Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ataki na kard. Victora Manuela Fernándeza przybierają na sile. Do zarzutów o herezję (deklaracja o błogosławieniu par niesakramentalnych) dochodzą oskarżenia o bluźnierstwo i „teopornografię”. Chodzi o książkę z 1998 r. „La Passion mistica”, w której przyszły prefekt podjął temat seksualnej rozkoszy, porównując mistyczne uniesienia świętych do przeżyć erotycznych i nadając orgazmom wymiar religijny (a przy okazji szczegółowo je opisując z anatomicznymi detalami).
Prefekt tłumaczy, że książka powstała w odpowiedzi na problemy młodych ludzi, których był duszpasterzem, i że szybko ją wycofał, widząc, że jest niewłaściwie odbierana. Dodał, że papież, powierzając mu najważniejszą dykasterię, o wszystkim wiedział.
Dyskredytowanie prefekta trwa od dnia jego nominacji, gdy się okazało, że głównym zadaniem dykasterii będzie tworzenie teologicznych uzasadnień dla Franciszkowej rewolucji w Kościele. Fernández stał się „zderzakiem” chroniącym papieża przed atakami. Tak było po ogłoszeniu wspomnianej deklaracji, która niemal doprowadziła do rozłamu w Kościele: sprzeciw wobec stanowiska dykasterii wyrazili już nie tylko pojedynczy biskupi, ale całe episkopaty. W ostatni czwartek Kościoły afrykańskie, we wspólnym oświadczeniu, uznały błogosławienie osób homoseksualnych za sprzeczne z ich kulturą (jednocześnie zapewniając o wierności papieżowi, który deklarację podpisał).
Wyjaśnienia Watykanu, że nowe normy nie zmieniają doktryny o małżeństwie, a jedynie regulują zasady spontanicznych, „ulicznych” błogosławieństw, rozładowały nieco napięcie, ale nie zlikwidowały konfuzji: czy prosty gest ludowego duszpasterstwa wymaga najwyższego rangą doktrynalnego orzeczenia? Franciszek na razie broni swego prefekta – twierdzi, że nieporozumienie wynika z niezrozumienia, bo treść deklaracji była jasna i niekontrowersyjna. A Fernández już zapowiedział kolejny dokument, tym razem krytykujący ideologię gender, zmianę płci i macierzyństwo zastępcze, co zapewne nie wzbudzi sprzeciwów (a przynajmniej nie po tej samej, co dotychczas, stronie).
Awantura o deklarację pokazuje oblicze dzisiejszego Kościoła. Wciąż jest w większości konserwatywny i homofobiczny (bardziej oburza pomysł błogosławienia par homo- niż heteroseksualnych), ale nie jednorodny i jednomyślny (nigdy taki nie był, ale dziś różnice są akceptowane, a wręcz uważane za cenne). Staje się synodalny – odmienne zdania są otwarcie wypowiadane i uważnie słuchane. Szuka rozwiązań duszpasterskich, a nie doktrynalnych. Unika jednoznacznych i definitywnych orzeczeń (z już wydanych potrafi się wycofać), zostawiając miejsce na „rozeznanie”. A kryterium jedności i katolickości – może już ostatnim – pozostaje lojalność wobec papieża. Jak zawsze w czasach zmian i zamętu.