Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nasz świat najpierw przeorała pandemia, a teraz zawisła nad nim groźba wojny, dawno już tak mocno nieodczuwana. Niepokój, z jakim się codziennie budzimy, złączony ze świadomością ogromu cierpień, których doświadczają ludzie za naszą granicą, ale i na tej granicy, to dla niektórych ciężar nieznośny. „Są rzeczy, których ciało potrzebuje bardziej niż słów. Ale to nie znaczy, że słowa są bezsilne. Słowa też mogą obejmować, przygarniać; wtedy gdy spotkanie jest niemożliwe, słowa zastępują ręce. Piszę ten dziennik pocieszenia, ponieważ sam pocieszenia potrzebuję”.
I jeszcze takie zdanie: „Uczę się odpoczywać jak porzucona ziemia”. Ćwiczenie umiejętności zatrzymania się, znieruchomienia. Uważności, która uwrażliwia nas na szczegół i wydobywa z chaosu emocji. Pokory wobec świata, która przecież nie oznacza odwrócenia się od niego ani lękliwego niezaangażowania. Lepiej jednak unikać ludzi, z którymi spotkanie daje wrażenie, „jakby ktoś złapał cię za szyję i dusił, nie używając dłoni”. I starać się opróżnić nasze głowy ze śmieci, którymi jesteśmy zasypywani. W tej książce czytelnik „Tygodnika” odnajdzie wiele myśli formułowanych wcześniej przez Wojciecha Bonowicza w jego felietonach. Teraz ułożyły się w całość terapeutyczną i autoterapeutyczną, mocno przy tym zakorzenioną w realiach naszej codzienności.
Kiedy się zastanawiałem, co w dzienniku Bonowicza jest mi szczególnie bliskie, pomyślałem najpierw: jeden z jego bohaterów, kot Leon. Osiemnaście już lat towarzyszy mi rudy kot Garfield i – choć każdy kot jest inny – potrafię docenić trafność charakterystyki Leona. A ludzie? Pośród wielu autorów wspomnianych i cytowanych w tej terapii słowem ucieszyła mnie szczególnie obecność wielkiego czeskiego poety Vladimíra Holana.
Bonowicz odwiedza Kampę, praską dzielnicę na wyspie, gdzie Holan mieszkał przez wiele lat, ale też cytuje (w przekładzie Leszka Engelkinga) jego wiersz „Zmartwychwstanie” – dla mnie jeden z najpiękniejszych, jakie znam. Może początku wskrzeszenia nas wszystkich nie oznajmią „przeraźliwe jęki trąb i rogów”, wyraża nadzieję Holan, ale po prostu pianie koguta? „Potem przez chwilę zostaniemy jeszcze w łóżku... / Pierwsza wstanie / mama... (...) Będziemy znowu w domu”. Wiara w życie pośmiertne dawno mnie opuściła – ale ten wiersz i tak krzepi. Tak, poezja też daje pocieszenie.
Wojciech Bonowicz DZIENNIK POCIESZENIA, Znak, Kraków 2024, ss. 208.