Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Nie po to zostałem księdzem, żeby po tym sprzątać”. Tak arcybiskup Antwerpii Johan Bonny skomentował głośny tej jesieni belgijski serial dokumentalny o molestowaniu w Kościele. Czyli nawet jeden z bardziej progresywnych biskupów Europy nie rozumie konieczności oczyszczenia Kościoła. I to w roku, który przyniósł choćby wielokrotne zwroty akcji w sprawie jezuity Marco Rupnika rozgrywającej się między jezuicką kurią generalną a Watykanem, oraz raport hiszpańskiego rzecznika praw obywatelskich z szacunkami niemal pół miliona nieletnich ofiar molestowania w tamtejszym Kościele. Z każdym kolejnym skandalem wydaje się, że mobilizacja w sprawie przeciwdziałania przemocy seksualnej, ale również wymierzenie sprawiedliwości i wsparcie pokrzywdzonych powinno być bezwzględnym priorytetem Kościoła. I ciągle okazuje się, że nie jest.
W Polsce najważniejszym wydarzeniem w tym temacie była emisja dokumentu Marcina Gutowskiego „Bielmo”, pokazującego ofiary księży przenoszonych z parafii na parafię za czasów metropolity Wojtyły. Odpowiedzią była obrona dobrego imienia polskiego papieża, zarówno przez episkopat, jak i parlament. Później głośna stała się książka Tośki Szewczyk „Nie umarłam”, która przy okazji pokazuje, jak retraumatyzujący jest kościelny proces zgłaszania krzywdy. Jej autorka w listopadzie upomniała się w liście otwartym o komisję ds. badania historycznych przypadków pedofilii, obiecaną przez episkopat po filmie Gutowskiego. O tym, jak wygląda w Kościele pociąganie do odpowiedzialności nawet w sprawach oczywistych, przypomniała słynna w tym roku orgia na sosnowieckiej plebanii, w konsekwencji której na bardzo wczesną i luksusową emeryturę przeszedł w wieku 59 lat tamtejszy biskup.
Wracając do przykładu Belgii, temat rozliczenia przestępstw seksualnych wrócił dziś do centrum dyskusji po kilkunastu latach, dopiero dzięki słabnącej sile politycznej miejscowego Kościoła.
To przypomina, że nie będzie oczyszczenia Kościoła bez stałej presji, mechanizmów kontroli biskupów oraz nacisku świeckiego państwa.
Trudno z tym, co dziś wiemy, wierzyć w wolę samooczyszczenia.
To dotyka nas systemowo, ale też osobiście. Sama kończę ten rok z pytaniem: co to znaczy dla mojej wiary i trwania w Kościele, że wychowali mnie w wierze i spowiadali księża, którzy dziś okazują się sprawcami seksualnej przemocy? Nie mam odpowiedzi, a pytanie dotyczy jakoś nas wszystkich.