Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Tylko dlatego warto było iść do wyborów i po władzę, żeby ci ludzie (...) dożyli tego momentu, kiedy widzą, że władza jest po to, by o nich zadbać” – to Donald Tusk w Sejmie. „Miejsce osób z niepełnosprawnościami nie jest gdzieś na posadzce korytarzy sejmowych, (...) tylko w gabinecie marszałka” – to z kolei Szymon Hołownia. Jeśli te duże słowa, które padły w zeszłym tygodniu w parlamencie, miały dać otuchę grupie OzN po latach aroganckiego traktowania w Sejmie, to chyba się udało.
Ale już za moment retoryka nie wystarczy. Cytowane słowa padły przy okazji odmrażania obywatelskiego projektu ustawy dotyczącej renty socjalnej – politycznego dziecka posłanki KO Iwony Hartwich, jednej z inicjatorek sejmowych protestów za czasów PiS. Renta socjalna, wypłacana osobom niezdolnym do zarobkowania, których niepełnosprawność powstała w dzieciństwie bądź podczas studiów, miałaby zgodnie z projektem wzrosnąć z 1588 zł brutto do poziomu pensji minimalnej (4300 brutto). Dzisiejszy jej poziom to faktycznie skandal, ale ta podwyżka może się okazać dla rządzących kłopotliwa. I to nie tylko ze względu na roczny koszt ok. 8,5 mld złotych. Trudniej niż wysupłać te środki, byłoby wytłumaczyć, dlaczego jedna renta radykalnie wzrasta, a inne – z tytułu częściowej lub całkowitej niezdolności do pracy – pozostają na głodowym poziomie tysiąca złotych z hakiem. Gdyby chcieć podnieść je wszystkie – unikając w ten sposób zarzutu o niesprawiedliwość, a może nawet niekonstytucyjność – roczny koszt podwyżek poszybowałby, wedle wyliczeń Stowarzyszenia Instytut Niezależnego Życia, do ponad 20 mld zł. A przecież lada chwila rusza wypłacanie najbardziej potrzebującym tzw. świadczenia wspierającego. Przełomowego – bo pierwszego tak bardzo różnicującego wysokość wsparcia od poziomu potrzeb – ale i kosztownego.
Może najtrudniej będzie nowej ekipie uznać, że dobra polityka na rzecz OzN to nie tylko świadczenia: wśród ważnych zadań jest np. reforma skomplikowanego systemu orzecznictwa i ustawowe wprowadzenie asystencji osobistej, dzięki której wiele osób zamkniętych w czterech ścianach mogłoby prowadzić normalne życie społeczne czy zawodowe. Asystencję zapowiadał PiS i prezydent Duda – na obietnicach się skończyło.
W kwestii dbania o tę grupę zaczynają się dla nowego rządu strome schody. Prowadzą z korytarza („posadzki”), na którym można prowadzić politykę będąc w opozycji, do gabinetów, w których trzeba podejmować trudne decyzje.