Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak donosiła lokalna gazeta, 22 marca niebo nad pasmem górskim Liupan Shan było wyjątkowo bezchmurne i wiał ciepły wiosenny wiatr. Tego dnia czterystu uczniów ze szkoły podstawowej z miasta Pingliang, strojnych w czerwone chusty, odwiedziło miejsce pamięci Wielkiego Marszu.
To jedno z wydarzeń, które składają się na mit założycielski współczesnych Chin: od jesieni 1934 r. do jesieni 1935 r. kilkadziesiąt tysięcy komunistycznych partyzantów, walczących z rządem w Pekinie, przemierzyło ponad 10 tys. kilometrów, uchodząc przed kolejnymi próbami okrążenia. Połowa zginęła, ale partyzancka armia ocalała, a Komunistyczna Partia Chin (KPCh) ugruntowała swoją pozycję. Właśnie podczas tego marszu na jej czele stanął Mao Zedong – kilkanaście lat później twórca komunistycznego państwa.
Podekscytowane dzieci słuchały więc historii o „męczennikach rewolucji”, recytowały patriotyczne wiersze i spróbowały typowego posiłku żołnierzy chińskiej armii czerwonej: kleiku ryżowego i surowych warzyw (co, jak notował autor artykułu, całkiem im smakowało).
Dziennikarz skonstatował, że dzięki temu doświadczeniu uczniowie lepiej zrozumieją trudności „ciężko wywalczonego szczęścia”, a wycieczka pomoże w zaszczepieniu „czerwonego genu” i zasianiu patriotycznego ducha wśród najmłodszych.
Mobilizacja młodych mas
Położone w północno-zachodnich Chinach pasmo Liupan Shan ma w komunistycznej wizji historii Chin znaczenie symboliczne. W 1935 r. było jednym z ostatnich przystanków wspomnianego Wielkiego Marszu. Mao Zedong napisał wówczas wiersz ku chwale Liupan Shan. „Wielki Sternik”, jak się go dziś nazywa, rozpływał się w nim nad czystym niebem i widokiem czerwonych flag, które leniwie powiewały na grzbietach gór.
Dziś Liupan Shan jest jedną z tzw. baz edukacji patriotycznej. Ich cel to – zgodnie z notatką departamentu propagandy KPCh – inspirowanie i mobilizacja mas, szczególnie młodych, do zjednoczenia się wokół partii pod egidą jej przewodniczącego Xi Jinpinga.
Na liście takich miejsc uznanych za posiadające szczególne walory patriotyczne – liczącej blisko sześćset pozycji – najwięcej jest tych związanych z historią partii, a zwłaszcza z wygraną przez komunistów wojną domową z Kuomintangiem w latach 1927-49. Są więc na niej niezliczone cmentarze „męczenników rewolucji”, obiekty upamiętniające ważne bitwy oraz rodzinne miejscowości partyjnych osobistości.
Jednym z miejsc ostatnio dodanych do listy jest majestatyczne Muzeum Partii Komunistycznej w Pekinie, które otwarto w 2021 r., w trakcie – nomen omen – lockdownu. Dużym zainteresowaniem cieszą się tam podobno kurtka i czapka, które Mao miał na sobie, gdy 1 października 1949 r. na pekińskim placu Tiananmen proklamował powstanie Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL).
Niekłopotliwe aspekty historii
Mianem „bazy edukacji patriotycznej” pochwalić mogą się jednak także obiekty reprezentujące zupełnie inne czasy – jak dom rodzinny Konfucjusza (przewodniczący Xi lubi cytować w swoich przemowach tego filozofa, żyjącego 2,5 tys. lat temu). A także sala pamięci Li Baia, jednego z największych poetów z czasów dynastii Tang, postrzeganej jako złoty okres rozwoju chińskiej kultury (to z kolei VII-X wiek naszej ery). Albo miejsca poświęcone kulturze obrzeży dzisiejszych Chin – zwłaszcza w jej niekłopotliwych dla partii aspektach, jak Muzeum Medycyny Tybetańskiej w Qinghai, na pograniczu Tybetu i Sinciangu.
