Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdy karczmarz Mikołaj się rodził, dogorywało Księstwo Warszawskie. 15 lat byli z Julianną małżeństwem. Pobrali się w 1839 r. – ona miała lat 18, on 25. Zamieszkali w nieistniejącej już wsi Motyka, pośród lasów między Brodnicą a Golubiem, potem w Lisewskim Młynie. Mieli przynajmniej czworo dzieci. Jedna z ich córek, Marianna, zmarła w wieku dwóch lat. Starszy syn, Ludwik August, gdy podrośnie, zostanie krawcem, młodszy, Józef, przeniesie się na rosyjską stronę Drwęcy, gdzie będzie a to młynarzem, a to rolnikiem. Mikołaj zmarł w wieku 39 lat – średnia wieku w Europie wynosiła wtedy 36 lat – jako poddany Fryderyka Wilhelma IV, gdy jeszcze nie było lamp naftowych. Julianna nie wyszła drugi raz za mąż, miała nieślubną córkę, później ślad po niej się urywa.
Julianna i Mikołaj byli moimi praprapradziadkami. Jeszcze dwa lata temu nie miałem o nich pojęcia. Ich historię zacząłem odkrywać w lockdownie. Nie wychodząc z domu.
Bez herbu
Kto ma szlacheckie korzenie, zwykle wie, kim byli jego przodkowie, albo przynajmniej może zajrzeć do herbarza lub wykupić dostęp do Wielkiej Genealogii Jerzego Marka Minakowskiego (wielcy.pl), który dostępną wiedzę o rodowodach polskiej szlachty zamienił w olbrzymią bazę danych pozwalającą nielicznym Polakom prześledzić swoje pochodzenie czasem aż do Mieszka I.
Ale większość z nas to potomkowie chłopów, a chłopska pamięć sięgała najwyżej do pradziadków. Historii rodzinnych nie spisywano, choćby dlatego, że jeszcze w 1914 r. co drugi mieszkaniec dzisiejszej Polski był niepiśmienny. Czasem nie chciało się pamiętać, bo przeszłość oznaczała biedę, uwikłania, trwogę. Dziś jednak połączone siły techniki i informatyki, archiwistów, popularyzatorów i wolontariuszy ułatwiają wgląd w rodzinne korzenie.
W przypadku Małgorzaty Nowaczyk zaczęło się od sprzątania w zbiorach rodzinnych zdjęć. Mieszkająca w kanadyjskim Hamilton pediatra i genetyk, profesor Uniwersytetu McMaster, szybko się zorientowała, że nie wie, kto jest na większości z nich. Zaczęła szukać. Do dziś udokumentowała ponad 1,4 tys. osób w drzewie genealogicznym i napisała książkę „Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego”.
Radzi, żeby poszukiwania zacząć od tego, na co we Wszystkich Świętych jest idealny moment: – Od rozmowy z poprzednimi pokoleniami: gdzie i kiedy urodzili się rodzice i dziadkowie, jakie nazwiska panieńskie nosiły babcie – wylicza. – Z pomocą krewnych musimy się cofnąć o pierwsze sto lat.
Bo sto lat to czas, po którym urzędy stanu cywilnego i parafie przekazują akta metrykalne do archiwów, gdzie stają się one ogólnodostępne. Metryki i wszelkie rodzinne dokumenty będą ważne, bo zwykle szybko się okazuje, jak niekompletna – lub przeciwnie: podkoloryzowana – jest pamięć poprzednich pokoleń. A we Wszystkich Świętych warto zrobić jeszcze jedno: sfotografować groby bliskich lub poprosić o to rodzinę. Bo na nagrobkach są daty.
Później przyjdzie czas na prawdziwą podróż w przeszłość. Pamięć o przodkach czeka zapisana w aktach metrykalnych.
Szukaj w archiwach
– Problemy wielu genealogów-amatorów biorą się z niewiedzy, że w archiwach obowiązuje zasada przynależności terytorialnej – tłumaczy dr Marek Szczepaniak, kierownik gnieźnieńskiego Oddziału Archiwum Państwowego w Poznaniu. – To znaczy, że akta są w archiwum, które działa na terenie, gdzie te materiały powstały. Bez znajomości miejsca narodzin czy ślubu nie będziemy mogli pomóc. Druga kluczowa informacja to okres, z którego dany dokument ma pochodzić, bo zależy od tego aktotwórca.
