Na przecięciu

Biblia jest księgą niebezpieczną, bo dającą do myślenia. Paul Ricoeur pokazuje, że może być to myślenie przenikliwe i intrygujące. Przekonuje także, że wszyscy jesteśmy dłużnikami Świętej Księgi chrześcijaństwa. A kto twierdzi inaczej, ten jest obłudnikiem.

27.04.2003

Czyta się kilka minut

Twórczość Ricoeura, który w ubiegłym miesiącu obchodził 90. rocznicę urodzin, niepodobna przypisać jednemu kierunkowi filozoficznemu. Filozof czerpie z wielu źródeł. Przywiązanie do zmagań trapiących konkretnego człowieka w jego codziennym życiu zawdzięcza egzystencjalizmowi swojego nauczyciela, Gabriela Marcela. Fenomenologię przejął od Edmuda Husserla, z którym toczył następnie dyskusję. Jednak to hermeneutyka sprawiła, że Ricouer zaliczany jest dziś do grona klasyków filozofii.Ricoeur otwarty jest zarówno na to, co tekst objawia, jak i na to, co skrywa. Nieprzypadkowo pojawiają się u filozofa kategorie zaczerpnięte ze słownika religijnego. Świadczą one być może o prawdziwej fascynacji, której świadectwem są nowe książki przełożone właśnie na język polski: „Krytyka i przekonanie” oraz „Myślenie biblijne”.

Lęk przed improwizacją

Każdy, kto choć raz zmagał się z tekstami Ricoeura, wie, co oznacza reżim myślowy tej filozoficznej refleksji. Jego pisma nie przypominają krótkich i bulwersujących myśli Simone Weil ani długich i zawiłych analiz Jacquesa Derridy. Teksty Ricoeura są raczej na podobieństwo średniowiecznych traktatów, w których z chirurgiczną precyzją analizuje się rozmaite zjawiska naszego życia: kwestię zła albo problem pamięci i czasu.

Na początku rozmów, które składają się na „Krytykę i przekonanie”, Ricoeur mówi, że rozmowa „to sposób posługiwania się językiem, którego bardzo się lękam, ponieważ rzeczywiście wyrażam się w piśmie, ale także dokonuję skreśleń. Nie ufam zatem regułom improwizacji”.

Jednak książka nie powstałaby, gdyby Ricoeur nie zgodził się na dialog. Niewypowiedziane pozostałyby ważne wątki jego życia i pracy: zmagania z okropnościami II wojny światowej; historia znajomości z Heideggerem, Jaspersem i Eliadem; doświadczenie pracy na amerykańskich uniwersytetach (m.in. w renomowanym chicagowskim Divinity School); wreszcie - co szczególnie interesujące - fascynacje biblijne i religijne.

Inną arcyciekawą książkę francuskiego filozofa, „Myślenie biblijne”, także można zaliczyć do kategorii rozmów. Składają się na nią teksty Ricoeura oraz francuskiego biblisty Andre LaCocque'a. Obydwaj analizują te same fragmenty Świętego Tekstu (m.in. przykazanie „Nie będziesz zabijał” czy kluczową dla dziejów myśli europejskiej ideę Boga z księgi Wyjścia 3,14 - „jestem, który jestem”).

Ta osobliwa „rozmowa” pokazuje, jak wiele istnieje strategii czytania tekstów biblijnych. A lektura egzegety i filozofa -zgodnie z Ricoeurowską zasadą, że „każdy akt lektury jest zarazem aktem interpretacji” - oświetlają się wzajemnie.

Ateny i Jerozolima

Ricoeur nie udaje, że może być kimś innym, niż jest w istocie. „Zawsze mam poczucie, że jak można mieć jedynie bardzo niewielu przyjaciół, tak nie można przebywać w wielu religiach” - mówi. A religią, w której zamieszkuje, jest chrześcijaństwo. Intelektualna tożsamość filozofa opiera się na myśli greckiej i Biblii. Błędem jest twierdzenie, że - jak chciał Lew Szestow - Ateny i Jerozolima skazane są na nieustanną wojnę. Dla Ricoeura zarówno to, co greckie, jak i to, co hebrajskie, stanowi dwa skrzydła, dzięki którym wciąż wznosi się i trwa nasza kultura.