Na listę wciągnięto wreszcie imponujące projekty inżynieryjne – takie jak Zapora Trzech Przełomów na rzece Jangcy (największa hydroelektrownia na świecie) czy Daxing, nowe pekińskie lotnisko zaprojektowane przez brytyjskie biuro architektoniczne Zahy Hadid i otwarte w 2019 r. z okazji 70-lecia istnienia ChRL.
W oficjalnej narracji, jak też w postrzeganiu wielu Chińczyków partia komunistyczna jest odpowiednio dziedzicem, obrońcą oraz twórcą także i tych aspektów chińskości. A skoro partia reprezentuje tak szeroki wachlarz elementów stanowiących Chiny, to wszelka jej krytyka jest również obrazą ludu.
Renesans chińskiego narodu
Według nowego prawa o edukacji patriotycznej, które weszło w życie z początkiem 2024 roku, wszelkie takie aktywności – także wspomniana na początku szkolna wycieczka – mają służyć promocji „wielkiego renesansu narodu chińskiego”, ambitnej wizji określającej rządy Xi Jinpinga.
Triumfalny powrót Chin na pozycję światowego lidera ma dokonać się do roku 2049, czyli na stulecie istnienia ChRL. Przy czym kierownictwo partii mówi też o przystankach na drodze do pełnego renesansu – m.in. o roku 2027 (stulecie powstania KPCh) i 2035 (stulecie zakończenia Wielkiego Marszu).
Wymienione daty porządkują cele w przeróżnych sektorach. Np. do roku 2027 Chiny mają dokonać pełnej modernizacji Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (co według amerykańskiego wywiadu oznacza gotowość do inwazji na Tajwan), a do roku 2035 – przełomu w rozwoju technologii strategicznych, takich jak mikroprocesory.
Nie chcemy „chińskiego socjalizmu”, nie chcemy być częścią Chin – mówią mieszkańcy Tajwanu. Nasza relacja z jednego z najbardziej zapalnych miejsc świata
W założeniach wielki renesans nie może obejść się bez zjednoczenia Tajwanu, wyspy, którą Pekin postrzega jako integralną część Chin. Najchętniej kierownictwo partii dokonałoby tego pokojowo, ale Xi nie wyklucza użycia siły. Scenariusz inwazji wymagać będzie zaś nie tylko dyscypliny wojska, ale całego społeczeństwa, które na własnej skórze odczuje skutki potencjalnej wojny.
„Niektórzy mieli problemy”
Wielka i odległa wizja wymaga od Chińczyków także cierpliwości, bo w kraju narastają kłopoty. Odbicie gospodarcze po pandemii rozczarowuje: w 2023 r. wzrost PKB wyniósł 5,2 proc., co jest najniższym wynikiem od 1990 r. (wyłączając lata covidowe). Xi Jinping przyznał w przemówieniu noworocznym, że w 2023 r. gospodarka borykała się z wieloma wyzwaniami, a „niektórzy ludzie mieli problemy ze znalezieniem pracy i zaspokojeniem podstawowych potrzeb”.
Gospodarka Chin w tarapatach. Rząd zakazuje publikacji danych
W istocie Chiny stoją przed szeregiem problemów strukturalnych, które sprawiają, że lata „cudu gospodarczego” to pieśń przeszłości.
Pierwszym z nich jest demografia. Odejście od „polityki jednego dziecka” w 2016 r. oraz ustalenie w 2021 r. nowego limitu (jest nim posiadanie trojga dzieci) na razie nie przynoszą oczekiwanych skutków. Liczba ludności w wieku produkcyjnym spada w Chinach już od dekady i proces ten zapewne będzie tylko przyspieszać. Obecnie na 100 osób w wieku 20-64 lat przypada 20 seniorów, a według prognozy Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) w 2050 r. będzie to już blisko 50 seniorów.
Trzeba zaznaczyć, że Chiny nie wypadają pod tym względem najgorzej: w połowie stulecia w Polsce współczynnik ten ma wynieść ponad 60, a w Japonii aż 80 seniorów na 100 osób w wieku produkcyjnym (za to dobrze wygląda prognoza dla Indii, gdzie ta proporcja ma wynieść 22:100).
Modele się wyczerpują
To, że gdzie indziej może być gorzej, jest jednak marną pociechą. Szybkie starzenie się społeczeństwa w połączeniu z rosnącymi płacami podważa model gospodarczy oparty na relatywnie taniej sile roboczej, która była paliwem dla chińskiej gospodarki w ciągu ostatnich czterech dekad.