Tu zaczynają się komplikacje, bo nasi przodkowie przez przeszło wiek żyli w czterech różnych systemach administracyjnych i prawnych. Archiwista wyjaśnia, że w zaborze austriackim księgi metrykalne prowadziły parafie katolickie, początkowo dla wszystkich wyznań, później każde miało osobną rejestrację. W zaborze pruskim duchowni różnych wyznań prowadzili podwójną ewidencję dla celów kościelnych i państwowych, a w 1874 r. wprowadzono państwowe urzędy stanu cywilnego. W zaborze rosyjskim proboszczowie do 1825 r. prowadzili podwójne spisy, następnie stali się urzędnikami stanu cywilnego. Na kresach wschodnich prowadzono wyłącznie rejestrację wyznaniową. Jednolite urzędy stanu cywilnego powstały na terenie Polski w 1946 r.
Teoretycznie więc, w zależności od miejsca i okresu, trzeba szukać akt przodków w archiwum państwowym bądź diecezjalnym. Niemniej dr Szczepaniak zaleca zawsze sprawdzić w państwowym.
– Bo zwykle proboszczowie mieli obowiązek prowadzić księgi w dwóch egzemplarzach, dla urzędów i dla własnych potrzeb – wyjaśnia.
Jeśli szukamy dokumentu młodszego niż sto lat, warto napisać do odpowiedniej parafii lub USC. W tym drugim mamy prawo do odpisu aktu metrykalnego swoich krewnych, trzeba tylko udokumentować pokrewieństwo (tu pomogą metryki: własna, rodziców, dziadków). Dzięki Profilowi Zaufanemu można wniosek złożyć przez internet.
Starsze dokumenty będą w archiwum. W ustaleniu, w którym, pomoże wyszukiwarka szukajwarchiwach.gov.pl (zakładka „wyszukiwanie akt metrykalnych”). Oczywiście nie wpisuje się tu nazwiska, lecz miejscowość pochodzenia.
– A jeżeli dane akta zostały zdigitalizowane, można tu wręcz dotrzeć do skanów poszczególnych dokumentów – mówi dr Szczepaniak.
Wśród skanów są już np. niektóre akta z województw lubelskiego, małopolskiego, podlaskiego, wielkopolskiego czy mazowieckiego. Działa też kilka innych serwisów ze skanami (adresy – patrz ramka). Przeglądać je trzeba jeden po drugim, bo to pliki graficzne, niedające się przeszukiwać tekstowo. Ale warto: znalazłem w ten sposób wielu zapomnianych członków rodziny.
Jeśli skanów nie ma, trzeba napisać maila do odpowiedniego oddziału archiwum, podać jak najwięcej danych o poszukiwanej osobie, zlecić poszukiwania – czyli kwerendę i zamówić skan. Opłacić tę usługę można przelewem, a archiwiści są pomocni i życzliwi. – Kilkadziesiąt lat temu na genealogów-amatorów czasem patrzono z góry – mówi dr Szczepaniak. – Te czasy już minęły. W naszym Oddziale przynajmniej połowa interesantów to właśnie oni.
I dodaje: – Akta metrykalne to nie wszystko, w Poznaniu np. digitalizujemy księgi meldunkowe, które dla genealogów mają może nawet większą wartość, bo zawierają spis wszystkich mieszkańców danej nieruchomości, pozwalając uchwycić całą rodzinę. Są też w archiwach dawne księgi wieczyste czy spisy wyborców.
Pomaga sztuczna inteligencja
Jak przez metryki podróżować w przeszłość? Orientując się na imiona rodziców, nazwisko panieńskie matki, miejsca pochodzenia i logiczne daty (pierwsze dziecko rodziło się zwykle rok po ślubie, dzieci nie rodzą się częściej niż co dziewięć miesięcy, wiek małżonka sugeruje rocznik, w którym trzeba szukać aktu chrztu – itd.).
– W rodzinach chłopskich wszystko z reguły działo się przez kilka pokoleń w tej samej parafii. Gdy już ustaliłam miejsce urodzenia babci, następne sześć pokoleń znalazłam w tamtejszych księgach – opowiada Małgorzata Nowaczyk.
