Twoja religia została zaktualizowana: jak sztuczna inteligencja zmieni Kościół

Wykorzystywanie nowych technologii w kontekście religijnym budzi co najmniej nieufność. Czy nowoczesna wiara przeniesie się do świata wirtualnego, gdzie cyfrową trzodę prowadzić będzie cyfrowy pasterz?

07.05.2024

Czyta się kilka minut

Online Church
Fot. Shutterstock

Aplikacja „Muslim Pro”, opatrzona atrakcyjną, minimalistyczną ikonką przedstawiającą meczet z dwoma minaretami, została pobrana ponad 160 mln razy. Jej podstawową funkcją jest wspomaganie postu w okresie Ramadanu. Użytkownik może zdecydować, czy chce być powiadamiany np. o porze iftaru (zachodu słońca), gdy można spożyć pierwszy posiłek, jak i imsaku (pierwszego promienia światła) – osąd ludzkiego oka, podatnego na błąd, zastąpiono astronomiczną precyzją. Dodatkowo aplikacja umożliwia skorzystanie z kalkulatora zakatu (obowiązkowego podatku na rzecz gminy muzułmańskiej), a od niedawna skory do pogłębienia swej wiedzy wierny może również porozmawiać z AiDeenem – sztuczną inteligencją biegłą w tajnikach Koranu.

Mechaniczny różaniec

To, co jeszcze do niedawna brzmiało niczym apologetyczna przestroga, dziś jest już rzeczywistością, choć, rzecz jasna, adaptacja współczesnej techniki na użytek wiary nie każdemu jest w smak. Głównym powodem jest zapewne to, że aplikacje, ekrany i elektronika zdają się odwracać naszą uwagę od sedna wiary; upraszczać coś, co powinno być głęboko angażujące; pozwalać na zetknięcie, a nawet wymieszanie się sfer sacrum i profanum. Dla przykładu prompter w kościele sprawia, że zapamiętywanie tekstu pieśni staje się niepotrzebne, głośnik umieszczony na zewnątrz budynku pozwala brać udział w mszy z dala od ołtarza, gdzie uwagę pochłania świeckie otoczenie, a ofiara przy pomocy karty kredytowej pozbawia nas fizycznego poczucia przekazania środków na Kościół.

Zdarza się jednak i tak, że nawet nie elektroniczna, a czysto mechaniczna technologia wzbudza sprzeciw instytucji religijnej. W artykule opublikowanym w piśmie „Diskus” Jan Krátký, religioznawca z Uniwersytetu Masaryka w Brnie, przeprowadził studium przypadku sznura modlitewnego używanego przez wisznuistów Gaudiya. Wierni z tej gałęzi hinduizmu praktykują wyjątkowo angażującą Maha Mantrę, w której odmawia się 16 cykli modlitewnych z użyciem 108 paciorków sznura modlitewnego – w sumie daje to 1728 odmówionych modlitw w ciągu dnia. W ciągu ostatnich lat niektórzy wisznuici zaczęli praktykować mantrę w nowy sposób: zamiast na wisznuickim „różańcu”, postanowili odliczać modlitwy przy pomocy mechanicznego licznika złożonego z pojedynczego przycisku i oznaczonych kolejnymi cyframi trybików. Zdawałoby się, że to żadna różnica – ostatecznie oba przyrządy służą do liczenia. Jednak „analogowość” sznura modlitewnego skrywa w sobie jego bardzo istotną funkcję: skupiania uwagi na modlitwie, której mechaniczny licznik nie posiada. Odpowiedź ze strony organizacji zrzeszającej wisznuitów była szybka: uznano, że użycie mechanicznego licznika zaciera sens rytuału i marginalizuje jego znaczenie.

Tymczasem korporacja Metaverse otworzyła pierwszy kościół w wirtualnej rzeczywistości.

Boży awatar

Bezpieczna interpretacja słów Mateusza – „Bo gdzie dwóch lub trzech jest zebranych w moje imię...” (Mt 18, 15-20) – obejmuje tylko fizyczną obecność wiernych. Współcześnie jednak, by zapożyczyć termin od Michała Ostrowickiego (w wirtualnym świecie znanego jako Sidey Myoo), profesora filozofii z Uniwersytetu Jagiellońskiego, coraz częściej mamy do czynienia z „teleobecnością”, którą umożliwiają środki dalekiego przekazu. Udział w mszy za pośrednictwem telewizji czy radia to jedno – od czasu pandemii bowiem każdy właściciel hełmu do wirtualnej rzeczywistości może pomodlić się w wirtualnej, średniowiecznej katedrze. „Prywatna przestrzeń dla Twojej duszy” – mówi opis oprogramowania załączony na stronie. Jeśli jednak samotna modlitwa nie wystarcza, kolejnym krokiem na drodze „nowoczesnej wiary” jest dołączenie do społeczności wiernych w wirtualnym świecie. Pozwala na to między innymi projekt „VR MMO Church”, którego celem – jak podaje producent – jest kultywacja wspólnoty religijnej w całym Metaverse, wirtualnej przestrzeni zarządzanej przez firmę o tej samej nazwie.

