Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Proces lyońskiego kardynała ma precedensowy charakter, bo po raz pierwszy we Francji zarzut krycia pedofilii postawiono tak wysokiemu dostojnikowi Kościoła. Na kanwie sprawy powstał także głośny film fabularny „Dzięki Bogu” François Ozona.
W pierwszej instancji w marcu ubiegłego roku zapadł wyrok skazujący Barbarina na pół roku więzienia w zawieszeniu. Sąd zarzucił mu, że nie powiadomił prokuratury, iż podległy mu ksiądz Bernard Preynat, duszpasterz skautów, w latach 1971-91 wykorzystywał seksualnie dziesiątki swoich nieletnich podopiecznych. Przypadki te ujawniono po wielu latach dzięki wysiłkom ofiar Preynata. Ten ostatni przyznał się do pedofilskich skłonności i poprosił poszkodowanych o przebaczenie. Grozi mu co najmniej osiem lat bezwzględnego więzienia (proces Preynata trwa).
Dlaczego jednak sąd w apelacji uchylił wyrok niższej instancji w sprawie kardynała? Przede wszystkim ze względu na przedawnienie się zarzutu „niepowiadomienia władz o agresji seksualnej”. Barbarin nie może, według sądu, odpowiadać dziś za krycie Preynata, bo zbyt późno postawiono mu zarzuty. Jednocześnie sąd wskazał, że Barbarin wiedział o przestępczych czynach Preynata co najmniej od 2010 r. i nie reagował. Przez kolejne pięć lat nie odsunął też pedofila od kontaktu z dziećmi.
Pozostaje odpowiedzialność moralna – stąd też decyzja kardynała o dymisji (powtórna już, bo za pierwszym razem odrzucił ją papież Franciszek). „Większość faktów uległa, dzięki Bogu, przedawnieniu” – mówił Barbarin cztery lata temu, niedługo po wybuchu afery Preynata.
Prawne paragrafy nie kończą sprawy. Nie wymazują zaniechań tych wszystkich – nie tylko Barbarina, ale innych świadomych sytuacji księży – którzy tak długo zezwalali na bezkarność przestępcy w sutannie. ©