Akta metrykalne to kopalnia okruchów informacji, wśród których trafiają się diamenty. Wpisywano tu zawody rodziców czy małżonków, legalność potomstwa, przyczynę śmierci. W Galicji notowano też numery domostw. Pojawią się kolejne postacie – świadkowie ślubu czy zgłaszający narodziny bądź zgon, którzy czasem okazują się brakującym elementem układanki.
Nowaczyk: – Aktu chrztu prapradziadka nie mogłam znaleźć przez cztery lata, nie wiedziałam, gdzie się urodził. Na trop trafiłam w akcie chrztu jego syna, po miejscu pochodzenia chrzestnego.
Ale czytania skanów akt trzeba się nauczyć: w zaborze rosyjskim metryki były elaboratami, często pisanymi cyrylicą. Późniejsze akta są tabelaryczne, wiele kościelnych prowadzono po łacinie, pruskie księgi cywilne to formularze wypełniane Kurrentschriftem – pismem z kresek i zawijasów. Najpiękniej nauczyć się je odcyfrowywać samemu, ale na forum Polskiego Towarzystwa Genealogicznego jest cała sekcja, gdzie życzliwi eksperci pomogą rozszyfrować skan. Konsorcjum powstałe wokół Uniwersytetu w Innsbrucku trenuje nawet w czytaniu starych niemieckich pism sztuczną inteligencję – jeszcze często duka, ale bywa nieoceniona. Słowniczki genealogiczne można znaleźć w sieci i w książce Małgorzaty Nowaczyk.
– Mnóstwo się nauczyłam w trakcie poszukiwań: geografii historycznej, paleografii i neografii – mówi jej autorka. – Z kolei fakt, że jestem lekarzem, pomaga mi zinterpretować zawarte w aktach przyczyny zgonu.
To oczywiście nie są medyczne epikryzy, lecz przyczyny w pojęciu ówczesnych: jak „zęby”, „słabość”. Karczmarz Mikołaj zmarł na „kolkę”. – To musiała być obstrukcja jelit – ocenia pani profesor. – Mogła być spowodowana wieloma stanami chorobowymi, np. rakiem.
Bywa, że takie jedno słowo uruchamia całą opowieść o ludzkim losie. Któraś z przodkiń Małgorzaty Nowaczyk umarła ex nimio labore: z nadmiaru pracy. Inny przodek miał wpisane grasantes – zbójcy.
Bo w tej podróży w przeszłość będzie dużo radości, ale też poczucia utraty. Dopiero przy wertowaniu pruskich metryk okazało się, że mój pradziadek, wnuk karczmarza Mikołaja, miał nie dwie siostry – jak pamiętano w rodzinie – lecz dziewięcioro rodzeństwa. Siedmioro umarło w dzieciństwie. Wtedy, w drugiej połowie XIX wieku, 40 do 60 proc. zgonów w Europie było zgonami niemowląt. Dzięki skanom akt można było o tym siedmiorgu przywrócić pamięć.
Indeksy zamiast świeczki
– Wciąż nie jest tak, jak sobie czasem wyobrażają przychodzący do archiwum, że wpiszę nazwisko w komputer i wyskoczy mi odpowiedni akt – mówi dr Szczepaniak.
Ale owszem, zaczyna to być możliwe. Dzięki magicznemu słowu: „indeksowanie”.
Żeby zbiór graficznych skanów akt dało się przeszukać według nazwisk i filtrować po miejscowościach czy zakresach dat, ktoś musi najpierw te informacje, akt po akcie, pieczołowicie wprowadzić do bazy danych. Taka baza staje się potężnym narzędziem. Przy odrobinie wprawy i śledczego zmysłu, kilkoma kliknięciami można nie tylko odnaleźć rok urodzenia, ślubu czy śmierci przodka, ale też np. wygenerować listę jego rodzeństwa czy prześledzić parę pokoleń.
Akta indeksują wolontariusze w ramach kilku sieciowych projektów. Np. nad Geneteką rozwijaną przez Polskie Towarzystwo Genealogiczne pracuje prawie 2,2 tys. entuzjastów. Jak sami o sobie piszą, robią to dla satysfakcji, z poczucia misji, dla zabawy bądź żeby zapalić komuś wirtualną świeczkę.