Ubolewa więc, kiedy to, co religijne, próbuje się zamknąć w zakrystii. Przykładem takiego sporu jest dyskusja o invocatio Dei w konstytucji europejskiej. Francuski filozof przyznaje, że absurdem byłoby pominięcie w publicznym nauczaniu - w imię laickości państwa - wielkich postaci judaizmu i chrześcijaństwa. „Dochodzi do paradoksu, ponieważ dzieci dużo lepiej znają panteon grecki, rzymski czy egipski niż proroków Izraela czy przypowieści Jezusa. Znają one wszystkie przygody miłosne Zeusa, znają przygody Odysa, a nigdy nie słyszały o Liście do Rzymian ani o Psalmach” (KiP, s. 186).

Przywołane tu teksty judeochrześcijańskie, przekonuje dalej, stanowią fundamentnaszej kultury w dużo większej mierze niż mitologia grecka. Czy to się komuś podoba, czy nie, wszystkie narody europejskie to potomkowie zlatynizowanych i schrystia-nizowanych barbarzyńców. A to oznacza, że religia spełnia nie tylko funkcję edukacyjną wobec jednostek, ale także funkcję instytucjonalną.

Choćby tylko historia Średniowiecza pokazuje, że większość naszych wielkich instytucji - uniwersytety, władza municypalna, rynki czy stowarzyszenia naukowe - powstały w oparciu o wzór kościelny. „W konsekwencji niepodobna sobie wyobrazić sytuacji granicznej, w której to, co religijne, zostałoby całkowicie wyeliminowane z sa-moro zumienia kultur i współczesnych państw narodowych” - mówi filozof (KiP, s.196).

Błędem jest sądzić, że - jak głoszą niektórzy zwolennicy radykalnej laickości państwa - grozi nam powrót reżimu kościelnego. Judaizm i chrześcijaństwo, choć była to droga wyboista i długa, przeszły proces asy-milowania wymiaru krytycznego we własne przekonania. Przyjęły i uznały za błogosławiony rozdział polityki od teologii. To, co cesarskie, oddały cesarzowi, co boskie, Bogu. Rodzi się raczej inne niebezpieczeństwo: czy w nowoczesnych społeczeństwach „cichy głos pism biblijnych” będzie słyszany na poziomie dyskursu publicznego? „Mam nadzieję - powiada dziewięćdziesięcioletni filozof - że zawsze będą poeci, że zawsze znajdą się ludzie, którzy nastawią uszu, by ich słuchać. Los polegający na przynależności do mniejszościowego słowa jest przeznaczeniem nie tylko słowa biblijnego” (KiP, 241). I może już tak być musi.

Wymiar spekulatywny Pisma

Podczas lektury tekstów biblijnych Ricoeur nie zapomina, że jest przede wszystkim filozofem. Zachowuje czujność, by dyskurs filozoficzny nie przenikał się z religijnym. Wyznaje szczerze, że „drzemiący w nim teolog” był z premedytacją tłamszony, i to nie tylko z powodów intelektualnych. „Były to względy natury kulturowej, ba, instytucjonalnej. Bardzo zależało mi na tym, by zdobyć uznanie jako profesor filozofii, wykładający tę dyscyplinę w instytucji publicznej” - pisze.

Ten reżim obcy był ks. Józefowi Tischnerowi, przyjacielowi Ricoeura, który bodaj pierwszy w Polsce pokazał, że opisując tajemnicę człowieka niepodobna używać tylko jednego typu języka. Dlatego za autorem „Księdza na manowcach” nie przepadali teologowie, dla których był zbyt filozoficzny, zaś filozofowie zarzucali mu, że uprawia teologię.

Ale Ricoeur pracując na francuskich uniwersytetach nie mógł sobie pozwolić na taki luksus. „Myślenie biblijne” nie ukazało się w języku francuskim, ale angielskim. Filozof przyznaje: „Niemal brutalnie chciałbym powiedzieć, że uprawiam filozofię i czuję przynależność do wspólnoty, do tradycji chrześcijańskiej nie na podstawie tych samych tekstów. Bez mała od tekstu do tekstu buduję między nimi równowagę” (KiP, s. 200). Wymienia Platona, Arystotelesa, Kanta, Husserla... Ale lista podstawowych tekstów filozoficznych nie jest listą tekstów tworzących kanon religijny.

Źródła biblijne dla Ricoeura to Stary i Nowy Testament, a także to, co teologiczne i egzegetyczne w pismach Ojców Kościoła. A co z Homerem, Hezjodem i całą plejadą greckich tragików? „Oni znajdują się w porządku pośrednim między prorokami Izraela z jednej strony a filozofami presokratejskimi i samym Sokratesem z drugiej”.

