Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
MICHAŁ SOWIŃSKI: Gdy sam byłem studentem, prestiżowo było wyjechać na zagraniczne uczelnie – teraz jest odwrotnie.
AGATA JURKOWSKA-GOMUŁKA: Po niemal 35 latach od rozpoczęcia transformacji ustrojowej doszlusowaliśmy już do globalnej pierwszej ligi – dlatego ludzie z całego świata coraz chętniej do nas migrują, także w poszukiwaniu wysokiej klasy edukacji. Powoli przestajemy być krajem tranzytowym, bramą do Niemiec czy Francji. Niestety, w naszej debacie publicznej wokół niepublicznego szkolnictwa wyższego nieustannie pojawiają kontrowersje, a ostatnia afera związana z Collegium Humanum zrobiła zły PR wszystkim uczelniom prywatnym Polsce.
To tylko wyjątek?
Zdecydowanie. Polskie uczelnie, państwowe i niepaństwowe, zapewniają naprawdę dobrą, praktyczną edukację, do tego coraz częściej po angielsku. Dlatego też możemy spokojnie konkurować z wieloma instytucjami z zachodniej Europy – zwłaszcza że u nas edukacja jest znacznie tańsza. Do tego wiele krajów, na przykład Holandia, która zawsze była liderem umiędzynarodowienia studiów wyższych – teraz się z tego wycofuje, bo zaczyna im brakować podstawowego zaplecza, takiego jak niedrogie mieszkania czy akademiki. Znam wiele przypadków, gdy młodzi ludzie dostali się na wymarzone holenderskie uczelnie, ale musieli wrócić do Polski, bo zwyczajnie nie mieli gdzie mieszkać. Między innymi dlatego zyskujemy coraz więcej nowych, zdolnych studentów.
To chyba szczególnie ważne dla niepublicznych uczelni w kontekście pogłębiających się niżów demograficznych.
To prawda, choć z naszych obserwacji wynika, że wszystkie uczelnie, także publiczne, mniej więcej równomiernie zaliczają spadki chętnych. Demografia to jednak nie wszystko. Statystyki od lat pokazują, że polscy studenci bardzo niechętnie podejmują studia II stopnia, poprzestając zazwyczaj na licencjacie.
Dlaczego?
Wielu osobom trudno jest przez tyle lat jednocześnie studiować i pracować, a często inaczej się nie da. Dodatkowo na rynku pracy studia I stopnia wystarczają, aby zacząć już karierę, bez potrzeby czekania kolejnych dwóch lat.
Ile osób studiuje na Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania?
Łącznie ze słuchaczami studiów podyplomowych przeszło sześć tysięcy osób, z czego ponad tysiąc czterysta odbywa wszystkie zajęcia w języku angielskim. W zeszłym roku mieliśmy studentów z 53 krajów, a jeśli policzyć wszystkie narodowości, które przewinęły się przez naszą szkołę, to pewnie byłaby to liczba w okolicy osiemdziesięciu, łącznie z Japonią oraz Papuą-Nową Gwineą.
Wojna w Ukrainie wpłynęła na liczbę Waszych studentów?
W zaskakująco niewielkim stopniu. W 2022 r. baliśmy się, że konflikt zatrzyma napływ studentów ze wschodu, jednak tak się nie stało. Wręcz przeciwnie – dzięki zajęciom online, które wymusiła na nas pandemia, zainteresowanie naszą ofertą edukacyjną jeszcze się zwiększyło.
Polski rynek pracy potrzebuje więcej absolwentów-specjalistów, niż jesteśmy sami w stanie wykształcić?
Tak, dlatego potrzebujemy zdolnych ludzi z całego świata. Dodatkowo już teraz powinniśmy zmierzyć się z problemem migracji – czy to nam się podoba, czy nie, do Europy będzie chciało przybyć coraz więcej ludzi z globalnego południa. Powinniśmy już teraz wypracować standardy, na podstawie których będziemy ich przyjmować. Lepiej dla wszystkich jest, gdy nasi goście świadomie i z przekonaniem podejmują decyzję o studiowaniu w Polsce.
To często duże wyzwanie.
Sama podróż może trwać nawet kilka dni, a młodego człowieka, który decyduje się na taki krok, nierzadko wspiera materialnie cała jego rodzina. Dlatego też czujemy szczególną odpowiedzialność – chcemy, aby taka osoba otrzymała możliwie najlepsze wykształcenie, jakie jesteśmy w stanie jej zaoferować. Tacy studenci są szczególnie zmotywowani – mają też w sobie otwartość na świat, są zaradni i szybko się uczą. Często bywa i tak, co nas bardzo cieszy, że zdobywana u nas wiedza i umiejętności są transferowane do ich rodzinnych krajów. Jeszcze niedawno zazwyczaj po zdobyciu dyplomu wyjeżdżali dalej na zachód w poszukiwaniu pracy. Dziś częściej decydują się na powrót do domu, gdzie szukają sposobów na wykorzystywanie zdobytych umiejętności.
Albo zostają w Polsce?
Tak, dziś najczęstszym problemem bywa… nasz klimat. Ale po pierwszej zimie spędzonej w Polsce idzie już z górki.
Tutaj pojawia się wrażliwy problem „podbierania” uboższym krajom zdolnych młodych ludzi – do tej pory byliśmy zazwyczaj po drugiej stronie tej barykady.