W tropieniu losów przodków pomocne okazują się też cyfrowe zbiory bibliotek. Są wśród nich stare gazety zeskanowane z rozpoznawaniem tekstu, da się je więc przeszukiwać. A nasi przodkowie zamieszczali przecież nekrologi czy ogłoszenia drobne.
Na wysokie obroty poszukiwania wkraczają wraz z założeniem konta na jednej z internetowych platform dla genealogów-amatorów. Te najpopularniejsze są płatne – i to płatne jak za woły. Ale dostaje się w zamian znakomite narzędzia.
Poza wszystkim, taki system przyda się do katalogowania swoich odkryć i rysowania drzewa genealogicznego. Istnieje też wiele darmowych programów, które do tego służą, a tradycjonaliści stawiają na metody analogowe (wzorce dla domowych kartotek i niezliczone porady też można znaleźć w sieci).
Ale w płatnej wersji platform dostajemy coś jeszcze: wsparcie sztucznej inteligencji i archiwalnych zasobów. System podpowie fragmenty drzew innych użytkowników, które pasują do naszego. Oraz dokumenty, w których pojawiają się nasi przodkowie – zwłaszcza jeśli emigrowali do USA. Bo tamtejsze zasoby danych publicznych zawierają m.in. zindeksowane karty spisów powszechnych, spisy pasażerów statków, akta poborowe, a nawet wycinki z gazet. Dzięki tym ostatnim okazało się, że praprawnuk karczmarza Mikołaja kontynuuje rodzinne tradycje i prowadzi restaurację w Seattle, gdzie wcześniej gotował w lokalu „Dahlia Lounge”, w którym kręcono sceny do pewnego filmu z Meg Ryan i Tomem Hanksem.
Ale podpowiedziami algorytmów łatwo się zachłysnąć, zapominając, że fragmenty drzew, które podsuwa, tworzą inni użytkownicy. Tak samo omylni, jak my.
– Fundamentalne jest rozróżnianie źródeł pierwotnych od wtórnych – przestrzega Małgorzata Nowaczyk. – Pierwotne, najbardziej wiarygodne, to te sporządzone w chwili zdarzenia, np. akt chrztu. Ale jeśli np. datę narodzin czerpiemy z aktu zgonu albo wpisu w czyimś drzewie, mamy do czynienia ze źródłem wtórnym, wobec którego trzeba być ostrożnym.
Zawsze rób przypisy, podziękujesz sobie później.
Biblioteka rodziny
Istnieje przedsięwzięcie, które łączy genealogię, cyfryzację i ściśle religijną pamięć o przodkach. To Centra Historii Rodziny i związany z nimi portal FamilySearch, stworzone przez Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (jego członków zwykle nazywa się mormonami, choć sami tak o sobie nie mówią). To miliardy utrwalonych na mikrofilmach metryk z całego świata, w znacznej mierze już zeskanowanych. I udostępnianych wszystkim chętnym.
– Dzięki nim skompletowałam swoją polską genealogię, nie ruszając się z Hamilton – uśmiecha się Nowaczyk.
– To dla nas środek do głębszego celu – tłumaczy Dariusz Dresler, prezydent warszawskiej gminy Kościoła. – Wierzymy, że rodziny mogą być wieczne, dosłownie. Czyli że relacje rodzinne możemy zachować poza tym życiem. Wymaga to wykonania za własnych przodków obrzędu zapieczętowania, a do niego potrzebne są ich imiona i nazwiska. Tym, którzy nie mogli sami poznać Ewangelii i przyjąć chrztu przez zanurzenie, umożliwiamy to w zastępstwie, bo sami nie mają już ciał. Ale oczywiście wciąż mają wolną wolę – dodaje – i to oni decydują, czy ten obrzęd przyjmą.
Żeby odnajdywać przodków i ich imiona, Święci w Dniach Ostatnich stworzyli Bibliotekę Historii Rodziny, która zgromadziła do dziś 1,386 mln mikrofilmów i 197 tys. mikrofisz. Centra są jej oddziałami, kiedyś przesyłano do nich zamawiane materiały. Dziś można tam przeglądać ich skany, których katalog jest dostępny w serwisie FamilySearch.