Wyczerpuje się też model rozwoju oparty na silnym stymulowaniu inwestycji infrastrukturalnych. Ich skalę pokazuje choćby takie porównanie: w połowie ostatniej dekady, w ciągu trzech lat Chiny wylały więcej betonu niż Stany Zjednoczone w całym wieku XX.
Jednak rynek jest już przesycony i liczne inwestycje są dziś albo mało opłacalne, albo wręcz niepotrzebne. Think tank Rhodium Group szacuje, że w Chinach jest 23-26 mln niesprzedanych mieszkań (czyli tyle, ile pomieściłoby całą populację Włoch). Marnotrawstwo skutkuje zaś ogromnym zadłużeniem, które wynosi dziś blisko trzykrotność chińskiego PKB.
Pekin usiłuje obecnie zreformować model gospodarczy: nowymi filarami rozwoju mają być innowacje i wysokie technologie. Piętrzące się problemy niekoniecznie oznaczają więc, że gospodarka musi pogrążyć się w trwałym kryzysie. Zmiana modelu wymaga jednak sporej restrukturyzacji, która zajmie trochę czasu. W plany chińskich władz może uderzyć też pogłębiająca się wojna handlowa z USA i emancypacja Europy od zależności względem Chin.
Tymczasem koszty spowolnienia ponosić będzie społeczeństwo.
Choć może trudno to zaakceptować, ogromnej większości Chińczyków – urodzonych w systemie autokratycznym i otoczonych wszechobecną propagandą – rządy jednej partii po prostu nie wadzą. A garstka zbuntowanych, choćby zdeterminowana, systemu nie podważy.
Europa walczy o klimat, a Chiny nic nie robią? To nieprawda
Leżeć do góry brzuchem
Koszty te widoczne są już teraz.
W marcu 2023 r. bezrobocie wśród mieszkańców miast w wieku 16-24 lat przekroczyło 20 proc., co jest wynikiem dwukrotnie wyższym niż przed pandemią. Wprawdzie potem, od grudnia, bezrobocie w tej grupie się zmniejszało i oficjalnie wynosi dziś 14,9 proc., ale spadek ten związany jest przede wszystkim ze zmianą metodologii liczenia.
Przed bezrobociem nie chroni nawet wyższe wykształcenie, a właściwie wręcz przeciwnie: ponad 70 proc. w tej grupie bezrobotnych to absolwenci uniwersytetów. Bo choć praca jest, to niezgodna z oczekiwaniami ambitnej młodzieży. Nie pomaga tu silna ręka Pekinu, który od 2020 r. zaostrza regulacje prywatnych firm np. w sektorach technologii i edukacji, które są atrakcyjnym pracodawcą dla absolwentów.
W efekcie wśród młodych rośnie poczucie rezygnacji. Lata ciężkiej nauki coraz mniej się opłacają, a awans społeczny, jakiego dokonali ich rodzice czy dziadkowie, jest coraz mniej osiągalny. Podobnie jak na Zachodzie, młodym często niełatwo jest nawet utrzymać poziom życia, w którym sami się wychowali – ich skromne marzenia o znalezieniu pracy i mieszkania oraz założeniu rodziny wydają się coraz bardziej poza zasięgiem.
W obliczu takiego braku perspektyw wśród chińskiej młodzieży coraz popularniejsze staje się praktykowanie tzw. tang ping (dosłownie: „leżenie płasko”): spędzają całe dnie w domu, śpiąc czy grając w gry komputerowe. Młodzi wybierają wyzbycie się pragnień i obojętne nastawienie wobec życia zamiast morderczej kultury pracy, która i tak niekoniecznie przynosi korzyści.
Młodzi, przełknijcie gorycz
Przemawiając w zeszłym roku na uczelni w prowincji Hebei, Xi Jinping wezwał studentów, by „porzucili pychę i wygodę” i „przełknęli gorycz” (przewodniczący użył tu idiomu chi ku, który oznacza ciężką i niewdzięczną pracę). W ślad za przywódcą poszły redakcje gazet, nawołując młodych do „podjęcia walki” i „poświęcenia na rzecz renesansu narodu chińskiego”. Przekaz jest jasny: młodzi powinni skupić się na celach zbiorowych, a nie na realizowaniu indywidualnych aspiracji.
