Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Warszawa: cztery i pół tysiąca; Kraków: ponad dwa i pół tysiąca; Wrocław: przeszło tysiąc – to przykładowe liczby tegorocznych absolwentów podstawówek, którzy nie dostali się w swoim mieście do żadnej szkoły ponadpodstawowej. Przynajmniej do tej pory, czyli w ramach odbywającego się w lipcu pierwszego etapu rekrutacji do liceów, techników i szkół branżowych.
Problem niedoboru miejsc, dotyczący głównie wielkomiejskich liceów, to pokłosie tzw. kumulacji roczników. W 2014 i 2015 r. do podstawówek poszło po półtora rocznika sześciolatków i siedmiolatków, którzy we wrześniu ubiegłego oraz we wrześniu tego roku przypuścili (lub przypuszczą) szturm na szkoły ponadpodstawowe. Kto poza władzą centralną (rządem PO-PSL, który wprowadził nieprzygotowaną reformę wysyłającą sześciolatki do szkół; PiS-u, który po wygranych wyborach zastąpił ją kolejną reformą) jest winny drugim z rzędu wakacjom, w czasie których rodziny czternasto- i piętnastolatków więcej myślą o wnioskach, odwołaniach i innych dokumentach niż o odpoczynku? Spierają się o to samorządowcy: ci z dużych miast dowodzą, że przygotowali w szkołach ponadpodstawowych nawet więcej miejsc, niż wynosi liczba absolwentów podstawówek, tyle że „ich” licea oblegają też uczniowie z ościennych miasteczek, których włodarze nie poszerzyli własnej puli.
Lada moment problem powinien się częściowo rozwiązać. W najbliższych dniach (Warszawa 9-11 sierpnia, Kraków 14-22 sierpnia) szkoły będą podawać wyniki tzw. rekrutacji uzupełniającej, w której biorą udział wspomniane dzieci „bez szkoły”, a także te, które z przydziału na pierwszym etapie nie były zadowolone (nie dostały się do placówki swojego pierwszego wyboru). Ale to nie koniec: ci, którzy także w sierpniu nie dostaną się do wymarzonej – albo i żadnej – szkoły, będą liczyć na ostatnie, wrześniowe już przegrupowania (np. ktoś wycofa w ostatniej chwili papiery ze szkoły X, a placówka Y wygospodaruje dodatkowe miejsca).
Za kilka tygodni mogą się więc powtórzyć sceny z września ubiegłego roku, kiedy to licea były – jak mówił wówczas „Tygodnikowi” Dariusz Domajewski z Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Krakowa – niczym tramwaje: „Jedni wsiadali, drudzy wysiadali, dyrektorzy nie mieli pojęcia, ilu będzie uczniów”. Te tramwaje, dodajmy, są wyjątkowo w skali ostatnich dwóch dekad zatłoczone – 4 września w polskich szkołach ponadpodstawowych znajdzie się rekordowe 1,8 mln uczniów.©℗