Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dobiegł końca najgłośniejszy, trwający dwa i pół roku, proces w Watykanie. Wbrew temu, co pisały media, nie jest to pierwszy w najnowszej historii przypadek postawienia kardynała przed sądem. W ostatnich latach procesy karne mieli kard. George Pell (2019 r.), ekskardynał Theodore McCarrick (2021) oraz kard. Joseph Zen (2022). Ten ostatni sądzony był przez reżim komunistyczny, co w oczywisty sposób prowadzi nas do wydarzeń znanych i z naszej, środkowoeuropejskiej historii – procesu kard. Józsefa Mindszentyego (1949 r.) czy aresztowania – choć bez wyroku sądu – kard. Stefana Wyszyńskiego (1953 r.).
Osobliwość zakończonego dziś procesu watykańskiego polega na tym, że po raz pierwszy najwyższy rangą hierarcha stanął przed sądem karnym nie w obcym kraju, ale w samym Watykanie. Ten, owszem, prowadził już postępowania przeciwko kardynałom, ale jedynie w oparciu o prawo kościelne, gdy chodziło o tzw. przestępstwa kanoniczne. Tym razem – rzeczywiście po raz pierwszy – kardynał został oskarżony o przestępstwa karne i odpowiadał przed trybunałem państwa watykańskiego złożonym ze świeckich sędziów. Co stało się możliwe dopiero po zmianie przepisów przez papieża Franciszka w kwietniu 2021 r. (do tego czasu kardynałów i biskupów mógł sądzić jedynie Trybunał Kasacyjny, w skład którego wchodzili inni kardynałowie i biskupi).
Kardynał i spółka
Giovanni Angelo Becciu przez siedem lat (2011-2018) pełnił funkcję substytuta w Sekretariacie Stanu (porównywaną do ministra spraw wewnętrznych i wicepremiera) – odpowiadał za pracę całej kurii rzymskiej, dysponował specjalnym funduszem (praktycznie niepodlegającym żadnej kontroli) i cieszył się niemal nieograniczonym zaufaniem papieża Franciszka. Jakiekolwiek próby zakwestionowania jego wszechwładzy kończyły się dla śmiałków źle – w 2016 r. posadę stracił rewizor generalny, Libero Milone, któremu zasugerowano odejście na własną prośbę lub areszt za wtrącanie się w nieswoje sprawy. Rok później wspomniany już kard. George Pell, prefekt sekretariatu ekonomicznego, został oskarżony o przestępstwa seksualne i stanął przed australijskim sądem – zanim go uniewinniono, spędził 13 miesięcy w więzieniu, stracił urząd w Watykanie i dobre imię. Sam Becciu piął się za to po szczeblach kariery – w 2018 r. został kardynałem, a niedługo później prefektem Kongregacji ds. Kanonizacyjnych.
Bezwzględna walka substytuta stała się zrozumiała, odkąd na jaw zaczęły wychodzić finansowe malwersacje, jakich się dopuszczał wraz z grupą 9 zaufanych osób (wszyscy zasiedli na ławie oskarżonych). Najgłośniejszą, choć nie jedyną sprawą był zakup za 200 mln euro luksusowej nieruchomości w Londynie. Gdy odkryły to media, Becciu zapewniał, że sam w tej sprawie – jako reprezentant Sekretariatu Stanu – został oszukany przez nieuczciwych kontrahentów. Niedługo później prasa opisała jednak wielomilionowe przelewy, jakie substytut zlecał na konta swojej rodziny na Sardynii. A także wypłatę 500 tys. euro protegowanej kardynała, Cecilii Marogni, agentce do zadań specjalnych, za rzekome działania dyplomatyczne (w rzeczywistości pieniądze szły na luksusowe zakupy i podróże). Jesienią 2020 r. papież nakazał kardynałowi złożenie dymisji z pełnionych funkcji (był w tym czasie prefektem Kongregacji ds. kanonizacyjnych) oraz pozbawił go przywilejów kardynalskich. A zaraz potem zmienił prawo, umożliwiając postawienie go przed sądem.
Wybiórcza transparentność
W jednym z wywiadów Franciszek przyznał, że o nadużyciach swego ulubionego kardynała dowiedział się od dwóch osób – byłych urzędników Watykanu – którym udało się w końcu dotrzeć z szokującymi informacjami do samego papieża. „Powiedziałem im: jeśli chcecie, by sprawy poszły dalej, trzeba wszystko przedstawić prokuratorowi” – opowiada w wywiadzie. „Dla dodania im odwagi złożyłem swój podpis pod ich skargą, żeby pokazać, że nie boję się transparentności i prawdy”.