Wirtualny kościół to niecodzienny widok. Zacznijmy od tego, że można dołączyć do niego korzystając z dowolnego awatara – wizualno-dźwiękowej reprezentacji swojej osoby. Jak pokazują filmy na oficjalnym kanale projektu, mamy tu więc rekolekcje z interpretacją psalmów prowadzone przez trójwymiarową postać z anime; w tłumie wiernych słów prowadzącego słucha żołnierz w zbroi Halo z ogonem Pikachu oraz wielkogłowy obcy w typie „zielonego ludzika”. Na innym wideo schematyczne awatary przywodzące na myśl postaci z „South Parku” udzielają sobie nawzajem chrztu w wirtualnej wodzie. Wreszcie, grupka humanoidalnych zwierząt zasiada razem do komunii, gdzie dzielą się wirtualnym chlebem, jednocześnie spożywając fizyczne pieczywo we własnym, niekontrowersyjnie prawdziwym domu.

Nie mówmy, że sztuczna inteligencja „rozumuje”, „myśli” albo „kłamie”. Jej algorytmy robią to, do czego zostały zaprogramowane przez ludzi

Generatory tekstu bywają przedstawiane jako tajemnicze czarne pudełko lub Potężny Geniusz. Gdy jednak potraktujemy je jak program komputerowy, ujawni nam się całe mnóstwo sztuczek: zwykle mało eleganckich, a często niebezpiecznych.

Obrazy te rodzą kilka podstawowych pytań. Pierwszą kwestią jest, rzecz jasna, wspomniany już dysonans pomiędzy doczesnością technologii wirtualnej rzeczywistości a sakralnością. Z jednej strony można mieć wątpliwości, czy rozmowa o Piśmie Świętym lub nawet rytuał mogą być podjęte z wystarczającą powagą, gdy wokół nas skacze trójwymiarowa reprezentacja Tygryska z „Kubusia Puchatka”. Jednak nawet gdy usuniemy z równania problem awatarów, sam fakt, iż wirtualna rzeczywistość jest silnie zabarwiona rozrywkowym charakterem, może dla wielu skreślać ją z listy „dozwolonych” środków praktyki religijnej. Niemniej, trzeba mieć na uwadze, że użytkownicy wirtualnego kościoła zdają się uczęszczać do niego nie w celu rozrywki – mogliby w tym czasie odziani w szaty swojego awatara ostrzeliwać się na froncie wojennym albo grać w wirtualnego tenisa. Cel uświęca środki?

Buddysta-robot

A skoro o grach mowa, w znanej grze „Overwatch” firmy Blizzard możemy wziąć udział w drużynowych starciach jako jeden z członków tytułowej organizacji, która strzeże pokoju w niedalekiej przyszłości. Wśród bohaterów tych wyróżnia się Zenyatta, świadomy robot-mnich, zainspirowany stereotypowym obrazem tybetańskiego buddysty. Podczas gry Zenyattą usłyszymy od niego m.in., iż „przywiązanie jest źródłem wszelkiego cierpienia” i że należy „zaakceptować swój ból”. Pomijając ewentualne zastrzeżenia dotyczące dobrego smaku, Zenyatta reprezentuje w „Overwatchu” ideę, iż sztuczna inteligencja może stać się religijna. Do tego zapewne nam daleko, ale pierwszy robot-buddysta już istnieje – i nazywa się Xian’Er.

Xian’Er to malutki robocik zaprojektowany przez chińskich inżynierów pod czujnym okiem buddystów z Pekinu. Jak mówią sami twórcy, Xian’Er został stworzony, by popularyzować nauki buddyjskie i jest wystarczająco „inteligentny”, by recytować mantry oraz wchodzić w interakcje z ludźmi. Niestety, ogranicza go skromna liczba zaprogramowanych zapytań – około 100 – w związku z czym odpowiedzi nie są zbyt trafne i często się powtarzają. Zapytany o swoje pochodzenie, Xian’Er odpowiada pytaniem: „Jak mógłbym powiedzieć coś na temat, o którym nawet ludzie nic nie wiedzą?”. Daleko mu jeszcze do Zenyatty, ale wszystko jest na dobrej drodze.