Gdzie zatem, zdaniem Ricoeura, znajdziemy miejsce przecięcia się dyskursu filozoficznego z religijnym?

Przykładem takiego przecięcia jest choćby tekst z księgi Wyjścia - „Jestem, który jestem” (3,14) lub - by posłużyć się tłumaczeniem Martina Bubera i Franza Rosenzweiga - „stanę się, kim się stanę”. Ten wers Biblii, który jest przede wszystkim narracją religijną, zostaje jednak zaburzony przez coś, co filozof nazywa „spekulatywnymwtargnięciem”. Użycie hebrajskiego czasownika „być” zostaje zasymilowane przez jego grecki odpowiednik, co otwiera drogę całemu europejskiemu myśleniu filozoficznemu o idei Boga. „Tym sposobem powstaje w Biblii miejsce dla wymiaru spekulatywnego. To zaprowadziło mnie do stwierdzenia - biorąc pod uwagę dualizm dwóch systemów językowych: religii i filozofii - że istnieje myśl biblijna”.

Francuski filozof pokazuje, że myślenie biblijne nie jest gorszym sposobem refleksji. Za sprawą Ricoeura właśnie, ale także filozofującego teologa Paula Tillicha wiemy już, że wielkie opowieści biblijne (historia Kaina i Abla) czy wielkie narracje literackie (dzieje bohaterów Dostojewskiego) więcej mówią o losie człowieka niż spekulatywne dociekania metafizyczne. „Mit” przestał znaczyć tyle, co „bajka” - nieprawdziwa, zmyślona historia. Ricoeur wykazał też, że mit odsłania prawdę, choć odmienną od tej, o jakiej mówią nauki szczegółowe. Biblia, przekonuje wciąż sceptyków, nie przestaje dawać do myślenia.

„Żyć aż do śmierci”

Kto zatem myśli biblijnie? Ten, kto zadaje sobie trud czytania psalmów, lamentacji, hymnów czy przypowieści... Ale trud kroczenia śladami Ricoeurowskich interpretacji nie jest daremny. Jego analizy są przewrotne i nieoczywiste.

Przykłady? „Kto pragnie zachować swe życie, straci je”. Filozoficzny reżim, mówi Ricoeur, zakłada, by słowa te analizować w kontekście pytania o to, kim jest człowiek? Umysł ściśle filozoficzny szukałby raczej istoty czy też „sobości” człowieka. Nie tędy droga.

Bardziej owocna wydaje się interpretacja religijna. Ricoeur proponuje, by wziąć w nawias to, co ważne na pierwszy rzut oka -„troskę o osobiste zmartwychwstanie”. By zobaczyć całkiem nowy sens tego zdania, należałoby je odwrócić. Nie ten więc, „kto pragnie zachować swoje życie, straci je”, ale przeciwnie: „ten, kto straci swoje życie, zachowa je”.

Cóż to oznacza? Że człowiek powinien cieszyć się życiem „hic et nunc”. Żyć tak, jakby każda chwila, każdy dzień, miały byćostatnimi. Po cóż wybiegać tam, gdzie myśl nie sięga? Jaki jest cel pytania, co będzie „po”, skoro teraz mamy szereg zobowiązań, a jednym z podstawowych winno być pragnienie dobrego życia? Ricoeur stwierdza: „dopóki żyję, nie powinienem traktować siebie jako umarłego”.

Błędem jest więc odczytywanie życia w kategoriach heideggerowskiego „bycia ku śmierci”. Odzywa się jednak Ricouer-filozof. Ale zaraz dodaje: tekst biblijny podpowiada raczej coś przeciwnego - trzeba „być aż do śmierci”. Kiedy się „żyje aż do śmierci”, ona nie może mieć ostatniego słowa.

Ricoeur zrozumiał to, idąc śladem Hannah Arendt cytującej fragment Ewangelii, w której powtórzone są z kolei słowa proroka Izajasza: „Albowiem dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany”. Dla Ricoeura narodziny to więcej niż śmierć. Dlatego może powiedzieć: „Boże, zrób ze mną w momencie mojej śmierci, co zechcesz. Nie domagam się niczego, nie domagam się żadnego »po«. Przenoszę na innych - na tych, którzy żyć będą - obowiązek zastąpienia mojego pragnienia bycia, mojego wysiłku istnienia w czasie żyjących”. Za nas żyją ci, którzy pozostali, którzy noszą nas w swej pamięci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (17/2003)