Tak rozpoczął się proces – jawny i szeroko opisywany w mediach. 85 posiedzeń, podczas których przesłuchano 69 świadków, bardzo poszerzyło naszą wiedzę nie tylko na temat występków dziesięciu oskarżonych (prokuratura zarzuciła im udział w zorganizowanej grupie przestępczej, malwersacje, korupcję, nepotyzm, pranie brudnych pieniędzy, nakłanianie świadków do składania fałszywych zeznań i „kreatywną księgowość”), ale też ukazało całkowity brak kompetencji watykańskich urzędników, amatorszczyznę, naiwność i nonszalancję w nawiązywaniu biznesowych kontaktów z osobami „poleconymi” a nigdy przez nikogo nieweryfikowanymi.
Watykan: życie na podsłuchu
Nie dowiedzielibyśmy się tego – to prawda – gdyby nie bezprecedensowa decyzja papieża. Przed Franciszkiem takie sprawy zamiatano pod dywan lub rozwiązywano po cichu – ktoś składał urząd, kogoś przenoszono na inne stanowisko, komuś kazano opuścić Watykan i objąć diecezję lub placówkę dyplomatyczną... Trudno jednak mówić o transparentności, skoro o rozpoczęciu postępowania karnego musiał zdecydować sam władca, a nie organy wymiaru sprawiedliwości na podstawie przejrzystych procedur. Sygnaliści, którzy chcieli powiadomić o nieprawidłowościach, nie mieli żadnej systemowej możliwości skutecznego złożenie skargi – musieli szukać sposobów i pomocy w dotarciu do papieża. Franciszek natomiast występował tu w co najmniej potrójnej roli – prawodawcy, współoskarżyciela (podpisując wniosek do prokuratury) i oskarżonego (w czasie procesu kard. Becciu kilkakrotnie przekonywał sąd, że większość działań, jakie mu zarzucano, podejmował za wiedzą i zgodą Franciszka).
Watykan sądzi i będzie sądzony
W sobotę po południu przewodniczący składu sędziowskiego, Giuseppe Pignatone, były główny prokurator Rzymu, rozpoczął ogłaszanie długiego i skomplikowanego wyroku. Giovanni Angelo Becciu został uznany winnym większości zarzucanych mu czynów i skazany na pięć i pół roku więzienia.
Bez względu na to, jak potoczą się dalsze losy skazanych – czy trafią do więzienia, uzyskają zmianę wyroku w procesie odwoławczym czy zostaną ułaskawieni przez papieża – watykański proces już spełnił swoje zadanie: pokazał, że Franciszek jest bezkompromisowy wobec tych, którzy nadużywają jego zaufania i oszukują go, a także że nikt, bez względu na zajmowane stanowisko, nie może czuć się bezkarny. Czy pozostanie procesem pokazowym, czy przetrze drogę systemowym, antykorupcyjnym działaniom w Watykanie i w Kościele – będzie zależało od papieża. Tego i kolejnych.
Z ostatniej chwili
Wyroki w procesie o nadużycia finansowe w Watykanie:
1) Kard. Giovanni Angelo Becciu - 5 lat i 6 miesięcy pobawienia wolności, 8 tys. euro grzywny i dożywotni zakaz pełnienia funkcji publicznych
2) Gianlugi Torzi, broker - 6 lat pobawienia wolności, dożywotni zakaz pełnienia funkcji publicznych i poddanie pod specjalny nadzór przez 1 rok
3) Raffaele Mincione, finansista - 5 lat pobawienia wolności, 8 tys. euro grzywny i dożywotni zakaz pełnienia funkcji publicznych
4) Enrico Crasso, konsultant finansowy Sekretariatu Stanu - 7 lat pobawienia wolności, 10 tys. euro grzywny i dożywotni zakaz pełnienia funkcji publicznych
5) Cecilia Marogna - samozwańcza doradczyni ds. bezpieczeństwa - 3 lata pobawienia wolności i zakaz pełnienia funkcji publicznych przez taki sam okres
6) Fabrizio Tirabassi, były urzędnik Sekretariatu Stanu - 7 lat i 6 miesięcy pobawienia wolności, 10 tys. euro grzywny i dożywotni zakaz pełnienia funkcji publicznych
7) Nicola Squillace, radca prawny - 1 rok i 10 miesięcy pobawienia wolności (w zawieszeniu)
8) Tommaso di Ruzza, b. dyrektor watykańskich służb antykorupcyjnych kara grzywny (1750 euro)
9) Rene Bruhlart, b. prezydent watykańskiej agencji antykorupcyjnej - kara grzywny (1750 euro)
10) Spółka Logistic Humanitarne de Javnosti - kara grzywny 40 tys. euro i zakaz zawierania umów z podmiotami państwowymi przez 2 lata.
Sąd zarządził też konfiskaty majątków na łączną kwotę 166 mln euro oraz nakazał oskarżonym wypłatę odszkodowania o łącznej kwocie 200 mln euro.