tej pory Stolica Apostolska – pisze dziennikarz – z dużą podejrzliwością traktowała podobne wydarzenia, traktując je jak spotkania w „klubie zamożnych przyjaciół”.

„Nie ma nic złego w tym, że papież chce przemawiać na forach międzynarodowych” – zauważa Gagliarducci. „Jednak nigdy nie było papieża, który swoją obecność tam rozumiał w tak pragmatyczny i polityczny sposób” – dodaje. Franciszek chce pokazać, że jest jednym z głównych graczy na arenie politycznej, przyjmując obowiązujące tam reguły, język i problematykę.

Niewykluczone, że jesienią papież pojawi się też na sesji ONZ w Nowym Jorku (co wiązałoby się z modyfikacją planów jego podróży do Belgii i Luksemburga). To na razie niepotwierdzona wiadomość, ale wszystko wskazuje, że rozpowszechniana przez najbliższych Franciszka, być może za jego zgodą, by przekonać opinię publiczną, że papież wraca do pełni sił i aktywności (podróż do USA miałaby nastąpić krótko po bardzo długiej i męczącej pielgrzymce do czterech krajów Azji i Oceanii: Indonezji, Papui Nowej Gwinei, Timoru Wschodniego i Singapuru).

Zmarnowany potencjał

Podczas gdy Gagliarducci zarzuca Franciszkowi, że zamiast reformować Kościół, zabiega o swój polityczny wizerunek, inny ważny komentator spraw watykańskich, dobrze nam znany Gian Franco Svidercoschi, broni rewolucyjnego wymiaru obecnego pontyfikatu. W książce „L’altro Francesco” rekonstruuje kolejne reformy papieża, pokazując czarno na białym, dlaczego budzą opór i dzielą Kościół.

Owszem, może Franciszek nie dokonał takiej rewolucji, jakiej niektórzy się spodziewali, nie przeprowadził wielkich reform strukturalnych, nie zmienił doktryny, nie zreformował ani katechizmu Kościoła, ani prawa kanonicznego, ale za to niemal każdym swoim słowem i gestem prowokował do zmiany myślenia, a to wcale nie mało. Bo zanim dokonają się zmiany w dyscyplinie czy w doktrynie – przypomina Svidercoschi – konieczna jest przemiana człowieka, jego mentalności. A że taka się powoli dokonuje, dowodzą choćby toczone w Kościele, po raz pierwszy otwarcie, dyskusje o prawach osób LGBT+, święceniu kobiet, etyce seksualnej, celibacie. Za Franciszka przełomu w tych kwestiach pewnie nie będzie – uważa autor – ale dzięki jego „rewolucji mentalnej” może uda się tego dokonać jego następcy.

Jak na razie godnego następcę znalazło słynne zdanie Giuseppego Tomasiego di Lampedusy – że trzeba zmienić wszystko, by nic się nie zmieniło. W wersji Franciszka mogłoby ono brzmieć: „nie trzeba zmieniać nic, żeby zmienić wszystko”.

To oczywiście żart. Zmian świadomościowych w Kościele trudno nie doceniać. Bez nich rzeczywiście nie uda się nic w towarzystwie przyzwyczajonym do zasady, że „zawsze tak było”. Ale tej rewolucji nie da się przeprowadzić siłą władzy, nawet papieskiej – każdy musi dokonać jej sam.

Sześćdziesiąt lat temu 42 biskupów podpisujących „Pakt z katakumb” miało tego świadomość. Nikogo do niczego nie zmuszali, nie wywierali na nikim presji. To było ich osobiste zobowiązanie do „rewizji własnego życia”. Warto czasem do tamtych postulatów wrócić, by zobaczyć, jak wielki był w nich potencjał. I zapytać, czy nie został zmarnowany.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej