Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Artykuł Pauliny Model „Salony i przybudówki Domu Ojca” jest tekstem, który każe nam, katolikom, zastanowić się nad tym, co naprawdę znaczy jedność wierzących w Chrystusa, jedność chrześcijan. Przyznam, że nie zaszedłem tak daleko jak autorka. Teraz zdałem sobie sprawę, że moje myślenie ekumeniczne (byłem pewien, że tak właśnie myślę) zatrzymało się na szczeblu przedostatnim. „Myślenie deklaratywne” okazuje się tutaj „wznioślejsze, niż bywa w rzeczywistości”. Nigdy nie miałem wątpliwości co do dobroci i szlachetności ludzi innych wyznań, obserwacje Johna Hicka nie były dla mnie niespodzianką. Inkluzywizm (myślenie, że „moja religia jest lepsza, to nie znaczy, że inne są z gruntu złe”) był tym, do czego doszedłem i, jak sądzę, jest także kresem, do którego doszło wiele moich sióstr i braci w wierze. Wyższy stopień autorka nazwała „pluralizmem” i wyraźnie zaznacza, że „pluralizm nie spodobał się Watykanowi”.
Nie jestem już naiwnym dzieckiem. Chcąc nie chcąc, śledzę działalność mojego Kościoła (katolickiego). Nie mam wątpliwości co do błędów i nadużyć popełnianych pod jego znakiem. Żyję dostatecznie długo, żeby być świadkiem, jak z niektórych popularnych twierdzeń się wycofywał, zmieniał swoją doktrynę czy coś, co za doktrynę było brane, jak ją doprecyzowywał czy udoskonalał. Mówiąc krótko: jak starał się być wyrazicielem myśli Jezusa Chrystusa. Czy zawsze? Nie wiem. W mojej formacji głęboko zapisane jest zaufanie do (mojego) Kościoła. Dodam, że nie rościł on pretensji do absolutnej nieomylności. Nawet „nieomylne tezy” zawsze mogły być uzupełniane precyzującymi wyjaśnieniami. Przyznaję, iż spotkałem się z podejściem, „że tylko my posiadamy prawdę” i „swoje nauczanie budujemy w opozycji do innych” – ale nie był to nigdy nurt główny. W ostatnich latach wyraźne jest wręcz porzucenie strategii „chronienia swoich wiernych przed spotkaniem tamtych”. Jednak nie oznacza to absolutnego pluralizmu. Wolność, jako prawo każdej osoby, ma się jakoś do błędu, powiedzmy, obiektywnego. Nie ma dziś trudności w przyznaniu do niego prawa i uznania obiektywnych racji jego istnienia. Nawet w sprawie zbawienia rzymscy katolicy są dziś znacznie bardziej powściągliwi niż w przeszłości. Jednak – jak sądzę – pozostaje problem prawdy. Kościół rzymskokatolicki uważa, wierzy i każe wierzyć, że jego interpretacja Pisma, jego nauczanie jest prawdziwe. Inna sprawa, którą teraz pomijam, co faktycznie jest jego nauczaniem, co zaś popularną wiarą. Można więc powiedzieć, że prawdziwy problem leży w traktowaniu prawdziwości własnego nauczania. Dziś jesteśmy dość pokorni w traktowaniu tego, co mówimy o Bogu. Św. Tomasz z Akwinu o swoim dziele miał powiedzieć „stercora”, co znaczy, że wielcy jak on autorzy, pisząc o Bogu, byli świadomi ułomności czy niewystarczalności tego, co pisali wobec nieogarniętej przez człowieka Bożej rzeczywistości.
Wróćmy jednak do propozycji Pauliny Model. Chodzi mi o „wolność w byciu różnymi”. Oczywiście wolność jest czymś wspaniałym, a różni i tak jesteśmy. Chodzi jednak o to – moim zdaniem – co to znaczy przyjąć Chrystusa. I tu owa dowolność ma chyba swoje granice. Pani Paulina Model chyba się zgodzi, że z wolnością trzeba coś zrobić. Rzecz jest w dochowaniu wierności Chrystusowi, co na pewno nie z reguły i niekoniecznie jest tożsame z poczuciem lepszości czy wyższości. Wierność Chrystusowi wcale nie musi oznaczać przekonania o własnym wybraństwie, a na pewno nie o większej łasce. Jesteśmy i tak różnymi na rozmaitych drogach do Niego, ale droga to zawsze jest droga, a nie dowolny wybór wszystkiego.
Sposoby na Boga
„Może i nam warto to rozważyć...” Warto z pewnością. W naszych wyborach na pewno strzec się mamy pychy. Ta może wynikać z poczucia, że droga, którą wybraliśmy, jest jedyna. Tymczasem winniśmy mieć świadomość, że zbawienie jest darem. Zawsze. A szukając własnej drogi, musimy pytać, jaka jest ta wskazana nam przez Jezusa. Ogrójcowy wieczór wskazuje na to, że Jezus z trudem – mówiąc po ludzku – akceptował ją. Wiodła ona przez krzyż. Jest w nas odruch szukania dróg łatwiejszych. Jest w nas naturalny odruch odrzucania cierpienia. Jezus modlił się o oszczędzenie Mu tej drogi i ostatecznie ją zaakceptował. Ale drogi do Boga są różne. Kościół katolicki „wynosił na ołtarze” ludzi, których drogi były rozmaite. Jednak historie świętych to niezmiernie często drogi prowadzące przez krzyż. Ich świadectwo zmusza do refleksji nad naszą własną drogą. Nasz Kościół jest powściągliwy w osądach. Istnieje pojęcie „chrztu pragnienia” rozciągniętego na tych, którzy o chrzcie w Kościele nawet nie słyszeli. I tu należy postawić kropkę. Nasze zbawienie jest darem, powtórzmy. Wybór drogi pozostawmy Wielkiemu Darczyńcy.