Przyjaciel światła

15.11.2006

Czyta się kilka minut

W encyklopediach filmowych roi się od sławnych aktorów i reżyserów, rzadziej odnajdujemy w nich sylwetki operatorów. Nykvist stanowił wyjątek, jeszcze za życia cieszył się statusem gwiazdy. Choć nigdy nie był gwiazdorem - zawsze cichy, skupiony, uważny.

Był jednym z najwybitniejszych operatorów w historii dziesiątej muzy. Tak jak jego wielki poprzednik, Julius Jaenzon, autor zdjęć do klasycznych filmów Victora Sjöstroma i Mauritza Stillera, stał się ikoną kina Północy. W ciągu 48 lat pracy zrealizował 130 filmów, był najbliższym współpracownikiem Ingmara Bergmana. Współpracował także z Tarkowskim, Polańskim, Malle'em, Allenem, Jewisonem, Rafelsonem. Pisano o nim: "ambasador północnego światła", "specjalista od dwóch twarzy i filiżanki herbaty", lecz sformułowania te nie opisują ani skali jego talentu, ani bogatej osobowości. Tym ciekawsza jest lektura "Kultu światła", biograficznej opowieści Nykvista spisanej wspólnie z Bengtem Forslundem, szwedzkim scenarzystą i producentem filmowym.

Urodził się 3 grudnia 1922 r. w Mohedzie, małym miasteczku na południu Szwecji. Jego rodzice pracowali w Szwedzkim Związku Misyjnym, a kiedy Sven był dzieckiem, wyjechali na misje do Konga. Przyjeżdżali na krótko. "Moje pierwsze wspomnienie: siedzę wraz z Göstą, moim starszym bratem, w jakimś pokoju. Są tam też rodzice. Mama płacze. Tata chodzi tam i z powrotem. - Pojedziemy teraz z powrotem do Afryki - mówi. - Do naszych czarnych dzieci. Módlmy się! Pada na kolana. Zaczyna płakać...".

Pierwsze wspomnienie wpisało się w życiorys Nykvista nadzwyczaj boleśnie. Wychowywał się w domu dziecka, wraz z innymi dziećmi z misjonarskich małżeństw. Pierwsze zdjęcia, które rozbudziły w nim fascynację fotografią, pokazał mu ojciec. Fotosy przedstawiające pracę na misjach rozpalały wyobraźnię chłopca. Tak rozpoczęła się przygoda Nykvista ze światłem, tu także bierze swój początek jego kariera filmowa.

Nieśmiały, zafascynowany fotografią chłopiec, praktykujący w atelier swojej ciotki, trafia do studia filmowego Sandrews. Niedługo będzie asystował żywej legendzie sztuki operatorskiej, Juliusowi Jaenzonowi. Jako operator B zadebiutował w 1941 r. Już cztery lata później powierzono mu samodzielną realizację zdjęć do szalenie popularnego w Szwecji filmu "Dzieci z Frostmofjället" Rolfa Hausberga. Tak został pierwszym operatorem w wytwórni Sandrews. O swych początkach mówił skromnie: "Niewiele da się powiedzieć o filmach, które zrobiłem w czasie pierwszych dziesięciu lat pracy - przynajmniej z artystycznego punktu widzenia. Były to filmy użytkowe, charakterystyczne dla tamtych czasów, dostarczane taśmowo".

W Sandrews zetknął się z wielkimi twórcami ówczesnego kina. Pierwszym był Alf Sjöberg, z którym w 1952 r. zrealizował "Barabasza" według nagrodzonej rok wcześniej Nagrodą Nobla powieści Pära Lagerkvista. Rok później został operatorem "Wieczoru kuglarzy" Ingmara Bergmana. Na planie "Wieczoru..." rozpoczęło się "zawodowe małżeństwo" Nykvista z wielkim mistrzem szwedzkiego kina. Wspólnie zrealizowali 21 filmów, niemal wszystkie ważne dzieła Bergmana, z których dwa: "Szepty i krzyki" oraz "Fanny i Aleksander" przyniosły Nykvistowi Oscara.

Pracę z Bergmanem określał jako prywatną "ekspedycję odkrywczą ku światłu". Wspólnie eksperymentowali z kompozycją świateł, redukcją barw, wreszcie doszli do minimalistycznej perfekcji, używając jedynie światła zastanego. Asceza była ich filmową religią. Stopniowe, niemal niezauważalne zmiany światła na twarzach aktorów były tym, co cenili szczególnie. Najważniejsze były emocje, miały górować nad formą filmową. Bezwzględna prostota była dla Nykvista dążeniem i wyzwaniem. Mawiał: "Prostota nie jest tak pociągająca jak piękne światło. Nikt nie pojmuje, jaka praca się za nią kryje".

