Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Skoro Bóg jest naszą przyszłością, to losy modlitwy są już przesądzone. Pozostanie z nami, dopóki się to nie stanie. Odpowiedź na pytanie, czy w przyszłości ludzie się będą modlić, brzmi – tak!
Objawienie zapewnia nas, że modlitwa jest najpierw tym, co robi Bóg, w jaki sposób zwraca się do nas, jak na nas patrzy; a to, co my nazywamy „modleniem się”, jest nieudolną odpowiedzią na boską inicjatywę. „Gdy nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26). Modlitwa przede wszystkim dzieje się w nas, i nie z naszej inicjatywy.
Z kolei to, jak się modlimy, jest ściśle związane z temperamentem i powołaniem człowieka. Bóg wzywa każdego z nas do pójścia jakąś drogą, i najlepszą modlitwą dla nas jest ta, do której jesteśmy wzywani. Oznacza to, że będzie się ona zmieniać wraz z rozwojem naszej wiary i okolicznościami życia.
Czy w przyszłości ludzie będą się modlili w jakiś nieznany jeszcze sposób? To mało prawdopodobne, musiałaby się bowiem zmienić ludzka natura. Oczywiście powstaną pewnie nowe rytuały modlitewne, ale podstawowe odruchy ludzkiego serca, takie jak uwielbienie, dziękczynienie, przebłaganie, prośba, pozostaną formą typowego modlenia.
Można zapytać także i o to, czy w duchowości chrześcijańskiej pojawią się na skalę masową metody medytacji, które pochodzą z innych tradycji religijnych. Czy czeka nas boom medytacji w modlitwie podobny do popularności mindfulness w szukaniu wewnętrznego spokoju? Wyobrażenie sobie, że oto wchodzimy do kościoła, w którym wszyscy wierni medytują na takiej samej zasadzie, jak mnisi codziennie śpiewają psalmodię, brzmi dla mnie utopijnie. Byłyby to bowiem jakieś warsztaty, a nie liturgia. Na pewno jednak niedyskursywna medytacja stanie się w przyszłości częścią liturgii, bo wiele znaków wskazuje na to, że ku temu prowadzi Kościół Duch Święty. Skoro, jak mówi współczesna mistyczka, „nasze zadanie to umiejętność bycia kochanym, ośrodkiem naszego istnienia jest »po prostu być«, tak żeby Miłość mogła nas kochać”, a medytacja to umiejętność „bycia” – to owe „zaślubiny” medytacji z modlitwą staną się faktem. Wtedy to już nie będą warsztaty, tylko nieustająca adoracja.
Modlitwa jako rozmowa stanie się modlitwą – słuchaniem. Niewykluczone bowiem, że czeka nas „Wielka Cisza” przed Paruzją. Wiemy jednak (Ap 22, 20), że prośba-wołanie maranatha (Przyjdź, Panie Jezu!) stanie się maran atha – świadomością tego faktu (Nasz Pan Przyszedł).
©℗