Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po ponad dwóch miesiącach wakatu największa firma w Polsce ma znowu prezesa. Daniela Obajtka na stanowisku szefa Orlenu zastąpił Ireneusz Fąfara.
W raportach Orlen prezentuje się jak gigant, któremu do kasy w ub. roku wpadło 372,6 mld zł. W rzeczywistości koncern pozostaje zbiorem bytów, które Obajtek z politycznymi mecenasami wyantyszambrował w resorcie aktywów państwowych. Poza samym Orlenem pod tym szyldem działają także Lotos, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, Energa, a także kwiatek do energetycznego kożucha, jakim jest wydawnictwo Polska Press. Analitycy giełdowi złośliwie nazywają twór Obajtka Orlensteinem, bo na razie nie widać tam poważniejszych prób koordynacji działania poszczególnych firm ani zmiany organizacji całości.
Nie znaczy to jednak, że koncern w kształcie nadanym mu przez PiS jest niezdolny do egzystencji. Poprzedni zarząd pchnął go w stronę działalności multienergetycznej. Orlen to dziś nie tylko paliwa płynne, ale też gaz ziemny (PGNiG) oraz energia elektryczna (Energa), co czyni go w całości bardziej odpornym na szoki popytowe, jakie mogą się wydarzyć czy to z powodu kryzysu klimatycznego, czy w wyniku konfliktów takich jak wojna w Ukrainie. Wielki Orlen może się więc Polsce przysłużyć, ale pod warunkiem, że państwo, jako główny akcjonariusz, będzie miało nań pomysł, wyposaży w długofalową strategię i odeśle do zarządu odpowiednich ludzi. Nominacja Ireneusza Fąfary nie wróży temu, niestety, najlepiej.
Orlen i Lotos. Ta fuzja nie wypaliła
Firmą o przychodach równych 65 proc. zeszłorocznego budżetu Polski pokieruje bowiem menedżer znany w branży głównie z politycznej spolegliwości. Fąfara był w przeszłości szefem BGK, potężnego kapitałowo, ale operacyjnie zależnego od rządu banku, który jest de facto skarbonką ministrów, kiedy kończą im się pieniądze w budżecie. Potem pracował w ZUS i wreszcie, za rządów Jacka Krawca, trafił do Orlenu jako szef rafinerii w litewskich Możejkach. Jego nazwisko nie pojawiało się wcześniej wśród kandydatów na szefa Orlenu, co potwierdziło tylko znaną obserwację, że w gabinecie Tuska opinia „pewnego kandydata” na szefa spółki Skarbu Państwa jest pocałunkiem śmierci. Za faworyta do stanowiska szefa Orlenu rynek niemal zgodnie uważał Krzysztofa Zamasza, profesora Politechniki Śląskiej z bogatym dorobkiem menedżerskim w dużych spółkach energetycznych, ostatnio zarządzającego firmą ciepłowniczą Veolia Poland. Wedle nieoficjalnych informacji Zamasz przegrał wyścig, bo do zarządu chciał wejść z zaufanym wiceprezesem do spraw finansowych.