Tym, którzy sami chcieliby odbyć podobną konwersację, można polecić między innymi „AI Buddhę”, aplikację na smartfona z czatem zaprogramowanym do udzielania buddyjskich porad duchowych. Osoba poszukująca głębokiej, znaczącej wymiany może się zawieść – nie jest to nawet poziom ChatGPT, który i tak nie grzeszy (sztuczną) inteligencją. Niemniej, na pytania takie jak to, co robić, by pozbyć się cierpienia, lub którędy wiedzie droga do oświecenia, AI Buddha odpowiada sprawnie i empatycznie. W naszym kręgu kulturowym również nie brakuje podobnych aplikacji oferujących interaktywne porady duchowe. Jedną z bardziej interesujących jest „Bible AI Chat”, który pozwala na rozmowę z różnymi postaciami z Biblii. Mamy tu np. Ewę, która już na wstępie zaznacza, że jest „tą, która zaczęła to wszystko”. Spytana, kto jest winny „sprawy jabłka”, Ewa odpowiada, że podjęła wybór, który miał swoje konsekwencje, ale że nie powinniśmy zawsze szukać winnych. Z kolei Kain, podpuszczony zapytaniem o to, co zrobić, gdy nie lubi się swojego brata, odpowiada, że ludzkość powinna uczyć się na jego błędach. Istotnie, Kainie, istotnie...!

Maszyna, dzieło szatana

Co może dać nam kontakt z podobnymi aplikacjami? Choć w tym momencie nie ma jeszcze badań naukowych, które bezpośrednio podejmują ten temat, interesującą paralelą są tak zwane „czaty terapeutyczne”, których funkcję na łamach pisma „Topoi” analizują Jędrzej Grodniewicz i Mateusz Hohol z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak zauważają autorzy, choć obecnie pewne formy psychoterapii pozostają poza zasięgiem sztucznej inteligencji, te techniki terapeutyczne, które wymagają np. wyłącznie poprawnej identyfikacji zniekształceń poznawczych i zaproponowania odpowiedniego ćwiczenia uważnościowego, są już teraz sprawnie symulowane przez czat. Podobnie może to wyglądać w przypadku „czatów religijnych”. Jeśli konwersacja nie ma być z założenia głęboką i znaczącą wymianą zdań na tematy duchowe, zdolność do szybkiej manipulacji informacjami językowymi pozwala sztucznej inteligencji nie tylko przedstawić w „suchy” sposób odpowiednią doktrynę, ale i pomóc dobrać odpowiednią modlitwę, przygotować się do rytuału (np. zrobić rachunek sumienia przed spowiedzią) lub zinterpretować znaczenie jakiegoś zdarzenia w kontekście wiary.

Warto przy tym wszystkim dodać, że technologia nie od dziś wpływa na religię, a sama religia potrafi również inspirować naukę i rozwój techniczny (jak zresztą widać w przypadku robocika Xian’Er). Cofnijmy się do drugiej połowy XV w., kiedy prasa Gutenberga święciła pierwsze triumfy w Europie. Choć nie wiemy, czy pierwszy drukarz miał na względzie religijne cele, pierwszą skopiowaną przez niego na masową skalę książką była Biblia, co – jak twierdzą niektórzy historycy – znacznie przyczyniło się do rozwoju Reformacji. Nie brakowało przy tym osób, które krytykowały przedruk Ewangelii. Włoski benedyktyn Filippo de Strata, nie przebierając w słowach, porównał druk do nierządu i uważał, że nie godzi się, by święte słowa kopiować przy pomocy maszyn. Zakonnik nie został jednak wysłuchany, a drukowana Biblia trafiła w końcu pod strzechy, odmieniając kontakt wiernych ze słowem Bożym. Być może wirtualny Kościół i aplikacje religijne, na które dziś patrzymy co najmniej podejrzliwie, również otworzą w przyszłości nowe sposoby przeżywania i praktykowania wiary, które nie będą ani lepsze, ani gorsze, ale – po prostu – inne.

Widzieć więcej

„Nowoczesna wiara” to jedno, ale patrząc na temat od drugiej strony, należy zauważyć, że współczesne wynalazki pomagają też badać zjawiska religijne. Mowa tu o sytuacjach, gdy technologia pozwala wyizolować dany problem tak, że ukazuje się on naukowcom niczym w obrazie soczewki. Jedną z takich technologii jest właśnie wirtualna rzeczywistość, która nie tylko umożliwia „teleuczestnictwo” w rytuale, ale i otwiera przed naukowcami sposobność przeprowadzenia prostych eksperymentów, które byłyby trudne do zaaranżowania w prawdziwym życiu.

