Koniec historii CBA

Nowa służba antykorupcyjna będzie się teraz zajmować władzą, a nie opozycją – obiecuje premier. Z kolei dla prezydenta likwidacja CBA to dowód, że władza chce przetrącić kark walce z korupcją.

23.04.2024

Czyta się kilka minut

Przesłuchanie Mariusza Kamińskiego na posiedzeniu komisji śledzej ds. afery wizowej, 23 kwietnia 2024 r. // Fot. Filip Naumienko/REPORTER

Rząd Donalda Tuska przygotował projekt ustawy likwidacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ma je zastąpić Centralne Biuro Zwalczania Korupcji, które jednak zostanie włączone w struktury policji, tak jak CBŚP. „Chcę rzetelnej, apolitycznej policji, która będzie ścigała korupcję i patrzyła na ręce władzy” – uzasadniał pomysł premier Tusk.

Realizacja idei likwidacji CBA nie może dziwić, bo ugrupowania tworzące rząd zapowiedziały to już w umowie koalicyjnej. I trzeba przyznać, że biuro solidnie sobie na ten postulat zapracowało. Obchodzące w tym roku pełnoletniość CBA nie może się bowiem pochwalić zbyt wielkim dorobkiem, który w dodatku nie byłby oceniany jako polityczny, wymierzony w określone z góry środowiska. Tak było ze słynną aferą gruntową z 2007 r., tak było też z aferą hazardową w 2009 r.

Z drugiej strony zwolennicy CBA przekonują, że każda akcja demaskująca rzeczywistą korupcję, jeśli będzie dotyczyć czołowych polityków, będzie przez nich i ich środowisko przedstawiana jako polityczny atak. Nawet jeśli ujawni rzeczywiste mechanizmy korupcyjne.

To na pewno poważny argument. Tyle że dorobek ostatnich lat działalności CBA, zwłaszcza w czasach rządów PiS, obnaża tę instytucję jako niezdolną do walki z najpoważniejszymi przypadkami korupcji. Choć CBA miało podlegać bezpośrednio premierowi właśnie dlatego, by uodpornić się na ewentualne naciski, płynące z różnych politycznych szczebli, epoka PiS pokazała, że biuro nie było w stanie wyzwolić się z układów z władzą. 

Praktycznie jedyny przypadek poważnego mechanizmu korupcyjnego, w przypadku którego CBA zadziałało wobec aktualnej władzy, to afera wizowa. Ale i tu nie wiadomo, czy sprawa nie zostałaby w części zamieciona pod dywan, gdyby nie wybory parlamentarne.

Czego nie robili

To nie CBA wykryło nadużywanie urzędu (kosztowne loty rządowym samolotem z rodziną) przez marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, to nie CBA wykryło patologie związane z wydatkami pocovidowymi. CBA było bezczynne w sprawie działalności ministra Przemysława Czarnka w kwestii „willi plus”, nic nie robiło wobec działalności Antoniego Macierewicza w podkomisji smoleńskiej, nie mówiąc o najpoważniejszym, systemowym układzie polityczno-korupcyjnym, jaki działał wokół Funduszu Sprawiedliwości. CBA zapewne dostrzegało w tych wszystkich przypadkach patologie, ale z różnych powodów nie było „woli politycznej”, by pozwolić mu w tych przypadkach działać.

Za to podobnych zahamowań nie było, gdy biuro miało zajmować się aktualną opozycją. Najbardziej kompromitującym dorobkiem CBA w tym zakresie jest oczywiście nadużywanie sławetnego programu Pegasus do inwigilacji opozycji, co, miejmy nadzieję, zostanie niebawem wykazane ze szczegółami.

Obrońcy CBA na czele z jego „ojcem chrzestnym” Mariuszem Kamińskim alarmują, że obniżenie jego rangi i podporządkowanie władzom policji uczyni służbę bezzębną w tropieniu korupcji na najwyższych szczytach władzy. Tyle że wcześniej przytoczone przykłady udowadniają, iż teoretycznie mocna pozycja polityczna CBA nie uchroniła go przed skuteczną presją ze strony władzy. 

Być może, paradoksalnie, odsunięcie CBZK od czołowych polityków i dokładne sprofilowanie zadań może wręcz nowemu pomóc w skutecznej działalności. Dowodzi tego przykład Krajowej Administracji Skarbowej, której podległość Ministerstwu Finansów nie przeszkadza w efektywnym działaniu, a która ma zresztą przejąć część zadań CBA.

Muszą czuć presję

Najważniejsze jest nie to, jak będzie się nazywała służba powołana do zwalczania korupcji i gdzie będzie umiejscowiona, tylko to, czy w rządzących elitach politycznych będzie wola demaskowania przypadków korupcji na najwyższych szczeblach, niezależnie od konsekwencji. Dziś trudno przewidzieć, jak w tej kwestii sprawdzi się obecna władza, dotąd był z tym problem niezależnie od tego, kto rządził Polską. 

Ale remedium na to, jak widać, nie jest ta czy inna instytucja. Prędzej presja opinii publicznej, a o nią łatwiej w sytuacji, gdy koalicja rządząca jest wieloczłonowa i poszczególne ugrupowania patrzą sobie na ręce. Miejmy nadzieję, że tak będzie tym razem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Z wykształcenia biolog, ale od blisko 30 lat dziennikarz polityczny. Zaczynał pracę zawodową w Biurze Prasowym Rządu URM w czasach rządu Hanny Suchockiej, potem był dziennikarzem politycznym „Życia Warszawy”, pracował w dokumentującym historię najnowszą… więcej