Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po powodzi, jaka nawiedziła Zjednoczone Emiraty Arabskie, natychmiast pojawiły się spekulacje, że katastrofie winny jest człowiek. A dokładnie rzecz biorąc – technika wywoływania deszczu. W uproszczeniu polega ona na naśladowaniu naturalnego procesu. W chmurach kropelki pary wodnej są przyciągane do aerozoli atmosferycznych, takich jak kurz, pyłki czy sól morska. Gdy zbierze się wokół nich wystarczająca liczba cząstek wody, tworzą kryształki lodu i opadają. Zasiewanie chmur polega na tym, że przy pomocy specjalnie wyposażonych samolotów, a niekiedy generatorów naziemnych, rozpyla się małe cząsteczki – zwykle jodek srebra – dzięki czemu para wodna łatwiej się skrapla, zmieniając w deszcz.
Ta technika modyfikacji pogody nie jest wcale nowa. Pierwsze eksperymenty w tej dziedzinie prowadzono jeszcze na przełomie lat 40. ubiegłego wieku, a pionierem badań był Bernard Vonnegut, starszy brat pisarza Kurta. Dziś zasiewanie chmur stosowane jest w co najmniej 50 krajach na świecie, od Chin przez Stany Zjednoczone po Hiszpanię – wszędzie tam, gdzie panuje susza, a rządy są wystarczająco bogate, by pokryć koszty takich operacji (jest to droga metoda).
Magazyn „Time” odnotowuje, że tę samą technikę zastosowano, by zapewnić bezchmurne niebo podczas Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2008 r., by rozproszyć radioaktywne chmury nadciągające nad Moskwę po katastrofie w Czarnobylu czy aby utrudnić przemieszczanie się wrogów USA podczas wojny w Wietnamie (od tego czasu modyfikacja pogody podczas działań wojennych została zakazana przez ONZ).
Pustynne Emiraty eksperymenty z zasiewaniem chmur zaczęły już w 1982 r., a od 2002 r. samoloty programu kierowanego przez Narodowe Centrum Meteorologii (NCM) wykonują około 300 tego typu misji rocznie. Czy w ich efekcie mogło dojść do katastrofalnej ulewy? Niekoniecznie. Eksperci z ZEA twierdzą, że ich działania mogą zwiększyć opady o maksymalnie 30 proc. Władze Kalifornii, które prowadzą podobny program, szacują, że jest to 5-10 proc., a Światowa Organizacja Meteorologiczna ocenia skuteczność wywoływania deszczu do 20 proc.
Zasiewanie chmur samo z siebie nie może wywołać katastrofalnych ulew czy powodzi przede wszystkim dlatego, że nie tworzy deszczu z powietrza, a jedynie ściąga na ziemię wodę, która już na niebie wisi. A nad całym regionem wisiało jej w ostatnich dniach bardzo dużo – już w zeszłym tygodniu pojawiły się prognozy dotyczące wysokiego ryzyka powodzi w Zatoce Perskiej. W sąsiadującym z Emiratami Omanie, gdzie nie prowadzi się operacji zasiewania chmur, w powodzi zginęło co najmniej 18 osób. Tymczasem operacje zasiewania chmur mają zwykle charakter lokalny, a w Emiratach prowadzi się je zwykle na wschodzie kraju, z dala od bardziej zaludnionych obszarów, takich jak Dubaj, ze względu ograniczenia w ruchu lotniczym.
Nie znaczy to jednak, że katastrofy nie wywołał człowiek. W Dubaju, który w ostatnich dekadach błyskawicznie się rozrastał, niewiele uwagi poświęcano infrastrukturze takiej jak kanalizacja deszczowa i zielonym przestrzeniom, które mogłyby absorbować wodę (choć trzeba przyznać, że niewiele miast poradziłoby sobie z takimi opadami deszczu).
Pewną rolę mogły odegrać zmiany klimatyczne. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich już doprowadziły one do drastycznego rozregulowania pogody. Z raportu opublikowanego w czasopiśmie „Nature” wynika, że w położonym nad Zatoką Perską państwie już nastąpił istotny wzrost opadów, a w nadchodzących latach tamtejsze deszcze mają przybrać na sile o 15–30 proc.
Jest jeszcze jeden ważny w tej sprawie wątek. Praktyka wywoływania deszczu może mieć konsekwencje geopolityczne, bo deszcz, który został „zmuszony” do nawadniania jednego kraju, nie spadnie na terytorium jego sąsiada. Iran od lat oskarża Izrael i USA o wywołanie w ten sposób poważnej suszy w jego kraju.