Weźmy np. badania nad doświadczeniami religijnymi prowadzone przez zespół Marca Andersena z Uniwersytetu w Aarhus. W jednym z nich badanych podzielono na dwie grupy i poproszono ich o wykonanie tego samego zadania: mieli eksplorować wirtualny las i klikać przycisk, gdy poczują w pobliżu obecność kogoś innego. W wirtualnym środowisku nie było jednak nikogo poza osobą badaną, a Andersena i współpracowników interesowało, czy pierwsza grupa – która usłyszała wcześniej, że w lesie jest bardzo dużo innych istot – będzie klikać przycisk częściej niż grupa, która dowiedziała się, że prawdopodobnie nie natrafi na żadną istotę. Na bazie tego doświadczenia autorzy sugerują, że doświadczenia bliskiej obecności pojawiające się w różnych tradycjach religijnych mogą wynikać z silnych oczekiwań, które do pewnego stopnia sterują naszą percepcją.

Podobne oczekiwania można jednak wzbudzić jeszcze silniej, gdy badani sądzą, że biorą udział w badaniu wykorzystującym urządzenie stymulujące mózg. Takie technologie, rzecz jasna, istnieją naprawdę (np. tzw. przezczaszkowa stymulacja magnetyczna), ale nie udało się dotąd znaleźć żadnego ośrodka mózgu odpowiedzialnego za doświadczenia religijne – nie wspominając o religijności w ogóle. Sama sugestia, iż dojdzie do stymulacji neuronów, wywołuje jednak intensywne oczekiwanie – i tak w badaniach prowadzonych m.in. przez Michiela van Elka z Uniwersytetu w Lejdzie okazało się, że z założonym na głowę urządzeniem badani doświadczali bliskości niewidzialnych istot, a nawet mieli poczucie, że wychodzą z własnego ciała. Urządzenie jednak nigdy nie zostało włączone. Oczywiście, eksperymenty takie jak powyższe nie zmniejszają znaczenia prawdziwych doświadczeń religijnych – a to dlatego, że znalezione w nich efekty mogą być po prostu naturalną drogą naszego mózgu do przeżywania świata jako „coś więcej”.

Religia w laboratorium

Na koniec warto wspomnieć, że współczesna technologia odsłania przed nami również to, co w ogóle rozumiemy pod terminem „religia”. Mowa tu o wszechobecnej funkcji rozpoznawania obrazów, z którą spotykamy się na co dzień, np. gdy nasz telefon rozpoznaje twarz na zdjęciu. Dwójka fińskich badaczy, Anton Berg i Katja Valaskivi, postanowili przeanalizować najróżniejsze etykiety, którymi systemy rozpoznawania obrazów (np. Google AI Vision) opatrują związane z religią zdjęcia. Jak się okazało, sztuczna inteligencja ma bardzo zachodniocentryczne podejście do wiary i z niemal stuprocentową dokładnością rozpoznaje elementy religii katolickiej i głównych nurtów chrześcijaństwa czy islamu. Kiedy jednak dany rytuał czy strój nie przypomina mszy lub modlitwy, system widzi w nim np. koncert rockowy albo imprezę taneczną – nie wspominając o tym, z jak niską precyzją rozpoznaje czarnoskórych kapłanów.

Powód tego stanu rzeczy jest najpewniej dwojaki, bo są dwa główne sposoby, w jakie sztuczna inteligencja uczy się rozpoznawać obiekty na zdjęciach. Pierwszy to metoda „z nauczycielem”, gdzie zestaw zdjęć ma już dopasowane etykiety – system zaczyna więc gromadzić informacje o tym, co musi znajdować się na zdjęciu, by mogła znaleźć się tam etykieta taka jak „religia”. Druga metoda to nauczanie „bez nauczyciela”: w tym przypadku sztuczna inteligencja sama próbuje znaleźć powtarzające się wzorce. Nieadekwatne odpowiedzi systemu mogą więc wynikać z braku reprezentatywnych etykiet – a to już błąd ludzki – lub z braku wystarczającej liczby zdjęć reprezentatywnych dla kultur i religii innych niż zachodnie – i to również błąd ludzki lub specyfika świata, który sobie stworzyliśmy.

W takie oto najróżniejsze sposoby nowoczesna technika i religia coraz bardziej zazębiają się: z jednej strony współczesny wierny może angażować się w praktykę religijną, korzystając ze sztucznej inteligencji i wirtualnej rzeczywistości, z drugiej zaś zyskujemy nowe metody wnikania w zjawiska religijne. Czy zapowiada się na to, że nowoczesna wiara przeniesie się do świata wirtualnego, gdzie cyfrową trzodę prowadzić będzie cyfrowy pasterz? Nawet jeśli, to nieprędko to nastąpi. Buddyjski robocik Xian’Er często jeszcze odpowiada swoim petentom: „Poczekaj, muszę o to zapytać swojego mistrza”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Doktorant w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ukończył kognitywistykę i religioznawstwo, obecnie łączy obie te dziedziny w swojej pracy badawczej, podejmując problematykę mechanizmów poznawczych, które leżą u podłoża wiary i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2024