Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Był 5 czerwca 1947 r., gdy George Marshall - Sekretarz Stanu w gabinecie prezydenta Trumana, a podczas wojny generał - wygłosił na Uniwersytecie Harvarda wykład, w którym przedstawił swój pomysł: Stany Zjednoczone miałyby udzielić wspaniałomyślnego wsparcia spustoszonej Europie. W 1948 r. Kongres USA uchwalił program odbudowy gospodarek krajów Europy. Nazwano go "planem Marshalla". Pomoc zaproponowano wszystkim państwom europejskim, łącznie z ZSRR i innym krajami formującego się "bloku sowieckiego", ale Moskwa odmówiła, a w ślad za nią państwa od niej zależne, także Polska. "Plan Marshalla" szybko wykroczył poza swe znaczenie gospodarcze - choć i ono było gigantyczne: kraje Europy Zachodniej (zwłaszcza Anglia, Francja, Niemcy Zachodnie i Włochy) otrzymały pomoc o wartości 130 miliardów dolarów (licząc wedle obecnej wartości dolara) - i stał się jednym z czynników, które nie tylko zakotwiczyły obecność USA w Europie Zachodniej, ratując ją przed wpływami ZSRR, ale wymusiły na krajach zachodnioeuropejskich ścisłą i trwałą współpracę.
Ponad 40 lat później, po przełomie lat 1989-91, musiało minąć kilka lat wahań, chaosu i rozmaitych, czasem fantastycznych konceptów "nowego ładu", zanim w połowie lat 90. politycy Zachodu doszli do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie otwarcie się na aspiracje kilkunastu państw Europy Środkowowschodniej i przyjęcie ich do struktur zachodnich: do NATO i Unii Europejskiej.
Ale historia Europy nie skończyła się. Kilka lat temu zaczęły budzić się społeczeństwa byłych republik ZSRR - i ruszyła kolejna fala demokratyzacji, zwana "kolorowymi rewolucjami". Pierwsza była Gruzja, potem Mołdawia (tu zwrot dokonał się spokojnie), Ukraina, wreszcie Białoruś, gdzie - choć do przełomu nie doszło - ukształtowała się polityczna opozycja. Wszędzie "kolorowe rewolucje" wiązały się ze zwrotem na Zachód: Ukraina, Gruzja i Mołdawia deklarują, że chcą dołączyć do struktur zachodnich; chce tego też ponad połowa Białorusinów.
Dziś jednak, inaczej niż po roku 1945 i 1989, prozachodnie aspiracje nowych demokracji zderzają się jeśli nie z obojętnością, to na pewno z bezradnością Zachodu. Zwłaszcza Unia, która jest najbardziej wywoływana do tablicy, nie ma pomysłu, jak odpowiedzieć na oczekiwania nowych Europejczyków. Bruksela porusza się ustalonymi raz schematami; formalnie obowiązuje program Europejskiej Polityki Sąsiedztwa, który Ukrainę traktuje tylko nieco lepiej niż Tunezję.
Czy można to zmienić? Czy Europa może zrobić coś więcej? A co myślą o niej Ukraińcy, Gruzini i Białorusini? Tym zajmujemy się w kolejnym wydaniu z naszej serii "Nowa Europa Wschodnia"; o tym także mają dyskutować politycy, działacze społeczni i przedsiębiorcy z Europy Zachodniej i Wschodniej na tegorocznym Forum Ekonomicznym w Krynicy, które odbywa się w tym tygodniu, a którego "Tygodnik" jest jednym z patronów medialnych.
Wojciech Pięciak