Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Liturgiczny adwent to znaki: odczytywanie, czy nadchodzi, spodziewanie się Tego, który ma przyjść z mocą i wyzwolić. I w sumie życie chrześcijanki to też adwent. Ciągłe czekanie na tego, który przychodzi. Czujność. Nie w sensie eschatologicznym, czyli wypatrywania sygnałów końca świata, lecz rozumienia wrażliwości na znaki tego, że Bóg już jest z nami. Gdzieś tu, nieopodal. Subtelnie albo uparcie domaga się naszej uwagi. Tymczasem nasza uwaga jest tak często rozproszona tysiącem ważniejszych spraw, a nasze oczekiwania, jak powinna wyglądać obecność Boga w świecie, odległe od tego, jak On przychodzi.
Znaki w ewangelicznej opowieści pasterzy i mędrców prowadzą do stajni, gdzie rodzi się dziecko. Dobrze rozumiane, mogą zaprowadzić nas tam, gdzie najbardziej można spotkać Bożą obecność także dziś. Tylko że mędrcy, z całym swoim rozeznaniem, szukali nowego władcy, a zawiodły ich znaki wiodące do biednego niemowlaka. Nie tak miało być. Izraelscy pasterze z okolic Betlejem, jeśli czekali na mesjasza albo na ponowne wyjście z niewoli czy odrodzenie świata, to nie w noworodku upatrywali zapowiedzi tej dobrej nowiny. Nie tak miało być. Taki ten nasz Bóg, nie spełnia oczekiwań.
Choć my zapewniamy się, że spełnia – ewangeliści wywodzą przecież, jak dokładnie wypełniło się Pismo i spełniły proroctwa. Że było niczym w scenariuszu. Biorą Księgę Izajasza, wycytowują, łączą z tym, gdzie się rodzi i jak, i wszystko hula. Dziś już nie rozpoznamy, gdzie w ich interpretacjach kończą się fakty, a gdzie zaczyna teologia i literatura. Czy to, że Izajasz sugeruje, iż królowie innych krajów oddadzą Bogu Izraela pokłon, spełniło się w mędrcach faktycznie, czy jest to literackie mrugnięcie okiem do czytelnika, żeby skojarzył, co się w tej opowieści wydarza? Nie dowiemy się do końca. Ale przyjmujemy najważniejsze w ich opowieści: rozeznali, że w Jezusie przyszedł mesjasz, zapowiadane zbawienie.
Dlatego ze wzruszeniem myślę o wysiłku duchowego rozeznawania, który ruch Jezusowy – pierwsi uczennice i uczniowie – podjął, żeby zrozumieć, co im się wydarzyło i jaki to ma sens. Próbuję postawić się na ich miejscu i zobaczyć, jak niełatwo było rozeznać to we wspólnocie, ile było sporu, niedowierzania, niejasności. Jakie to musi być irytujące, gdy wydarzy się coś doniosłego i Bożego, ale rozsadza to, czego się spodziewasz. Jest zgodne z tradycją, a jednocześnie ją przekracza. Prowadzi na nowe ścieżki, kiedy ty wcale nie chcesz opuszczać tych, które znasz. Bo, prawdę mówiąc, ukrzyżowany mesjasz to kolejna odsłona Boga, który zawodzi oczekiwania. Ile by się nie czytało u Izajasza o cierpiącym słudze, to i tak człowiek oczekuje nieco więcej przytupu i triumfu od Boga wkraczającego w historię. A tu nawet zmartwychwstanie jest dość dyskretne. Nie tak miało być. Mogło to jakoś lepiej wyglądać.
I jeszcze oni, w tej stajence, nie tacy, jak człowiek by się spodziewał. Ona, zbyt pyskata i niezależna jak na młodą dziewczynę w czasach sprzed emancypacji kobiet. Odstępująca od normy i modelu kobiecości. I Józef, święty patron tego, że może w życiu pójść nie tak, jak miało być. Stoi tam z nie swoim dzieciakiem i z żoną dziewicą. Żaden macho, raczej protoplasta tego, co dziś nazywają nową męskością. Czuły, miękki, relacyjny, niedominujący. Nie jest protagonistą tej historii, stoi w cieniu. Umożliwia ją, ale nie zasłania. Którędyśmy doszli od tej nienormatywności rodzinnej i świętego patchworku w stajni do dyscyplinowania wszystkich wokół, by tworzyli nuklearne rodziny według jedynego słusznego modelu?
Tymczasem oni są właśnie o tym, że wszystko poszło nie tak, jak powinno, że każde z nich musiało się zgodzić, iż będzie nie tak, jak by chciało. Nie będzie tak, jak społeczeństwo by lubiło, nie będzie jak u innych. Ich rodziny to dopiero miały powody zamartwiać się, co ludzie powiedzą. Każde z nich musiało się zgodzić na boże zaskoczenie, czujnie odczytać, że może właśnie w ten sposób wpuszcza Boga w świat.
To czytanie znaków wymaga odwagi, jest nieoczywiste, można się pomylić, ale można też uwierzyć wbrew własnym oczekiwaniom. Nie tak miało być, ale tak jest. Jak to w rodzinie, na którą spojrzymy czule przy wigilijnym stole, jakkolwiek nienormatywna by nie była. Nie tak miało być, ale tak właśnie będzie dobrze.