To rzeczywiście poważny problem etyczny. Żyjemy w świecie, gdzie rozwój wymaga stałego dopływu wyspecjalizowanych pracowników. Gdy nie można ich znaleźć na lokalnym rynku, szuka się ich dalej. Tutaj nie ma jednoznacznych odpowiedzi – trzeba szukać możliwie najlepszego dla wszystkich stron kompromisu. Polacy w latach 80. masowo wyjeżdżali do krajów Europy Zachodniej czy Ameryki, zdobywając tam bezcenne kompetencje. Wielu wróciło potem do Polski i aktywnie wspierało rozwój naszego kraju. Pamiętajmy też, że dla wielu naszych studentów wyjazd do Polski to radykalna poprawa sytuacji życiowej, a czasem wręcz ucieczka przed poważnymi zagrożeniami. Na to wszystko nakładają się zmiany klimatyczne. Trudno odmawiać komuś szans na lepsze życie. W wielu obszarach relacje między globalnym południem i globalną północą są napięte i raczej szybko się to nie zmieni.
Dochodzi jeszcze problem wizowy.
Uczelnia wspiera kandydatów w procesie wizowym. Przyjęliśmy pewne kryteria wyjściowe, żeby konsul, który podejmuje decyzje, miał przekonanie, że ci młodzi ludzie z Wietnamu, Indii czy Zimbabwe faktycznie chcą tu przyjechać i podjąć studia. W związku z tym wprowadziliśmy kilka „bezpieczników”. Mamy zespół ludzi, którzy są odpowiednio przeszkoleni w weryfikowaniu dokumentów, jesteśmy w stałym kontakcie z placówkami dyplomatycznymi. Mamy też na świecie wiele partnerskich uczelni, które nam pomagają. Innym mechanizmem zabezpieczającym jest konieczność zapłacenia czesnego za rok z góry. No i oczywiście nasi studenci wiedzą, że jeżeli nie będą się pojawiać na zajęciach przez dłuższy czas, zostanie to zgłoszone do odpowiednich służb. Brzmi to wszystko może nieco surowo, ale dzięki temu cały proces jest przejrzysty i ostatecznie pomaga naszym przyszłym studentom załatwić wszelkie formalności – procent odrzuconych wniosków wizowych jest u nas bardzo niski.
A inne problemy, z którymi kandydaci muszą się mierzyć?
Niewielka liczba polskich konsulatów na świecie – szczególnie w takich rejonach, jak Azja Południowo-Wschodnia czy Afryka. Umówienie się na rozmowę z konsulem to często droga przez mękę, bez szans na sukces. System internetowej rejestracji osób ubiegających się o wizę jest bardzo niewydajny i podatny na nadużycia – czasem o jedno miejsce bije się kilkadziesiąt osób, a więc gdy system otwiera się na przykład o 10 rano, to momentalnie kończą się wolne terminy. Bardzo nam zależy, żeby nasze państwo, także we własnym interesie, ten system usprawniło i ucywilizowało.
Co jeszcze nie działa, jak powinno?
Z mojej bogatej korespondencji z polskimi konsulami na całym świecie wynika jasno, że nasze placówki dyplomatyczne są mocno niedofinansowane. W całych Indiach – najludniejszym kraju świata – mamy tylko dwa konsulaty, które dodatkowo obsługują kilka państw ościennych.
To chyba poważny problem.
Znacząco utrudnia nam rozmowy z partnerami akademickimi. Ale nie chodzi tu wyłącznie o nasz partykularny interes. Musimy sensownie podejść do problemu migracji – bo w tym momencie panuje chaos, który szkodzi żywotnym interesom naszego kraju. Władza na najwyższym szczeblu, czyli na poziomie poszczególnych ministerstw powinna wypracować spójny, długofalowy model działania, w kooperacji z uczelniami. W jego ramach rzetelnie działające uczelnie powinny otrzymać administracyjne wsparcie w pozyskiwaniu zdolnych i zdeterminowanych do studiowania w Polsce osób z całego świata. Z nadzieją patrzymy na działania nowego rządu, który zadeklarował znacznie większą otwartość w tej kwestii niż poprzedni.
Nasza polityka wizowa jest tak restrykcyjna?
Nie w tym rzecz – państwo ma oczywiście prawo i obowiązek weryfikować proces wpuszczania obcokrajowców, tyle że to nie sam proces weryfikacji jest przeszkodą, ale czas oczekiwania na uzyskanie wizy, a następnie zezwolenia na pobyt. Często ten czas wynosi ponad dwa lata.
Jesteście uczelnią informatyczną – Polska ma szansę wykorzystać rewolucję związaną ze sztuczną inteligencją?
Myślę, że tak. Problemem jest tempo zmian – rzeczy, których uczymy naszych studentów na pierwszym roku w czasie trwania ich studiów licencjackich, potrafią się zdezaktualizować, zanim studenci skończą studia. Dlatego musimy być – i jesteśmy – bardzo adaptacyjni, choćby poprzez codzienną bliską współpracę z firmami IT.
Jest zainteresowanie tym tematem wśród studentów?
Ogromne. Nie tylko w obszarze samego programowania, ale również w obszarach pobocznych, choćby w grafice komputerowej czy projektowaniu gier. Sztuczna inteligencja zmieni cały nasz dotychczasowy świat, także w dziedzinach nieoczywistych. Stawiamy między innymi na biomedycynę, czyli dyscyplinę, która jeszcze parę lat temu nie istniała, oraz na naukę zarządzania z uwzględnieniem zasad zrównoważonego rozwoju. Właśnie otwieramy nowy kierunek – biomedycynę, czyli dyscyplinę, która jeszcze parę lat temu nie istniała. Jednak niezależnie od rewolucyjnych zmian, zależy nam, żeby kształcić ludzi otwartych, ciekawych świata i, przede wszystkim, samodzielnie myślących.
Rozmawiał Michał Sowiński
Agata Jurkowska-Gomułka – doktor habilitowana z zakresu nauk prawnych, prorektorka WSIiZ ds. Nauki i Współpracy Międzynarodowej.