Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdybym miała do czegoś porównać stan, w którym teraz się znajduję, potrzebna byłaby wyświechtana metafora, typu „stanie tuż przed zakrętem” albo „wpatrywanie się w burzowy horyzont”, ewentualnie „zmierzanie w stronę urwiska, które może się okazać łagodne jak niebieska trasa narciarska w Beskidach albo strome jak klify Dover”. Krótko mówiąc – chyba nigdy jeszcze nie byłam tak niepewna jutra jak obecnie. Dziś, co prawda, jeszcze jakoś sobie żyję, w sumie całkiem podobnie jak „przed wojną” (roboczo nazywam tak okres przed 12 marca): mieszkam tam, gdzie mieszkałam, robię z grubsza to samo, co robiłam, bujne życie towarzyskie przeniosłam wprawdzie na Zooma i Skype’a, ale to mały ból. Mimo wszystko wiem, że za zakrętem może być zupełnie inaczej. Jak?
Wyobrażam sobie, oczywiście, najróżniejsze scenariusze, starając się wprawdzie nie dociskać pedału panikarstwa, ale różnej maści strachy siedzą mi na ramieniu i trudno udawać, że jestem wolna od najgorszych przeczuć. Siłą rzeczy więc moje spanikowane myśli kierują się w stronę czasów, gdy też nie było jasne (toutes proportions gardées), co się czai za dziejowym zakrętem. Ponowne czytanie „Wielkiej trwogi. Polski 1944–1947”, wybitnej książki historycznej Marcina Zaremby, już za mną. Spędziłam z nią patriotyczne święta majowe. Teraz, gdy kwitną bzy, zajmuje mnie lektura o czasach, które znam z autopsji, czyli „Cięcia. Mówiona historia transformacji” Aleksandry Leyk i Joanny Wawrzyniak.
Z istotnych wydarzeń 1990 r. pamiętam swoją pierwszą komunię i to, że nie dostałam na nią roweru. Nic dziwnego – ów czas w życiu mojej rodziny nie należał do najłatwiejszych, ciężko było suchą stopą przejść przez okres transformacji. Podziwiam moich rodziców za to, że dali ze wszystkim radę (także z rowerem; musiałam po prostu trochę dłużej poczekać, ale się opłaciło).
Okres transformacji fascynuje mnie pewnie dlatego, że przeżyłam go chroniona ciałami rodziców i dziadków, którzy wyszli z niej mniej lub bardziej poranieni, ale żywi. O tych ranach jednak nie miałam wielkiego pojęcia: nie było czasu na wnikliwe badania, gdy właśnie otwierał się świat i można było jechać na Erasmusa do Niemiec. Czytanie dziś opracowań takich jak „Cięcia” wydaje mi się istotne przede wszystkim dla możliwości ponownego wglądu w głowy osób, którym zawalił się świat. Warto sobie przypomnieć, jak to wygląda.
„A potem zaczęły się cięcia. Zaczęła się nerwówka. Każda bała się o siebie” – to słowa pracownicy zakładów Wedla. Autorki wybrały na swoich bohaterów pracownice i pracowników socjalistycznych zakładów przemysłowych, które na fali zmian zostały kupione przez zagraniczny kapitał. Myliłby się jednak ten, kto by myślał, że głosy zebrane w tomie brzmieć będą jednakowo – jak wielka skarga ofiar transformacji. Nic z tych rzeczy – mozaika postaw, przeżyć i refleksji czyni „Cięcia” ciekawą i niejednoznaczną lekturą. Także dlatego, że pokazują, jak w Polsce rozpoczęła się droga, której koniec właśnie widać: droga neoliberalnej polityki ograniczającej usługi publiczne i pomocową rolę państwa, droga spod znaku umowy o dzieło, samozatrudnienia i elastycznego czasu pracy.
Diagnozę fatalnego stanu tuż sprzed zakrętu, w który wchodzimy, znajdą Państwo w innej nowości książkowej ostatnich miesięcy: „Drugiej fali prywatyzacji” Łukasza Pawłowskiego. O pierwszej fali czytam zaś w „Cięciach”, wyciągając z głosów bohaterów dziwną lekcję na dziś. Cięcia sprzed 30 lat dotyczyły przecież nie tylko masowych zwolnień. Nie mniej bolesne wydają mi się cięcia relacji międzyludzkich, poczucia bezpieczeństwa socjalnego, a także osadzenia w dobrze znanej rzeczywistości. Może dość beznadziejnej, ale przynajmniej zrozumiałej.
Jak bohaterowie „Cięć” wspominają wczasy w Bułgarii i bal chemika w zakładowym domu wypoczynkowym, tak my będziemy wspominać słodkie benefity zatrudniających nas korporacji. Ach, pójść sobie na basen w ramach karty multisport – wspomnimy nieraz, patrząc na to, co czeka za zakrętem. ©