Po części wezwanie to trafia na podatny grunt. Mimo niezbyt optymistycznych perspektyw osobistych młodzi Chińczycy deklarują, że są dumni ze swojego kraju i dostrzegają ogromny postęp, który dokonał się za ich życia. Jeszcze parę lat temu regularnie można było usłyszeć od nich opowieści o niebywałym tempie rozwoju ich rodzinnych miast – z dnia na dzień powstawały osiedla, centra handlowe, stadiony, parki. To wszystko sprawiało, że ich własne życie wydawało się łatwiejsze i przyjemniejsze.
Dziś, gdy zapyta się te same osoby o najważniejsze zmiany w ich codziennym życiu, najczęściej słyszy się o przemianach technologicznych: o nowym systemie płatności bezgotówkowych czy poprawie bezpieczeństwa dzięki wszechobecnym kamerom.
Bezpieczeństwo za posłuszeństwo
„Chiny są bardzo bezpieczne” – to mantra, od której zaczyna się wiele rozmów. W przekonaniu mieszkańców Państwa Środka stan ten kontrastuje nie tylko z latami 90. XX stulecia w ich własnym kraju, ale przede wszystkim z sytuacją za granicą. Najczęściej przytaczane są tu Stany, w mediach państwowych przedstawiane jako kraina chaosu, nierówności i zagrożeń, a także kraje europejskie, jak Francja czy Niemcy. Pewnego razu mój znajomy, skonfrontowany z tematem konsekwencji obecności kamer dla wolności jednostek, odpowiedział: „Czemu w przestrzeni publicznej ktoś miałby oczekiwać prywatności?”.
Poczucie bezpieczeństwa w zamian za rezygnację z osobistej wolności: czy tak ma wyglądać nowy układ władza-obywatele, zajmujący miejsce coraz bardziej odchodzącego w przeszłość układu, który za posłuszeństwo zapewniał awans materialny i społeczny? Przy czym taki nowy układ miałby być – jak już wspomniano – podlany sosem chińskiego nacjonalizmu, serwowanego pod różnymi postaciami edukacji „patriotycznej”.
Na młodych to działa. W odróżnieniu od starszych pokoleń młodzi Chińczycy zwykle mają bardzo małą wiedzę o burzliwej i krwawej historii wieku XX, a wzmocniona kontrola społeczna ery Xi Jinpinga, ze ścisłą cenzurą i rygoryzmem ideologicznym, ucina w zarodku jakiekolwiek próby dyskusji.
Jednocześnie w obliczu rosnących napięć geopolitycznych partia dba o to, aby obrzydzić Chińczykom swych wrogów. Częstym motywem, lansowanym w mediach społecznościowych, są np. memy wytykające rzekomą hipokryzję Zachodu, który ma naruszać wartości, jakie sam niesie na sztandarach – takie jak równość czy prawa człowieka (szczególnie duży wysyp tego typu treści miał miejsce w trakcie protestów ruchu Black Lives Matter).
Brak apetytu na zmiany
Czy w takich warunkach frustracja młodych może uderzyć w stabilność reżimu?
Wielu obserwatorów chce widzieć w narastających problemach oznakę nadciągającego upadku Chin. Zwolennicy tej teorii wychodzą z założenia, że powszechne poparcie dla rządów KPCh było możliwe dzięki skokowej poprawie jakości życia w ciągu ostatnich 40 lat. Skoro więc teraz Chiny borykają się z nowymi wyzwaniami, układ ten może runąć, a niezadowoleni Chińczycy mogą się zbuntować. Zwłaszcza że spowolnienie gospodarcze uderza głównie w młody segment społeczeństwa, w powszechnym wyobrażeniu ten najbardziej wywrotowy (pamiętamy protesty studentów na placu Tiananmen w 1989 r.).
Dowodów na słuszność tej tezy jej zwolennicy szukali ostatnio – przez chwilę – pod koniec 2022 r., gdy w kilkunastu miastach odbyły się protesty przeciw drakońskiej polityce „zero covid”. W skali całego kraju ich potencjał od początku był jednak niewielki i wygasł jeszcze szybciej, niż się spodziewano – dziś próżno szukać po nich jakichś trwałych śladów.