– Nie wszystkie akta możemy udostępniać w sieci, wynika to z obostrzeń nałożonych przez właścicieli tych akt – wyjaśnia Dresler. – Jeśli zbiór z danej miejscowości ma w katalogu ikonkę aparatu, można go przeglądać online. Jeśli aparatu z kluczykiem, trzeba się umówić w jednym z Centrów. W Polsce są one w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu, Bydgoszczy i Gdańsku. W razie trudności udzielamy pomocy, a wszystko to jest bezpłatne.
Część zbiorów, m.in. z diecezji tarnowskiej, jest zindeksowana i choć indeksy zawierają tylko rok i imiona osoby oraz rodziców, już one same pozwalają się bardzo posunąć w poszukiwaniach.
I jest to inspirujące – żeby trochę bardziej uszczegółowić Zaduszki.
Rozmowa
– Czułam, że muszę to zrobić – opowiada Małgorzata Nowaczyk. – Z szacunku. Oni żyli, żebyśmy ja i moi synowie mogli żyć. Czasem myślałam nawet, że może oni tam, gdzieś na górze, cieszą się, że ich znalazłam.
Wspomina swojego zmarłego ojca. – Wiernie mi kibicował, bardzo się cieszył z nowych odkryć. Raz podpisał się: „Józef, syn Wojciecha, wnuk Jakuba, prawnuk Jana”. Żałuję, że nigdy go nie spytałam, dlaczego tak się tymi poszukiwaniami zainteresował. I to jest chyba z tego wszystkiego najważniejsze: żeby jak najwięcej rozmawiać z tymi, którzy jeszcze są.©℗
CYFROWY NIEZBĘDNIK
SKANY I ZDJĘCIA AKT METRYKALNYCH
szukajwarchiwach.gov.pl/wyszukiwanie-akt-metrykalnych – wyniki z wszystkich archiwów państwowych; jeśli nie ma skanów, a akta istnieją, dowiemy się, w którym są oddziale
genealogiawarchiwach.pl – akta pruskich Standesamtów z archiwów toruńskiego i bydgoskiego (trwa indeksacja)
metryki.genealodzy.pl – serwis Polskiego Towarzystwa Genealogicznego, akta z wielu parafii
metryki.genbaza.pl – fotografie akt z części archiwów państwowych i diecezjalnych
INDEKSY AKT
geneteka.genealodzy.pl – Geneteka, przeszło 44,6 mln wpisów z 4263 parafii
poznan-project.psnc.pl – Poznań Project, indeksy małżeństw z lat 1800-1899 r., z historycznej Wielkopolski
basia.famula.pl – BaSIA (Baza Systemu Indeksacji Archiwalnej), akta z Wielkopolski
ptg.gda.pl – PomGenBaza, 5,9 mln wpisów z Pomorza
familysearch.org/search/location/europa-kontynentalna/polska – polskie zbiory z Biblioteki Historii Rodziny
ODCZYTYWANIE RĘKOPISÓW
archivfuehrer-kolonialzeit.de/font-tool – Kurrentschrift litera po literze
readcoop.eu/transkribus – sztuczna inteligencja uczona w starym niemieckim piśmie (częściowo płatne)
genealodzy.pl/forum.phtml – w dziale „Tłumaczenia” czekają wolontariusze (zapoznaj się najpierw z instrukcjami)
SERWISY GENEALOGICZNE
FamilySearch.com – portal Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich
MyHeritage.com płatny serwis ze 104 mln użytkowników, 18,5 mld metryk i 88 mln drzew genealogicznych, możliwością budowania własnego drzewa, badań DNA, wsparciem AI i dostępem do dokumentów
Ancestry.com – analogiczny płatny serwis z 30 mld metryk i 100 mln drzew genealogicznych
JewishGen.org – zasoby dla poszukiwań żydowskich przodków
BIBLIOTEKI CYFROWE
polona.pl – zbiory Biblioteki Narodowej i instytucji partnerskich, od starodruków po pocztówki
fbc.pionier.net.pl – Federacja Bibliotek Cyfrowych: 8,7 mln obiektów
STARE MAPY
igrek.amzp.pl – Mapster: archiwalne mapy Polski i Europy
Chartae-Antiquae.cz – czeski serwis z tysiącami historycznych map
OFIARY WOJEN
straty.pl – stworzona przez IPN baza osób zamordowanych i represjonowanych pod okupacją niemiecką 1939-1945
anno.onb.ac.at/cgi-content/anno?aid=vll – listy strat armii Austro-Węgier 1914-1919