Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zatytułuje go „Widziane z Księżyca”: „A więc udała się ta rzecz fantastyczna, nieprawdopodobna, niewiarygodna, niemal niemożliwa. (…) Armstrong, Aldrin i Collins polecieli na księżyc jako ambasadorzy gatunku Homo sapiens. Towarzyszyło im w tej podróży poczucie solidarności i braterstwa ze strony wszystkich ludzi. (…) Bo jak oczyma trzech astronautów patrzyliśmy z bliska na Księżyc, tak trzeba także, byśmy spojrzeli z ich perspektywy na Ziemię, ojczyznę ludzi rozbitą konfliktami. (…) Najważniejszą stroną wyprawy na Księżyc są skutki moralne, pogłębienie się świadomości, że ludzkość jest jednością. Że w obliczu kosmosu maleńka Ziemia jest może jedyną planetą zamieszkaną przez istoty zdolne myśleć, kochać, powołane do tego, by wspólnym, solidarnym wysiłkiem budować dzieło cywilizacji i poddawać sobie tę Ziemię. Że wszystko, co ową jedność i solidarność ludzi rozdziera, jest szaleństwem i absurdem. Że ludzie są braćmi związanymi na zawsze jednym losem…”.
Czytaj także: Jerzy Turowicz: Widziane z księżyca
W tekście można wyczuć rzadką u Jerzego Turowicza euforię. Marzył, że teraz solidarność jej mieszkańców zjawi się jako oczywistość. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Mieszkańców „maleńkiej Ziemi” – jakby im się nie chciało popatrzyć na nią z perspektywy kosmosu – nadal wyniszcza „szaleństwo absurdalnych antagonizmów”. Nawet w sprawach tak oczywistych, jak troska o czystość powietrza, nie są w stanie się porozumieć, nie mówiąc już o zaprzestaniu wojen.
Spoglądając z Turowiczem, Armstrongiem, Aldrinem i Collinsem z Księżyca na „maleńką Ziemię”, zadaję sobie pytanie: co, jeśli nie widok naszej planety w przestrzeniach kosmosu, mogłoby zjednoczyć jej mieszkańców, zainspirować planetarną solidarność w imię wspólnego losu? Coś się w tej sprawie dzieje. Szósty raport Międzynarodowego Panelu Klimatycznego przy ONZ (IPCC) i inne, dość przerażające prognozy zmian klimatycznych zrobiły spore wrażenie. Ale czy nawet gdyby (nie daj Boże) nastąpiły zapowiedziane w raporcie globalne katastrofy, obudziłoby to w mieszkańcach Ziemi solidarność? Czy raczej każdy dysponujący jakimiś środkami ratowałby własną skórę? Czy ocaleni, jeśliby tacy byli, stworzyliby solidarne społeczeństwo, czy znów, jak zwykle, biliby się między sobą, zabijali, owładnięci strachem wobec Innego?
Nie, strach i nieszczęścia nie zawsze sprzyjają solidarności. Jako dobry chrześcijanin myślę, że sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby wszyscy mieszkańcy Ziemi zaryzykowali na jeden dzień uwierzyć Ewangelii. Sołżenicyn głosił, że gdyby w Związku Radzieckim w jednym dniu nikt nie kłamał, ZSRR by się zawalił. Tego nie dało się sprawdzić, bo taki dzień nie nastąpił. Podobnie jest z moją tezą. Katastrofę Sodomy mogło powstrzymać dziesięciu sprawiedliwych, Ziemię mogą uratować tylko wszyscy wspólnie.
Widok Ziemi z kosmosu nie pomógł. Raporty IPCC też nie. Co teraz nastąpi? Nie wiemy. Jeżeli koniec świata, to w „Tygodniku” będziemy mieli tę wątpliwą satysfakcję, żeśmy przecież ostrzegali. ©℗