Stan

06.09.2021

Czyta się kilka minut

Ponieważ mamy w kraju formalnie ogłoszony stan wyjątkowy w wersji niedotyczącej ogromnej części obywateli, wypada spostrzec, że od wielu lat w Polsce panuje nieoficjalny stan wyjątkowy dotyczący wszystkich. Stan wyjątkowy, a może i wojenny, obowiązuje tu od wielu lat i każdy to wie. Wystarczy posłuchać radia, poczytać gazety, popatrzyć na obrady tutejszego parlamentu i przyjrzeć się wyjątkowym i wojennym minom funkcjonariuszy partyjnych, rządowych, samorządowych, popatrzyć na miny duchowieństwa oraz ludzi pracujących w mediach publicznych i niepublicznych.

Gdy spojrzymy na Polskę pod tym kątem, można odnieść wrażenie, że jest to kraj, w którym wyjątkową karierę partyjnorządową robi się tylko dzięki osobliwym zdolnościom robienia wyjątkowych min. Ci w tym najlepsi są u władzy, ci mniej zdolni są ich podwładnymi, a ludzie, którzy min nie robią, plączą się po marginesach życia publicznego. Dużo i lekko można by o polskich minach pisać, narażając się na podejrzenie naśladowania Gombrowicza, więc na tym spostrzeżeniu się zatrzymamy i przejdziemy do stanu wyjątkowego utrzymywanego w Polsce od dobrych lat trzydziestu.

Zdziwionych tym zdaniem trzeba oświecić. Permanentny stan wyjątkowy panuje w tutejszym spisie lektur szkolnych, a więc teoretycznie dotyczy on tylko naszych najsłodszych milusińskich. Słowo teoretycznie nam się wypsnęło, bowiem każdy, kto ma minimalny kontakt z dowolnym milusińskim bądź takoż sam milusińskim jest, wie, że spisy lektur szkolnych są milusińskim najgłębiej obojętne. Ktoś tu zakrzyknie, że o lekturach szkolnych pisaliśmy sto razy, że w ogóle w życiu szarpaliśmy się z listą lektur szkolnych tysiąc razy, na różnych łamach, przy trunkach różnej mocy bądź to bez żadnej mocy. Żebyśmy – ktoś powie – sobie tym razem darowali i zamiast pisać o literaturze, zwłaszcza złej, bo lektury szkolne w Polsce to głównie literatura zła, pociesznie pofantazjowali tu i teraz na temat urlopu Gospodarza i cóż on to tym razem w mętnej wodzie złowił, byśmy oto pogwarzyli o rybie, która psuje się od głowy, albo byśmy tu i teraz pośmiali się z ostatnich wywiadów p. Gowina.

Onże, popatrzmy, może sobie teraz na luziku chodzić od redakcji do redakcji, do których mu wcześniej Gospodarz uczęszczać nie pozwalał. Był to przez lata zakaz surowo egzekwowany i pilnowany przez różnych paziów Gospodarza, tajnych, widnych i – pardon – dwupłciowych. A teraz hulaj dusza, p. Gowin chodzi, gdzie chce, i mówi, co chce, wyposażony jest przy tym w liczne symboliczne atrybuty niewinności i roztropności. A to prowadzi białe jak śnieg jagnię na smyczy bądź – chyba dla hecy – wdziewa bieluśkie giezło, a lata nad nim sowa, jako znak mądrości. Niektórych to szokuje i denerwuje, niektórych myli, ale oczywiście nie nas, bośmy to wszystko szmat czasu temu przewidzieli. Wiedzieliśmy, że p. Gowin był, jest i będzie na zawsze niewinny dla Polski, że wszystko, co robi, robi dla nas i dla naszych dzieci, które nawiasem, na wszelki wypadek już z Polski wyjechały.

Wspomniany tu na początku permanentny stan wyjątkowy panujący w spisie lektur szkolnych trzeba jednak koniecznie omówić. Najlepiej za pomocą kilku błyskotliwych zdań. Oto znów w owym spisie doszło do rzekomo szokujących zmian, zauważonych i komentowanych w mediach, w kręgach politycznych i w sferach intelektualnych, w kawiarniach i jadłodajniach. Mówiąc wprost, zmiany te, jak wszystkie poprzednie, nie mają absolutnie żadnego znaczenia w rozwoju jakiegokolwiek polskiego milusińskiego. Nie mają znaczenia w niczym, co mogłoby zmienić tutejszość w nietutejszość, nie-Polskę w Polskę, pedagogikę wstydu w pedagogikę zwykłą, bądź na odwrót. Opinie tych, którzy te zmiany przyjęli z satysfakcją, są oparte o czarną magię, opinie tych, którzy rozpaczają, o magię białą albo na odwrót. Zarówno nadzieja, że dzieci przeczytają dramat Karola Wojtyły pt. „Przed sklepem jubilera”, jak nadzieja, że go nie przeczytają, to kwintesencja polskiego podejścia do literatury, niemającego z czytaniem nic a nic wspólnego.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2021