Z Bergmanem łączyło go coś więcej niż tylko stosunki zawodowe. Przyjaźń, która zrodziła się podczas wielu lat wspólnej pracy, przerodziła się w szczerą platoniczną miłość. Choć nie zawsze była to para zgodna. "Małżeństwo to także problemy - pisał Nykvist w "Kulcie światła". - Ścieramy się ze sobą. Irytujemy na siebie. Nie chodzi tylko o miłość. Dotyczy to także małżeństw zawodowych, nawet jeśli partnerzy są równorzędni pod względem zawodowym, zawsze ktoś jest tym silniejszym". W tym związku silniejszy był Bergman, jego choleryczne wybuchy Nykvist znosił bez słowa, wszak "najważniejsze jest zawsze to, co pozostanie. To, co pojawia się na ekranie".

Po tej dwójce pozostało wiele; w pamięci powracają wstrząsające ujęcia twarzy Liv Ullmann w "Personie", piękne studium samotności i cierpienia w "Szeptach i krzykach"... Razem stworzyli bodaj najdoskonalszy tandem reżysersko-operatorski w całym powojennym kinie, wspólnie "dotykali bezsłownych tajemnic, które tylko kino potrafi unieść", jak mawiał Bergman.

W "Kulcie światła" Nykvist zabiera nas w podróż po swym filmowym świecie. Historia tej kariery upstrzona jest licznymi anegdotami. Raz są to zwykłe obrazki z planu filmowego, barwne i często śmieszne perypetie kolejnych twórców, innym razem poruszające i prawdziwe historie, jak ta o wzruszeniu matki, której Nykvist zaprezentował swój film o misjach w Afryce. "Ambasador północnego światła" mówi o swych przyjaźniach: z Bergmanem, Normanem Jewisonem, Louisem Malle'm i Seanem Conneryem; z dżentelmeńskim taktem wspomina swój romans z Mią Farrow.

Obok wybitnych reżyserów i zmanierowanych aktorów, wśród przyjaciół Nykvista pojawia się także Albert Schweitzer, z którym młody filmowiec zaprzyjaźnił się podczas pobytu w Afryce i który Nykvistowi właśnie, jako jedynemu, pozwolił filmować swą pracę w szpitalu w Gabonie. To właśnie Schweitzer, twórca "etyki poszanowania życia" oraz jeden z najwybitniejszych interpretatorów Bacha, stworzył Nykvistowskie "credo zawodowca", którym był prosty "szacunek dla pracy".

"Wielu ludzi uważa mnie za pracoholika; pytają, dlaczego dalej filmuję, a nie odpocznę sobie wreszcie. Odpowiedź jest prosta: kocham tę robotę". Kiedy jego syn Johan popełnił samobójstwo w 1977 r., pocieszenia szukał w sztuce. "Studiowanie światła wzbogaciło niesłychanie moje życie. Kocham na przykład szwedzkie świty i zmierzchy, owe przejścia, w czasie których światło pojawia się i znika. W szczególności to ostatnie, magiczną błękitną godzinę, the magic hour, kiedy światło sztuczne, lampy i uliczne latarnie, powoli zaczyna przeważać. (...) Światło stało się dla mnie rodzajem namiętności, która zdominowała moje życie i nadała mu nowych znaczeń - nie tylko jeśli chodzi o operatorkę. Dobrze jest być stale otoczonym światłem (...) Masz światło i nie musisz czuć się sam".

Światło towarzyszyło mu zawsze; nawet w knajpach, które odwiedzał, chciał zmieniać jego ustawienie. Plan filmowy stał się jego światem. Wspomnienia zamykał deklaracją: "Tak długo, jak będę czuł się szczęśliwy przy pracy, chcę ją kontynuować - dzień, kiedy wszystko się skończy i nadejdzie ostateczna samotność, przyjmę ze spokojem. Mam przecież światło, które mi towarzyszy. A ono istnieć będzie zawsze".

Odszedł 20 września 2006 r. Zostawił wielkie świetlne malowidła, do których będziemy powracać, a także "Kult światła", skromny tomik wspomnień. Dziś wydają się jeszcze cenniejsze.

Sven Nykvist, "Kult światła. O filmach i ludziach. Rozmowy z Bengtem Forslundem", przekład: Jan Balbierz, Izabelin 2006, Świat Literacki, seria "Film".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (47/2006)